[ Pobierz całość w formacie PDF ]
postępują słabi: cicho i uczciwie. A potem uderzają. Uderzają!
Wydaje ci się, że przyjmą mnie do Rojaksa? powiedział.
Musiałbym chyba czołgać się przed nimi. Nie potrzebują mnie. A
po tylu latach powinienem być jednym ze wspólników firmy! Jak
mógłbym utrzymać was troje i siebie, jeśli mi zabrali połowę
moich dawnych odbiorców? I po co mam się w ogóle o to starać,
jeżeli tobie nie chce się nawet palcem ruszyć, żeby coś pomóc?
Posyłałem cię na studia, znowu zaczęłaś się uczyć, płaciłem za to
i co? A zapewniałaś wtedy...
156
Coraz bardziej podnosił głos. Drażniło ją to, więc mu przerwała:
yle mnie zrozumiałeś.
Ty mnie zabijasz! Nie możesz być na tyle ślepa, żeby tego nie
widzieć. Piąte: nie zabijaj! Zapomniałaś już?
Wściekasz się i bredzisz powiedziała. -Kiedy się
uspokoisz, inaczej będziesz na to patrzał. Uważam, że umiesz
zarabiać pieniądze.
Margaret, ty nie rozumiesz sytuacji. Będziesz musiała wziąć
jakąś pracę.
Stanowczo nie! Nie mam zamiaru zostawiać dzieci bez opieki.
To już nie są niemowlęta powiedział Wilhelm. Tommy
ma czternaście lat. Paulie będzie miał niedługo dziesięć!
Słuchaj Margaret mówiła teraz cedząc słowa w
charakterystyczny dla siebie sposób. Jeżeli nie przestaniesz
wrzeszczeć, nie będę prowadziła dalej tej rozmowy. Chłopa' są w
wieku niebezpiecznym. Teraz potworzyło się mnóstwo tych
młodzieżowych gangów. Bo rodzice pracują albo dlatego, że
rodziny się rozpadają.
Raz jeszcze przypominała mu, że to on ją porzucił. A na nią
spadło wychowywanie dzieci, to jest jej brzemię, on zaś mdsi
płacić za swoją wolność.
Wolność! pomyślał z goryczą. Popiół w ustach a nie
wolność! Dajcie mi moje dzieci. One są również i moje!"
Już chciał powiedzieć: Czy ty naprawdę jesteś tą samą kobietą, z
którą żyłem? Zapomniałaś,
157
że tak długo sypialiśmy razem? Czy nie znajdziesz dla mnie
litości, musisz tak ze mną postępować?"
Wtedy gdy byl z Margaret, lepiej mu się wiodło. Chciała, żeby to
odczuł, do tego właśnie prowadziła.
Jesteś nieszczęśliwy? mówiła. Zasłużyłeś sobie na to.
Nie miał z nią wspólnego języka; nie chciała mu powiedzieć nic
więcej ponad to, że powinien pójść do Rojaksa i błagać, aby go z
powrotem przyjęli. Tego nie zrobi, choćby miał umrzeć.
Margaret zniszczyła jego samego i jego miłość z Olive. Zadawała
mu cios za ciosem, biła w niego, miażdżyła, chciała go zatłuc na
śmierć.
Margaret, prosiłbym cię, żebyś jeszcze raz zastanowiła się nad
pójściem do pracy. Przecież masz już dyplom. Po co płaciłem za
twoją naukę? powiedział.
Bo to wydawało się wtedy praktyczne. Ale nie jest. Chłopcom,
którzy dorastają, potrzebny jest w domu autorytet ojca.
Zaczął ją błagać: Margaret, bądz dla mnie bardziej
wyrozumiała. Powinnaś być. Mam na szyi pętlę, czuję, jak się
zaciska, czuję, że się duszę. Chyba nie chcesz brać na siebie
odpowiedzialności za zniszczenie człowieka? Musisz mi trochę
ulżyć, bo inaczej koniec ze mną! Napięły mu się rysy twarzy.
Uderzył pięścią w obitą ścianę budki. Musisz mi dać
odetchnąć. Jeśli wyciągnę kopyta, to co będzie? Jednego nie
mogę w tobie pojąć: dlaczego tak postępujesz z kimś, z kim żyłaś
tyle czasu? Kto dał ci z siebie wszystko, co miał naj
158
lepszego? Robił, co mógł. Kto cię kochał. Zadrżał
wymawiając to ostatnie słowo.
Ach powiedziała. Słyszał jej ostry oddech. Więc
doszliśmy do tego. A co sobie wyobrażałeś? %7łe zrobisz wielką
karierę? %7łe wszystko ci pójdzie gładko? Sam doprowadziłeś do
tego, jak jest.
