[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kanapę, \eby zobaczyć, co robi siostra. Mary-Lynnette odwróciła się, \eby widzieć jego twarz.
Skrzywił się. Ale szybko nad sobą zapanował.
- Patrz, co ma w pysku - szepnęła Rowan.
- Irys. I co z tego? - Ash ostro\nie wziął kwiat.
- Byłeś ostatnio w klubie? - spytała Kestrel.
- Gdybym ja to zrobił, po co miałbym zostawiać irys?
- śeby nam wskazać sprawcę.
- Nie muszę zabijać kóz, \eby coś zakomunikować. Umiem mówić.
Kestrel pozostawała niewzruszona.
- Ale taka wiadomość ma bardziej dosadny przekaz.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto marnuje czas na robienie z kozy je\ozwierza?
- Nie. Nie, ja nie twierdzę, \e to ty... - wtrąciła się cicho Rowan. - Ale ktoś musiał to zrobić. Pewnie
ta sama osoba, która zabiła ciotkę Opal. Staramy się dociec kto.
- No a jakich mamy podejrzanych?
Wszyscy spojrzeli na Mary-Lynnette. Odwróciła wzrok.
- Jednego. Prawie pewniak - powiedział Mark. - Nazywa się Jeremy Lovett. Jest naprawdę...
- Spokojnym chłopakiem - dokończyła Mary-Lynnette. Je\eli ktoś ma opisać Jeremy ego, niech to
będzie ona. - Znam go od podstawówki i nigdy w \yciu nie uwierzyłabym, \e mógłby zrobić komuś coś
złego, tym bardziej staruszce i zwierzakowi.
- Ale miał szurniętego wuja - wtrącił się Mark. - I słyszałem dziwne rzeczy o jego rodzinie...
- O jego rodzinie nikt nic nie wie. - Mary-Lynnette czuła się tak, jakby zmagała się \eby utrzymać
głowę nad powierzchnią wody, mając kamienie przywiązane do rąk i nóg. Jednak na dno nie ściągało jej
podejrzenie Marka, ale własne. Cichy głos w głowie powtarzał: A wydawał się takim miłym chłopa-
kiem".
- Jak wygląda ten Jeremy? - Ash przyglądał się jej w skupieniu z ponurą miną.
Jego ton mocno zirytował Mary-Lynnette.
- A co cię to obchodzi?
Ash zamrugał i przeniósł wzrok gdzie indziej. Lekko wzruszył ramionami.
- Tak pytam, z ciekawości - odparł z wymuszoną swobodą.
- Jest bardzo przystojny. - Mary-Lynnette uznała, \e to świetny sposób, \eby dać upust swojej złości i
frustracji. - Inteligentna twarz. Nie jak u pustego przystojniaka. Włosy koloru sosnowych szyszek i
najcudowniejsze brązowe oczy... Szczupły, opalony i trochę ode mnie wy\szy, bo oczy mam zwykle na
wysokości jego ust...
Ash był wyraznie niezadowolony.
- Widziałem kogoś takiego na stacji benzynowej w mieście. - Odwrócił się do Rowan. - Myślisz, \e
to zbuntowany wampir?
- Na pewno nie został zamieniony w wampira, skoro Mary-Lynnette widziała, jak dorastał. Prędzej
podejrzewałabym, \e to zbuntowany lamia. Nie ma co siedzieć i gdybać. Jutro mo\emy pojechać go
zobaczyć, wtedy dowiemy się więcej. Zgoda?
Mark skinął głową. Zaraz potem Jade. I Mary-Lynnette.
- Dobra - powiedział Ash. - Rozumiem, \e nie mo\ecie wrócić do domu, zanim nie rozwią\ecie tej
sprawy. Więc znajdziemy zabójcę ciotki Opal, zrobimy, co trzeba, i do domu Jasne?
Siostry spojrzały po sobie. Nie odpowiedziały.
Wracając z Markiem, Mary-Lynnette zauwa\yła, \e na wschodzie nad horyzontem pojawił się
Syriusz. Wisiał jak klejnot, jaśniejszy ni\ kiedykolwiek dotąd. Wyglądał niemal jak miniatura Słońca;
świecił niebieskimi, złotymi i fioletowymi promieniami.
Pomyślała, \e ma przywidzenia, a\ przypomniała sobie, \e wymieniła się krwią z trzema
wampirzycami.
Rozdział 13
Jade siedziała na bujanym fotelu, na kolanach trzymała Tiggy'ego, który le\ał na grzbiecie. Głaskała
go po brzuchu, a mimo to mruczał z wściekłości. Wpatrywała się w jego wzburzone, lśniące zielone oczy.
