[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Rachunek, Bewchard. Rachunek za pięćdziesięciu żołnierzy i czterdziestu niewolników, za statek i
jego oprzyrządowanie oraz za skarb wartości dwudziestu pięciu tysięcy smygarów. Yaljon także
potrafi
przestrzegać kupieckich reguł!
Kapitan wbił wzrok w posłańca. Blask ogni z płonącego okrętu sprawiał, że po twarzy żołnierza
pełzały
cienie. Po chwili Bewchard kopnął zwitek pergaminu, strącając go do wody, po której pływały różne
odpadki.
 Widzę, że chcecie mnie zastraszyć, odgrywając ten melodramat!  wycedził.  Zatem przekaż
Yaljonowi, że
się go nie boję i nie mam zamiaru płacić żadnego rachunku. Powiedz mu, o ile dalej będzie chciał
przestrzegać kupieckich reguł, że on i jego zachłanni przodkowie winni są mieszkańcom Narleenu
znacznie więcej niż suma przedstawiona na jakimkolwiek rachunku. Będę nadal stopniowo
niwelował
ów dług.
Jezdziec otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale rozmyślił się, ściągnął wodze konia, zawrócił go
i
galopem zniknął w ciemnościach.
 On teraz cię zabije, Bewchard  stwierdził niemal triumfująco Yeroneeg.  Na pewno cię
zabije.
Mam jedynie nadzieję, że zdaje sobie sprawę, iż nie wszyscy z nas są takimi głupcami jak ty!
 A ja mam nadzieję, że nie wszyscy są takimi głupcami jak ty, Yeroneeg  rzekł pogardliwie
Bewchard.  Jeśli Yaljon zaczyna mi grozić, to znaczy, że przynajmniej w jakiejś części odniosłem
sukces wyprowadzając go z równowagi!
Poszedł szybko w stronę powozu i zatrzymał się przy drzwiczkach, czekając, aż Hawkmoon i d'Averc
wejdą do środka. Wreszcie wskoczył sam i zastukał rękojeścią miecza w dach, sygnalizując woznicy,
żeby jechał z powrotem do domu.
 Czy ma pan pewność, że Yaljon jest tak słaby, jak wynikało z pańskich słów?  spytał
zafrasowany
Hawkmoon.
Bewchard uśmiechnął się szeroko.
 Mam pewność, że jest o wiele silniejszy, niż sugerowałem. Prawdopodobnie nawet silniejszy, niż
przypuszcza Yeroneeg. Według mojej opinii Yaljon jest wciąż jeszcze do tego stopnia zaskoczony
naszym dzisiejszym lekkomyślnym atakiem na jego statek, że nie zdążył dokonać należytej oceny
środków, jakimi dysponuje. Nie musiałem jednak mówić o tym Yeroneegowi, prawda, przyjaciele?
Książę popatrzył na Bewcharda wzrokiem pełnym podziwu.
 Ma pan wiele odwagi, kapitanie.
 To raczej tylko desperacja, mistrzu Hawkmoonie. Książę skinął głową.
 Chyba wiem, co pan ma na myśli  rzekł. Zastali otwartą bramę, więc podjechali wprost ku
wejściu
do domu. W drzwiach oczekiwała ich pobladła Jeleana.
 Czy nic ci się nie stało, Pahl?  spytała, kiedy wysiedli z powozu.
 Oczywiście  odparł Bewchard.  Sprawiasz wrażenie przerażonej, Jeleano.
Odwróciła się i weszła do budynku. Zatrzymała się dopiero w jadalni, gdzie na stole wciąż jeszcze
stała
nie sprzątnięta po kolacji zastawa.
 To... nie pożar statku przeraził mnie do tego stopnia  powiedziała drżącym głosem. Popatrzyła
na
brata, potem przeniosła wzrok na d'Averca, w końcu na Hawkmoona. Miała rozszerzone ze strachu
oczy.  Podczas waszej nieobecności mieliśmy gościa.
 Gościa? Kto to był?  zapytał Bewchard, otaczając ręką jej rozdygotane ramiona.
 On... przyszedł sam...  zaczęła.
 A cóż dziwnego w tym, że gość przyszedł sam? Gdzie jest teraz?
 To był Yaljon, Pahl. Lord Valjon ze Starvelu we własnej osobie. On...  urwała i zakryła twarz
dłońmi.  Uderzył mnie w twarz... Patrzył tymi nie widzącymi, nieludzkimi oczyma, przemawiał tym
swoim głosem...
 Co powiedział?  zapytał nagle Hawkmoon posępnym tonem.  Co takiego powiedział, pani?
Ponownie jej wzrok prześlizgnął się po twarzach mężczyzn i zatrzymał na księciu Koln.
 Stwierdził, że tylko bawi się z Pahlem, że jest zbyt dumny na to, by marnotrawić swój czas i siły
na
szukanie zemsty, że jeśli Pahl nie ogłosi jutro na rynku, iż przestanie naprzykrzać się Pirackim
Lordom
swym... swym  bezsensownym nękaniem ich", zostanie ukarany w sposób odpowiedni do jego
występków. Powiedział, iż spodziewa się usłyszeć proklamację Pahla jutro w samo południe.
Bewchard zmarszczył brwi.
 Przyszedł tutaj, do mojego domu, żeby jak sądzę, okazać mi swą pogardę. Spalenie statku
było jedynie demonstracją, a zarazem podstępem, by zwabić mnie do portu. Rozmawiał z tobą,
Jeleano, gdyż chciał udowodnić mi, że może dosięgnąć najbliższych mi, ukochanych osób,
kiedy tylko zechce.  Westchnął głośno.  Nie mam już teraz wątpliwości, że nastaje nie
tylko na moje życie, ale także na życie moich bliskich. Powinienem był spodziewać się
podobnej sztuczki...  Przeniósł spojrzenie na Hawkmoona, a w jego oczach pojawiło się
zmęczenie.  Możliwe, że postąpiłem jak głupiec. Być może Yeroneeg miał rację.
Nie powinienem zadzierać z Yaljonem, w każdym razie nie teraz, kiedy jego chronią mury Starvelu.
Nie
zwykłem posługiwać się bronią podobną do tej, jaką on wykorzystał przeciwko mnie!
 Nie umiem panu nic poradzić  powiedział cicho Hawkmoon.  Mogę jednak ofiarować swoją
oraz d'Averca pomoc w pańskiej walce, jeśli zdecyduje pan ją kontynuować.
Bewchard popatrzył mu wprost w oczy, a po chwili zaśmiał się wyprostowując ramiona.
 Oczywiście, to nie jest rada, Dodanie Hawkmoonie, Rycerzu Czarnego Klejnotu, tylko wskazanie
mi, co powinienem myśleć o sobie, jeśli odrzucę pomoc dwóch tak wyśmienitych szermierzy jak wy.
Owszem, będę walczył. Jutro wypoczniemy, ignorując ostrzeżenie Yaljona. A ciebie, Jeleano, otoczę
ochroną. Poślę po ojca i poproszę, by przybył razem ze swymi ludzmi i zaopiekował się tobą.
Hawkmoon, d'Averc i ja pójdziemy jutro po zakupy, jakby nic się nie stało.  Wskazał dłonią
pożyczone ubrania, które dwaj przyjaciele mieli na sobie.  Obiecałem wam nowe stroje, mistrzu
Hawkmoonie, a także dobrą pochwę do tego zdobycznego miecza. Będziemy się zachowywać
zupełnie
normalnie. Pokażemy Yaljonowi, a co ważniejsze, ludziom w mieście, że nie ulegniemy jego
pogróżkom.
D'Averc pokiwał głową z powątpiewaniem.
 No tak, jest to jedyny sposób na podtrzymanie ducha wśród mieszkańców miasta  rzekł. 
Pańska
ewentualna śmierć będzie śmiercią bohatera, inspirującą tych, którzy pójdą w pańskie ślady.
 Mam nadzieję, że jeszcze nie zginę  odparł uśmiechnięty Bewchard  ponieważ bardzo
kocham
życie. Zobaczymy, przyjaciele. Zobaczymy.
ROZDZIAA VIII
MURY STARVELU
Następny dzień wstał równie upalny jak poprzedni. Pahl Bewchard wyruszył z przyjaciółmi po
zakupy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl