[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie jechałem, a dwie stówy musiałem wybulić. To się nazywa sprawiedliwość?") W Sopocie byli przed pią-
tą. To wszystko.
Zeznania przyjaciela Mariusza, Piotra Kowińskiego, w pełni potwierdziły słowa chłopca.
Wszystko wskazywało na to. że kolejny ślad prowadzi do nikąd.
Nic zostało mu już wiele czasu dla Ewy. Nic mogli się sobą nacieszyć. Tak bardzo im było brak siebie
przez te wszystkie dni... %7łegnali się zachłannie, jakby na zawsze. Ale cóż, pociągi rzadko i niechętnie czeka-
ją na spóznialskich kochanków...
Obudził się zlany potem. Był świt. Za oknem szalała burza, ale powietrze było parne i gęste Zapalił
papierosa. Tyle razy, obiecywał sobie, że nie będzie palił na czczo, ale rano ręka zawsze instynktownie wę-
drowała do papierosa...
W komendzie zjawił się znacznie wcześniej niż zwykle. Wyciągnął czystą kartkę papieru, usiadł za
biurkiem i próbował skupić myśli. Jeszcze raz, od początku, analizował dotychczasowe wyniki śledztwa.
Kreślił coraz to nowe sieci realnych i potencjalnych zależności miedzy Stareckim a osobami. z którymi się
stykał. Ale wszystko to rwało się w pewnym momencie, nie prowadziło do żadnych rozwiązań.
To bez sensu pomyślał po godzinie bezowocnych spekulacji - nic z tego nie wyduszę. Za wcześnie.
Jeszcze za wcześnie.
Znów rozpoczął swój spacer po pokoju. Wyglądało na to, że wszedł mu już w nawyk. Pięć kroków w
jedną stronę, zwrot, pięć kroków w drugą stronę, zwrot... Przerwał mu telefon. Walecki proponował, by
wpadł do niego. na chwilę, na kawę. Marcin uśmiechnął się ciepło na myśl o intuicji kolegi i przyjął zapro-
szenie z wdzięcznością. Bardzo potrzebował dzisiaj rozmowy z kimś. do kogo mógłby mieć pełne zaufa-
nie.-
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w syk miniaturowego ekspresu 60 kawy.
Kłopoty? bardziej stwierdził niż zapyta! Walecki.
Właśnie. Koło się jakby zamknęło i obawom się. że znowu jestem w punkcie wyjścia. Nie bardzo
wiem, co dalej...
Mylisz się. Jesteś teraz w o tyle lepszej sytuacji, że pewne wątki możesz wyeliminować. Poza tym
sporo wiesz o ofierze i jej środowisku. To wcale nie tak mało.
Dużo też nie...
Widzę, że nastrój to masz raczej taki sobie...
Ano.
Cóż, stary, nie wymagaj od życia zbyt wiele. Nigdzie nie jest powiedziane, że po tygodniu twojego
śledztwa morderca powinien w wolnych chwilach studiować sobie własny akt oskarżenia. Bywa że...
Tak, wiem przerwał mu Zadra. Bóg zapłać za pociechę. Z rzeczy bardziej konkretnych nic mi
nie można zaproponować?
Ciężko się z tobą rozmawia. Rozumiem, że nie masz pojęcia, co dalej. Tak?
Dokładnie.
Przerwali na moment, bo kawa była już gotowa. Walecki podniósł się z fotela i napełnił filiżanki. Te-
raz on zaczął chodzić po pokoju.
Obawiam się przystanął w końcu i zwrócił się do Zadry że musisz po prostu nakreślić nowy
kierunek, lub nowe kierunki postępowania i zacząć od podstaw. Chyba nie masz innego wyjścia. Na przy-
kład dodał sadowiąc się na powrót w fotelu czy prześwietliłeś dokładnie całą przeszłość Stareckiego?
Trochę tak. chociaż niedokładnie Wyglądało na to. że istotniejsze jest zbadanie środowisk, w któ-
rych się obracał.
Ale skoro to nie przyniosło, jak dotąd przynajmniej, żadnych rezultatów... Wiktymologia uczy, że
bardzo często przyczyn zbrodni należy szukać...
Tak, wiem - przerwał mu Zadra. Ale do czego to może doprowadzić w tej konkretnej sytuacji?
Nie chcesz chyba powiedzieć, że mały Starecki podczas wojny zetknął się ze zbrodniczym agentem gestapo,
którego spotkał i rozpoznał w przeddzień śmierci w hotelu Forum", po czym zdemaskowany faszysta w
przebraniu ponętnej panienki usunął ostatniego świadka swej ponurej działalności...
Propozycja równie dobra, jak każda inna odpowiedział z uśmiechem kapitan choć przyznam,
że nieco wyeksploatowana przez rodzimych romansopisarzy. Ale abstrahując od twojej ciekawej skądinąd
opowieści, to masz jakieś inne propozycje? Zadra wzruszył tylko ramionami.
Przepraszam dodał po chwili. Wiem, że masz racje, chociaż żadne mile dla mnie wnioski z
tego nie wypływają. Cóż, nie ma co narzekać, tylko trzeba brać się do roboty. Nic na to nic wymyślę.
I tak trzymaj, bracie. Ponarzekałeś sobie, ulżyło ci, a teraz do pracy.
No właśnie., I tym optymistycznym akcentem... Dziękuję za kawę i dobre słowo. Bywaj.
Co nowego, szefie? Jakie rozkazy na dzisiaj? Barnych, w przeciwieństwie do Marcina, by! dzi-
siaj w znakomitej termie. Wprost kipiał- energią.
Poszperamy w życiorysie Stareckiego. Pojedziesz na politechnikę. Dowiesz się, z kim był w jednej
grupie. Z kim się przyjaznił, itd. Prawdopodobnie mieszkał w akademiku. Sprawdzisz, z kim mieszkał w
pokoju. Jeżeli z nikim ze swojej grupy czy wydziału, to-oprócz tego kto jeszcze z jego grupy mieszkał w
tym samym akademiku. Zaczynaj teraz, od razu. Na jutro rano muszę to wszystko mieć. Jakby coś było
wcześniej, dzwoń. Są pytania?
Barnych spojrzał zaskoczony na Zadrę. Minę miał mocno zdziwioną, ale milczsl. Chciał nawet coś
powiedzieć, lecz w ostatniej chwili powstrzymał się. Ociągając się nieco wyszedł zabrać się do roboty. Nic
bardzo rozumiał, co spowodowało ten nagły zwrot w śledztwie.
Prawdę mówiąc. Zadra też niezbyt dokładnie wiedział, na co liczy. Był jednak pewien, że jest to ko-
nieczność, że jeżeli znowu na nic nie trafi, będzie musiał się poddać. Ale na razie nic brał poć uwagę takiej
ewentualności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]