[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W nic się nie bawię. Po prostu cię kocham. Wreszcie to zrozumiałam. Ze
zdenerwowania zaczęła mówić coraz głośniej, przekrzykując skrzypiącą karuzelę z
bagażami. Kocham cię, Quentinie Ramseyu! Kocham cię, będę kochała jutro, za tydzień
i zawsze!
Któryś z przechodzących obok pasażerów roześmiał się.
Zobaczymy rzekł Quentin. Wyjdziesz za mnie?
A poślubisz mnie w tej bluzie?
Z boską pomocą, tak.
Zwietnie.
Napięcie zniknęło z twarzy Quentina.
To wszystko jest bardzo zabawne, ale nie cierpię dworców lotniczych. Jedzmy do domu.
Tylko, gdzie jest nasz dom?
Chyba nie damy rady pojechać nad jezioro. Może do ciebie?
Mój samochód stoi przed lotniskiem.
Mój również.
Quentin, pocałuj mnie.
Objął ją mocno i wycisnął na jej ustach pocałunek, w którym namiętność mieszała się z
wściekłością. Potem wziął torbę i poszedł w stronę wyjścia. Marcia podreptała za nim,
niczym posłuszna żona.
Po dwudziestu minutach znalezli się w windzie.
Kto pierwszy idzie pod prysznic? zapytał Quentin.
Ja. Ty się będziesz golił.
Potem zadzwonili do Lucy, Evelyn, Cat oraz do Kaye i Eda, by zawiadomić ich o swoich
zaręczynach i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku... zajęli się sobą.
W dwa miesiące pózniej, gdy wrócili z podróży poślubnej do Nowego Brunszwiku,
zapakowali swoje rzeczy do furgonetki i pojechali na północ. Marcia przyjęła posadę
wiejskiej lekarki, a Quentin postanowił zbudować dla nich dom. Nie zapomnieli też zabrać
ze sobą trzech obrazów: kobiety w czerwonej sukni, trzech małych dziewczynek
biegnących przez łąkę, oraz wielkiego płótna z barwnymi spiralami, dzięki którym Marcia
poznała siebie i mężczyznę swojego życia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]