[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Aawa przysięgłych uniewinniła go, a sędzia orzekł, że może kontynuować
swoje eksperymenty, ale tylko na kryminalistach.
Kapitan Barak wzdrygnął się, zacisnął pięść, zapukał w drzwi ozdobione ta-
bliczką  Laboratorium Pata O Loga , wszedł do środka i się rozejrzał.
Na ścianach wisiały półki zapchane butelkami z zakonserwowanymi wnętrz-
nościami i dziwacznymi kończynami. W przeciwległym rogu jaskini znajdował
się pojedynczy, słabo widoczny w świetle rzucanym przez łojową lampę, dość
sponiewierany kościotrup, który zwisał z haka wbitego w skałę. Barak na prze-
strzeni lat przyzwyczaił się do widoku większości ozdób laboratorium O Loga.
Istniała jednak pewna rzecz, która zawsze go odrzucała, która bezlitośnie atako-
wała część jego mózgu odpowiedzialną za mdłości. Na widok leżącego na ogrom-
nej kamiennej płycie ciała Stana Kowalskiego jego żołądek jął miotać się niczym
wyjęty z wody karp. Wokół ciała rozrysowane było wielkie koło, którego obwód
ozdabiały litery i symbole skrupulatnie wyrysowane kredą i oświetlone łojowymi
świeczkami. Całość wyglądała tak, jakby lada moment miał odbyć się tutaj jakiś
mroczny rytuał połączony ze złożeniem ofiary  ciało na ołtarzu, krąg świec,
butelki z wnętrznościami. Ogólne wrażenie psuł tylko królik.
Królik oraz ciąg marchewek ustawionych przed narysowanymi kredą literami.
Pat O Log dzierżył z wyczekiwaniem gęsie pióro nad pergaminem przypię-
tym do tabliczki i wpatrywał się z uwagą w kłapouchego zwierzaka podejrzliwie
obwąchującego marchewki.
Barak nerwowo odchrząknął, zastanawiając się nad aktualną równowagą umy-
słu O Loga i rozważając, czy nie powinien w gruncie rzeczy wycofać się stąd
i zostawić wariata w spokoju. W końcu nic wielkiego się nie stanie, jeśli wróci za
kilka godzin lub dni, lub. . .
 Aaa, Barak! Oczekiwałem cię  wycedził O Log. W jego ustach to nie-
110
winne zdanie zabrzmiało o wiele bardziej podejrzanie, niż powinno.
Wypowiedziawszy te słowa, na powrót zwrócił uwagę ku ruszającemu nosem,
kręcącemu się w kółko królikowi. Zwierzak skierował się ku kolejnej marchew-
ce. Ostrożnie, utrzymując zadnie łapy w gotowości do dania drapaka, obwąchał
warzywo leżące przed literą  q , a następnie niepewnie je skubnął.
O Log wybuchnął wściekłością i rzucił tabliczką w zaskoczonego królika.
 Grrr! Brakowało mi tylko królika z dysleksją!  pisnął na widok białego
ogonka znikającego za kamienną płytą.  Moje badania, moje badania! Na nic!
Tyle godzin na nic. . .  Mięsista twarz zadrżała w słabym świetle, z ust poleciała
para.
Barak uderzył się w bok głowy, jakby była jakimś urządzeniem, które uparcie
odmawia prawidłowego funkcjonowania.
 Królika? Obwiniasz królika?  wydukał Barak z niedowierzaniem.
 Coś nie w porządku?  odburknął Pat, obrzucając Baraka gniewnym spoj-
rzeniem.  Przecież to ewidentna wina tego bydlaka!  Q , czyż nie?  zapytał
retorycznie.  Dlaczego nie wskazał samogłoski, choćby jednej?
 . . . .?. . .  Barak jęknął niezrozumiale.
 Nic nie rozumiesz, prawda?  odrzekł Pat pogardliwie, czując, jak wzrasta
w nim arogancja.  Czyżby odkrycia Pat O Loga uczyniły od twojej poprzedniej
wizyty aż tak wielkie postępy? Czyżby nie dane ci było słyszeć o królikomancji?
 zapytał z teatralnym gestem.
 Królikomancji. . . ?  wykrztusił Barak, po czym przeniósł wzrok z za-
myślonej twarzy Pata na małego białego króliczka wyglądającego nerwowo zza
kamiennej płyty.  No nie. Czy to ma znaczyć, że używasz królików do. . .
 Przepowiadania przeszłości. Nie inaczej!  oznajmił Pat, zamaszystym
gestem zdejmując z rąk cienkie białe rękawice i ciskając je za siebie.  Swo-
imi noskami potrafią wskazać powód śmierci dowolnej istoty. W każdym razie
większość potrafi!  zapiszczał i spojrzał oskarżycielsko na puchate stworzonko
ruszające noskiem w jego stronę.  Przynajmniej te, które potrafią czytać. Sam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl