[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
- Wiem. Dlatego na razie mu o niczym nie powie-
działam.
- I dobrze zrobiłaś. Lepiej, żebym ja z nim poroz-
mawiał.
Tak, z zawodowego punktu widzenia to byłoby naj-
bardziej wskazane, ale czy będzie to uczciwe wobec Ja-
reda? Czy nie będzie miał do niej żalu, że nie była z nim
szczera?
- Może ode mnie łatwiej to przyjmie?
- Brooke, to ja muszę postawić diagnozę. Ty możesz
mu powiedzieć jedynie o swoich podejrzeniach, a wo-
lałbym, żebyś i tego nie robiła, bo jednak możesz się
mylić.
- Wiele razy już widziałam takie objawy. Jestem pra-
wie całkowicie pewna...
- Pozwól, bym to ja był posłańcem przynoszącym złą
wiadomość.
Brooke uważała, że postąpi nieuczciwie, nie informu-
jąc Jareda o swoich podejrzeniach, ale, z drugiej strony,
odpowiedzialność za postawienie diagnozy powinien jed-
nak wziąć na siebie doktor Kempner. Tego wymagało
od nich obojga poczucie zawodowego obowiązku, nawet
jeżeli jej związek z Jaredem rozmył granicę między profe-
sjonalizmem a sprawami osobistymi. Jednak właściwie nie
miała tu nic do powiedzenia. Decyzja należy do doktora
Kempnera. 1 on ma rację. Mogła przecież się mylić. Musi
zachować obiektywizm. Tylko że łatwiej to powiedzieć,
niż zrobić.
Westchnęła.
- Kiedy pan mu powie?
124
S
R
- Jesteśmy umówieni na jutro rano. Wtedy zadam mu
ten cios.
A ona zobaczy się z Jaredem jeszcze dziś wieczorem.
Czy potrafi zachowywać się normalnie, kiedy właśnie te-
raz ważą się jego losy? I jej losy zresztą też?
Wszystkie te lata pracy nie przygotowały jej na taką
sytuację. Gdyby nie związała się z Jaredem, gdyby po-
została emocjonalnie obojętna, teraz nie stałaby przed ta-
kim dylematem.
Ale była uczuciowo zaangażowana i Nick Kempner
miał chyba rację. To on jest lekarzem prowadzącym i to
on musi przekazać Jaredowi złą wiadomość. Więc dla-
czego ona się czuje jak Judasz?
- Dobrze - powiedziała, wstając. - Dowie się tego
od pana.
Kempner odprowadził ją do drzwi.
- Brooke, jeszcze jedno.
- Tak?
Przyjrzał jej się z prawdziwą troską.
- Opiekuj się nim. Będzie cię potrzebował bardziej,
niż możesz sobie wyobrazić. Nawet bardziej niż swojej
pracy.
W tym momencie Brooke uświadomiła sobie, że ona
też potrzebuje Jareda. Był jej potrzebny do życia. Po-
trzebowała jego miłości. Modliła się, by starczyło jej wie-
czorem odwagi, by mu to powiedzieć. Bo po jutrzejszym
ranku może już więcej nie mieć takiej okazji.
- Możesz spróbować trochę mocniej?
- Nie chce się zginać.
125
S
R
- Wiem, ale też nie jesteś wystarczająco skoncentro-
wany.
- Jestem. - To nie była cała prawda. Jared koncen-
trował się, i to bardzo - ale na ustach Brooke, ułożonych
teraz w wyrażającą dezaprobatę linię, na jej cudownym
ciele osłoniętym dżinsami i bluzką, na jej ciemnych
oczach patrzących na niego z troską, a nie na tej głupiej
piłeczce, którą miał ściskać w ręku.
Gdy zaprosił Brooke do swojego miejskiego domu,
nie spodziewał się, że przyjdzie z służbową torbą i prze-
prowadzi z nim sesję ćwiczeń. Ale bardzo na to nalegała,
mimo że już nie była jego terapeutką. Była jego kochanką
i tylko tak o niej mógł teraz myśleć. I jeszcze o tym, że
tyle chciałby jej powiedzieć, gdyby tylko mógł się zdobyć
na odwagę.
Zamiast tego zapytał:
- Skończyliśmy?
Wyrwała mu piłeczkę i wrzuciła ją do torby stojącej
jakiś metr dalej. Wycelowała idealnie.
- Chyba tak, skoro myślami przebywasz gdzie in-
dziej.
Nie mógł temu zaprzeczyć. I nie mógł zrozumieć jej
dzisiejszego zachowania. Tak różnego od tego w nocy,
kiedy śmiech przychodził jej tak łatwo. Gdy tak radośnie
mu się oddawała. Dziś ledwo go pocałowała, po prostu
cmoknęła, stojąc w drzwiach. Musi się dowiedzieć, o co
jej chodzi.
Przechylił się przez stół i wziął jej rękę-w swoją dłoń.
- Brooke, co się stało?
Spojrzała w bok.
126
S
R
- Nic. Po prostu zastanawiam się, czy nie powinnam
była jeszcze czegoś zrobić, by twój palec nie był taki
sztywny.
- Wykonałaś doskonałą robotę. Ale, jak sama powie-
działaś, na to potrzeba sporo czasu.
Spojrzała na niego z lękiem.
- Chyba masz rację.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]