- Drugiej kozie nic nie jest - oznajmiła Kestrel od progu, wymawiając słowo kozie tak, jakby nie
wypadało go u\ywać w towarzystwie. - Mo\esz wypuścić kota.
Jade nie była co do tego przekonana. W Briar Creek grasuje szaleniec, więc wolała trzymać Tiggyego
przy sobie, \eby mieć pewność, \e jest bezpieczny.
- Chyba nie przyjdzie nam pić krwi kozy? - spytała surowo Kestrel.
- Oczywiście, \e nie - obruszyła się Rowan. - Ciotka Opal piła, bo była za stara, \eby polować. -
Wyglądała na zmartwioną.
- Lubię polować - wtrąciła się Jade - To fajniejsze ni\ przypuszczałam. - Spojrzała na siostrę, która
jej nie słuchała, zagryzała dolną wargę i patrzyła w pró\nię przed siebie. - Rowan, o co chodzi?
- Zastanawiam się nad naszym poło\eniem. Nad tobą i Markiem, na przykład. Chyba musimy o tym
porozmawiać.
Jade wpadła w popłoch. Rowan ogarnął organizacyjny szał - a to znaczy, \e zanim się człowiek
obejrzy, ona zdą\y mu przemeblować sypialnię albo zarządzi przeprowadzkę do Oregonu.
- O czym? - spytała ostro\nie.
- O tym, co zamierzacie zrobić. Czy on zostanie człowiekiem?
- Nie mo\emy go zmienić w wampira, to nielegalne - zauwa\yła trzezwo Kestrel.
- Wszystko, co zrobiłyśmy w tym tygodniu, jest nielegalne - skontrowała Rowan. - A je\eli znowu
wymienią się krwią... wystarczy kilka razy. Zale\y ci, \eby się stał wampirem?
Jade o tym w ogóle nie myślała. Lubiła Marka takiego, jaki jest. Ale mo\e on chciałby zostać
wampirem.
- A ty co zrobisz ze swoją? - spytała Asha.
- To znaczy? - warknął rozdra\niony.
- Chodzi mi o twoją bratnią duszę. Mary-Lynnette zostanie człowiekiem?
- To kolejna rzecz, która mnie martwi. - Rowan westchnęła. - Zastanawiałeś się nad tym, Ash?
- Tak wcześnie mózg mi jeszcze nie pracuje.
- Ju\ prawie południe - zauwa\yła z pogardą Kestrel.
- Nie obchodzi mnie, która godzina. Jestem śpiący. - Poczłapał do kuchni. - A ty, Rowan, się nie
martw - dodał trzezwiejszym głosem, oglądając się za siebie. - Nic z tą dziewczyną nie zrobię, ani Jade z
jej bratem. Bo wracamy do domu. - Zniknął.
Serce biło Jade jak oszalałe. Ash mo\e i zachowywał się beztrosko, ale wiedziała, \e jest
bezwzględny. Spojrzała na Rowan.
- Czy Mary-Lynnette to rzeczywiście jego bratnia dusza? Rowan opadła na oparcie kanapy, a jej
brązowe włosy spłynęły jak wodospad na zielone obicie.
- Obawiam się, \e tak.
- To czemu chce wyje\d\ać?
- Hm. - Rowan się zawahała. - Bratnie dusze nie zawsze zostają razem. Czasami jest między nimi za
du\o ognia, iskier. Niektórzy nie są w stanie tego znieść.
Mo\e Mark i ja wcale nie jesteśmy pokrewnymi duszami, pomyślała Jade. I mo\e to dobrze. To chyba
bolesne.
- Biedna Mary-Lynnette - powiedziała.
W głowie pobrzmiewał jej wyrazny głos: dlaczego nikt nie powie biedny Ash"?
- Biedna Mary-Lynnette - powtórzyła.
- Słuchajcie - odezwał się Ash. który znów się pojawił i usiadł na jednym z rzezbionych
mahoniowych krzeseł. - Musimy sobie wyjaśnić kilka spraw. Nie chodzi tylko o to, \e ja chcę, \ebyście
wróciły do domu. Ktoś jeszcze wie o waszym pobycie tutaj.
Jade zesztywniała.
- Wygadałeś się? - spytała Kestrel niemal miłym głosem.
- Byłem z kimś. kiedy rodzice zadzwonili i powiedzieli, \e zniknęłyście. Pomyślałem, \e pewnie
wyjechałyście. Tak się składa, \e on jest wyjątkowo silnym telepatą. Na szczęście zdołałem go przekonać,
\eby mi pozwolił spróbować namówić was do powrotu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]