[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kiedy uratowałem ci życie, to właśnie miałaś na myśli?
- Czy powiedziałeś to tak sobie?
- O uratowaniu ci życia?
- Nie, chodzi mi o twoje cygańskie pochodzenie.
CZAS WAÓCZGI I CZAS MIAOZCI 37
- Czy to ważne? - zapytał z ponurą miną.
- Przepraszam. Nie chciałam być wścibska.
- Jasne, że chciałaś.
- No więc chciałam - zgodziła się pojednawczo, wzrusza
jąc ramionami. - Piszę książki i interesują mnie ludzie i ich
rodzinne korzenie. Czy takim wolnym ptakom, jak ty, nie
wolno mieć korzeni?
- Ja mam korzenie. I rodzinÄ™ w Chicago.
- JesteÅ› z Chicago?
Dylan uśmiechnął się pobłażliwie. Abigail wypowiedziała
nazwę miasta z pogardą, podobnie jak wyraża się większość
Amerykanów z Zachodu o wszystkich miastach położonych
na wschód od Denver.
- Opuściłem rodzinny dom dawno temu. Jestem typowym
włóczęgą. Mój ojciec uważa, że to cygańskie dziedzictwo.
Rodzice wyemigrowali do Stanów z Węgier na początku lat
sześćdziesiątych, przed moim urodzeniem. Mój ojciec jest
Romem, czyli Cyganem, a mama Węgierką.
- JesteÅ› jedynakiem?
- Nie. Mam dwójkę starszego rodzeństwa - brata Michae
la i siostrÄ™ Gaylynn.
- Czyli jesteś najmłodszy w rodzinie. To znaczy... -
mruknęła niewyraznie.
- Co to znaczy?
- Ostatnie dziecko często bywa rozpuszczane.
- Czytałaś o tym w książkach, czy wiesz z własnego do
świadczenia?
- Jestem jedynaczkÄ….
- To znaczy, że zostałaś rozpuszczona jak dziadowski
bicz.
38 CZAS WAÓCZGI I CZAS MIAOZCI
- Skąd taki wniosek, jeśli można zapytać?
- Stąd, że zadzierasz nosa.
- Bzdura!
- Nie chciałem, broń Boże, powiedzieć, że nie masz ład
nego noska. Tylko że nie powinnaś go zadzierać.
- To mi wygląda na początek końskich zalotów.
- Dlaczego miałbym się do ciebie zalecać?
- Bo to jest wpisane w rolę - mruknęła smętnie.
- JakÄ… rolÄ™?
- Kowboja.
- Zdaje się, że o kowbojach wiesz wszystko.
- Pisuję o nich książki. Właściwie kilka z nich już odnios
Å‚o sukces na rynku wydawniczym. Masz racjÄ™, o kowbojach
z rozpaloną głową, którzy nie mogą usiedzieć w jednym miej
scu, wiem chyba wszystko.
- W tej chwili nie mam rozpalonej głowy - powie
dział Dylan z leniwym uśmiechem - tylko coś innego, o wie
le niżej...
- Nie interesują mnie szczegóły twojej anatomii.
- Ale mogłabyś się nimi zainteresować.
- Oczywiście. To znaczy, oczywiście, nie!
- Więc może wolałabyś o tym porozmawiać.
- Wolałabym to zlekceważyć.
- Ja też. Ale to nie takie proste, kiedy człowieka piecze aż
do bólu...
- Nie mam ochoty tego słuchać!
- O, tutaj... - Położył rękę na swoim prawym udzie.
- Spróbuj kuracji końską maścią. Słyszałam, że działa
nawet na uparte muły.
Najpierw porównuje mnie z łosiem, pomyślał rozbawiony,
CZAS WAÓCZGI I CZAS MIAOZCI 39
a teraz mówi, że jestem upartym mułem. Chyba mnie lubi.
Myślę, że nawet bardzo mnie lubi!
Pierwszy tydzień na ranczu zleciał Dylanowi nie wiadomo
kiedy. Pracował od świtu do zmierzchu, przez ponad piętna
ście godzin na dobę, wiedząc, że to najlepszy sposób na to,
żeby czas się nie dłużył. Ale pracując dla takiej kobiety jak
Abigail Turner, nie mógł przestać o niej myśleć. I wciąż, kie
dy tylko miał okazję, śledził ją wzrokiem.
Stojąc pod strumieniem zimnej wody, Dylan śpiewał pier
wszą zwrotkę piosenki George'a Straita. Odkąd poznał Abbie,
zimne prysznice stały się jego codziennym rytuałem. Ubrał
się pospiesznie, wyjął z maleńkiej chłodziarki sok i pijąc pro
sto z butelki, zastanawiał się, co teraz robi Abbie.
Nigdy dotąd nie uganiał się za kobietami. Nie musiał, bo
jakoś tak się działo, że to one lgnęły do niego jak muchy do
miodu. Dylan był jednak dostatecznie cyniczny, żeby rozu
mieć, iż sukcesy w rodeo przysparzały mu więcej wielbicielek
niż wszystkie inne męskie atuty razem wzięte. Kiedy wycho
dził ze szpitala, nie zauważył, żeby czekały na niego tłumy
stęsknionych nastolatek.
Wytarłszy dłonią usta, odstawił butelkę i usmażył sobie
meksykański omlet. W chwili kiedy skończył jeść, usłyszał
głośne pukanie. Za drzwiami stał Shem.
- Słyszałeś ten dziwny hałas? - zapytał Dylana. - Teraz
ucichło, ale to było jak wrzask hieny skrzyżowany z wyciem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]