Może nie chciała być aż tak surowa, ale gorzko i często nad tym
rozmyślała i musiała go ukarać, żeby poczuł ból, przez jaki sama
przeszła.
Znowu walnął zaciśniętą pięścią w ścianę budki, serce podeszło
mu do gardła, zabrakło mu tchu nawet, by mówić szeptem:
Czy nie starałem się zawsze, jak mogłem? wrzeszczał, ale
zabrzmiało to słabo i nieprzekonująco w jego własnych uszach.
Wszystko z siebie daję, a w zamian nic z tego nie mam. Popeł-
niasz na mnie zbrodnię i żadne prawo cię za to nie ukarze. Na
Boga to prawda, to nie jest żart. Na Boga. Chłopcy dowiedzą
się o tym wcześniej czy pózniej!
Równym, pewnym głosem Margaret odpowiedziała: Nie
zniosę, żebyś na mnie tak ryczał. Zadzwoń, kiedy będziesz w
stanie mówić rzeczowo i rozsądnie. Wtedy wysłucham, co masz
mi do powiedzenia.
Odwiesiła słuchawkę.
Wilhelm omal nie zerwał aparatu telefonicznego ze ściany.
Zacisnął zęby, zagiętymi palcami chwycił małe, czarne pudełko,
wydał stłumiony okrzyk i pociągnął. Nagle spostrzegł, że jakaś
starsza pani przygląda mu się poprzez szklane
159
drzwi, więc szybko wybiegł z budki zostawiając na półeczce stos
drobnych.
Runął schodami w dół i wypadł na ulicę.
Na Broadwayu dalej trwało pogodne popołudnie; w przesiąknięte
spalinami prawie nieruchome powietrze uderzały ciężkie jak
ołów promienie słońca, przed drzwiami sklepów rzezniczych i
warzywnych, na posypanym trocinami chodniku widniały ślady
stóp. I wielki, ogromny tłum, nieustanny strumień milionów ludzi
wszelkich ras i rodzajów płynął i napierał, wielki tłum złożony z
ludzi w każdym możliwym wieku, posiadaczy każdej możliwej
osobowości, wszelkich tajemnic ludzkości przeszłych i
przyszłych; na każdej twarzy wysublimowanie jednego
szczególnego motywu czy treści ja pracuję, ja zarabiam, ja
wydaję, ja dążę, ja zamierzam, ja kocham, ja trwam, ja zabiegam,
ja ustępuję, ja zazdroszczę, ja gardzę, ja umieram, ja ukrywam, ja
pragnę. Szybciej, znacznie szybciej, niż ktokolwiek mógłby to
zarejestrować.
Chodniki tej arterii były szersze niż jezdnie bocznych ulic.
Wielka, rozległa droga, rozdygotana i lśniąca. Wydawało się
Wilhelmowi, że jej tętno pulsuje do granic wytrzymałości. I
chociaż słońce świeciło jakby spoza cienkiej, rozpiętej tkaniny,
czuł na sobie jego ciężar, był jak pijany.
Wezmę z nią rozwód, żeby to nawet miała być ostatnia rzecz,
jakiej w życiu dokonam przysięgał sobie. A co do ojca...
jeśli chodzi
0 ojca... Sprzedam samochód, choćby na złom,
1 zapłacę za hotel. Poczołgam się na kolanach do Olive i powiem
jej: Bądz teraz przy mnie. Nie
160
pozwólmy jej zwyciężyć". Spróbuję znowu zacząć z Olive
pomyślał ściślej biorąc: muszę. Olive mnie kocha. Olive..."
Zdawało mu się, że Tamkin stoi przy zaparkowanych wzdłuż
chodnika limuzynach. Był teraz ostrożny, bo już raz wprowadził
go w błąd podobny kapelusz z kakaową wstążką. Ale czy to nie
Tamkin z tymi spiczastymi ramionami rozprawia z kimś przed
wejściem do domu przedpogrzebowego, nad którym rozpostarto
baldachim? Właśnie odbywał się jakiś okazały pogrzeb. Starał się
dojrzeć jego twarz pod rondem kapelusza. Zatrzymały się dwa
pełne kwiatów samochody. Policjant usiłował zrobić przejście.
Czy to nie ten przeklęty Tamkin stoi tam pod baldachimem, czy
to nie on tak gestykuluje i mówi do kogoś z uroczystym wyrazem
twarzy ?
Tamkin! zawołał Wilhelm ruszając w jego kierunku. Ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]