[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie, Tomek. Pytam poważnie. Ja też chcę sobie z
tym jakoś poradzić.
- Mówił, że jeśli czegoś nie rozumiemy, trzeba to
zostawić i zająć się robotą. Tą, którą rozumiemy. Nawet,
gdyby tu za chwilę przeleciał krasnoludek na koniku ze
skrzydełkami.
- Ty też tak myślisz?
- Chyba tak.
- I nie ciekawi cię, jak to się wszystko dzieje? O co
tu chodzi?
- Cholernie ciekawi. Ale to, że będę ze złością
przebierał nogami w miejscu niczego nie zmieni. A
dzieciaki są tam gdzieś uwięzione. I nie ma w tym nic
magicznego. Za to cholernie przerażającego. Kiedy o tym
myślę w nocy, pot mi ciurkiem spływa po kręgosłupie.
Gdy tylko rano przyjdę do roboty, będę przekopywać
zgłoszenie za zgłoszeniem. Jeśli rodzice nie są
kretynami, zeznali na policji, że ich zaginiona córka jest
afatyczką. Znajdziemy ich. To nie powinno być aż takie
trudne.
- Nie przeczytaliście pamiętnika do końca?
- Nie było kiedy. Gdy tylko na coś trafialiśmy,
ruszaliśmy w trasę. Do zamku, do domu Prado, do starej
Chorodeckiej. Dlaczego pytasz?
- Nie szukaj rodziców małej.
- Dlaczego?
220
Teraz z kolei Chudy wstał ze stołka, podszedł do
Szuchcika, poklepał go po ramieniu, a potem położył się
na łóżku.
- Idzcie do domu i skończcie czytać dziennik. To
wam więcej da niż moje gadanie - mruknął ze
znużeniem.
- Chyba żartujesz!
- Nie, Tomek. Ciągle upieracie się przy swoim, a
potem przychodzicie tu i przyznajecie mi rację. Raz do
cholery zaufaj i zrób, o co proszę. Jak najszybciej
przeczytajcie pamiętnik.
Szuchcik wolno pokiwał głową.
- Jak się czułeś, kiedy zacząłeś kapować, że coś jest
nie tak?
- Najpierw sądziłem, że stoi za nią ktoś cholernie
potężny i ciągnie za sznurki. Potem, gdy to straciło sens,
myślałem, że popadam w obłęd, że naprawdę świruję. A
potem już było za pózno. Nie zdążyła mi wytłumaczyć.
Dała mi tylko pamiętnik. Zgodziła się spotkać, gdy go
przeczytam.
- Kamil... Z dzieciakami nie możemy czekać.
Musimy to nadać szefowi.
- Ja nie zdążyłem. Ale to fakt. Wy musicie.
- Nie wiemy, co wymyślić.
- Dokąd doszliście?
- Przekopałem statystyki. Znalazłem kwadrat, gdzie
nie tylko jest dwadzieścia razy więcej zaginięć niż we
wszystkich innych, ale i nieprawdopodobnie mała
wykrywalność. Zamiast dziewięćdziesięciu pięciu
procent
221
powrotów do domu jak wszędzie, jest pięć procent.
- I oczywiście nikt tego nie zauważył.
- Ty też nie.
- Ja nie miałem kiedy - Chudy usiadł na łóżku. - Ale
gdybym miał jeden dzień więcej, zrobiłbym jak ty.
- Lepiej powiedz, co byś teraz zrobił?
- Najprościej. Dostaliście od informatora cynk,
sprawdziliście i jeden kwadrat świeci przy pozostałych
jak tysiącwatowa żarowa na pustyni w nocy.
- Trzeba dobrze ułożyć ten cynk.
Chudy pokiwał głową.
- Nie trzeba. Przez te numery spod pałacu i z
Chorodecką zaczęliście się zachowywać jak podejrzani.
A jesteście gliniarzami z Komendy Głównej. Myślisz, że
was zacznie opieprzać, że znalezliście ważną przesłankę
do śledztwa i to dla CBZ?
Szuchcik wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia.
- To zobaczysz. Walisz krótki tekst o  ważnej
przesłance z terenu , a potem od razu fakty na stół. Nie
bój się, nie zacznie pytać o kobietę, którą wszyscy
zapominają po kilku sekundach. Bo nigdy się o niej nie
dowie. Taki już jej los.
- A my pamiętamy. - Szuchcik westchnął.
- No właśnie. Wszyscy trzej. A ja do tego jeszcze
pamiętam jej twarz. Bardzo dokładnie. Jej przerażenie.
Po tym, gdy się dowiedziała, kim naprawdę jest.
222
- Jezu, Kamil, kim ona jest?! Jak ją dorwałeś?!
Chudy opadł na łóżko.
- Przeczytaj, wtedy pogadamy. - Wypuścił głośno
powietrze z płuc.
- Aleś ty, kurwa, uparty!
- Wiem, co mówię. Idz teraz do domu i namów na
korytarzu Dareczka, żeby się ze mną nie żegnał. Mam go
na dzisiaj dość.
Pamiętnik albo dziennik
Zniadanie
Justysia wstała dość pózno. Dopiero około jedenastej
przyszła do pracowni, w której siedziałam przy
komputerze co najmniej już od czterech godzin.
- Co robisz? - Zerknęła na ekran, przecierając
niezupełnie rozbudzone oczka.
- Szukam pewnych ludzi. - Pocałowałam ją w czoło
na powitanie.
- Którzy pomogą ci znalezć córkę?
- W pewnym sensie tak. Liczę na to.
- W k...k...komputerze twojej mamy?
- W Internecie, głuptasie. - Uśmiechnęłam się. -
Długo spałaś.
- Duże łóżko. I fajne, no wiesz, to, czym się
przykryłam.
Przytaknęłam ze zrozumieniem.
- Tak, niezła pościel. Moja mama ma taki gust.
Wszystko duże, drogie i nieco staromodne.
- Długo tu zostaniemy?
- Może dwa dni.
- Mówiłaś, że pięć.
Zastanowiłam się, co odpowiedzieć.
224
- Chyba... nie jestem na razie gotowa na spotkanie z
matką, która mogłaby mnie nie poznać i uznać za
włamywaczkę. Odłożę to na lepszy moment.
- Lepszy moment?
Wstałam od komputera.
- Chodz, zjemy śniadanie.
Zanim mała się obudziła, wyszłam do sklepu.
Oczywiście nie miałam najmniejszego kłopotu z
ponownym wejściem. Ale Justysia wciąż trochę się tym
denerwowała. Jak to dzieciak, którego kłopoty za bardzo
wyrastają ponad jego wiek. Kupiłam sporo dobrego
żarcia na dwa dni. Musiałyśmy wypocząć. Czekały nas
ciężkie dni. Począwszy od dnia dzisiejszego.
Zrobiłam jak porządna matka jajecznicę z cebulką i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl