[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miejsca im wybaczył. Teraz mogły
sobie nazywać psa, jak im się
żywnie podobało. Psu nic nie
będzie, a dziecko dało głos.
- Leżeć - powtarzał do psa. -
Leżeć, dziadu jeden.
Z rozczuleniem obserwował
chudą dziewczyninę głaszczącą
kocura i drapiącą go pod bródką.
Właściwie to wnuk po raz
pierwszy odezwał się dzięki
niej. Dziadek przyglądał się
scence i nagle postanowił
uczynić coś dla dziewczynki.
Od tego dnia osobiście nosił
Uczonego do szkolnej stołówki.
Obok dreptał Targaj z
postawionymi uszami.
- Nie bój się - uspokajał go
dziadek. - To, że ci pozwoliłem
zmienić imię, nie znaczy, że
zamienię cię na starego kocura.
* * *
W rodzinie
Pieczarkowsko_Sowińskiej
zakończenie roku szkolnego
świętowano umiarkowanie, jak to
w domu, w którym dzieci miały
przeciętne świadectwa.
Leżały na stole według
starszeństwa. Najpierw Marysi -
od góry do dołu czwórki.
- Bardzo dobrze - pochwalili
rodzice.
- Nie bardzo dobrze, tylko
dobrze - sprostowała Małgosia.
Kiedy oglądali jej świadectwo,
denerwowała się i w duchu mówiła
zaczepnie: "no co, no co".
- Cztery trójki - policzyła
mama. - Mogłoby ich nie być.
- I zamiast poprawnego z
zachowania, mogłoby być wzorowe
- uzupełnił ojciec.
- To jest niemożliwe -
wyznała Małgosia kładąc rękę na
sercu. - Przy takich
wymaganiach jak w naszej szkole
jest to nie do osiągnięcia.
- Ale inni osiągają -
powiedział ojciec. - Na przykład
Ania i Piotruś. Widziałem ich
świadectwa. Ani jednej trójki i
z zachowania wzorowe.
- Jak ktoś urodził się
wzorowy, to taki już pozostanie
- odrzekła Małgosia z
wściekłością. - Pozostanie
wzorowy i nudny. A ja nie.
- Widzę właśnie, że nie -
przyznał ojciec i szybko dodał:
- Zamykamy sprawę Małgosi. -
Zamyślił się spoglądając na
świadectwo syna. - Cztery
trójki. Mogłoby ich nie być.
Tomek nie odzywał się. On też
wolałby nie mieć trójek, ale
skoro są, to trudno. Przecież
się ich nie wymaże. Lepiej
zapomnieć. - Nie ma na was pani
Krysi - westchnął tęsknie
ojciec.
Kasia zapytała, czy już można
podać coś do picia, i zaczęła
ustawiać na stole szklaneczki.
- Dziś babcia i ja kupiłyśmy
"Ptysia" i "Pepsi" - powiedziała
radośnie. - Mineralna dobra jest
po wywiadówce, ale nie w taki
dzień jak dziś.
Dziadkowie spoglądali na wnuki
z dumą. Ot i przedostały się
skarby do następnych klas, a
program taki trudny. To, że inne
dzieci przedostały się do
następnych klas z lepszymi
ocenami, nie frustrowało
dziadków. Patrzyli z
przyjemnością na usteczka
wnucząt zanurzające się w
musujkącym płynie, patrzyli na
pulsujkące od przełykania szyjki
i radość wyzierała im z oczu.
- No, to teraz prezenciki -
zarządziła babcia.
- Jakie prezenciki? - zapytał
ojciec. - Za co? Marysi tak,
ale Tomkowi? Małgosi? Za co?
- Jak to: za co? - dziadek aż
wychylił się z fotela. - Tak
zgrabnie przeszły dzieci z klasy
do klasy, a ty pytasz, za co?
Mogły przecież nie zdać. My
mamay dla nich prezenciki. Nic
kosztownego, bo musimy zaciskać
pasa, ale jednak mamy -
zakończył z dumą.
Gulgotanie "Ptysia" i "Pepsi"
umilkło, bo do kuchni wkroczyła
babcia z paczuszkami.
- To dla Marysi - podała
wnuczce zawiniątko, starannie
zapakowane i przewiązane
wstążeczką.
W środku był czerwony pasek ze
skórki, w sam raz do nowej
sukienki, i wisiorek_jabłuszko.
- Srebrny - szepnęła Marysia
przytulając wisiorek do ust.
Małgosia wysforowała się przed
brata. Babcia podała jej
zawiniątko, w którym były dwie
szczotki do włosów i lusterko.
Małgosia natychmiast odeszła na
bok i zaczęła szczotkować włosy.
Pięćdziesiąt pociągnięć do tyłu
i pięćdziesiąt do przodu.
Tomek dostał piłkę nożną.
- Tylko daleko od okien -
pouczyła go babcia.
- A ja? - upomniała się Kasia
ocierając ręce o sukienkę. - Czy
dlatego, że nie chodzę jeszcze
do szkoły, nie dostanę prezentu?
Gdybym chodziła, też przeszłabym
do następnej klasy.
- Ależ kochanie - babcia
wzruszyła się. - Jak moglibyśmy
w to wątpić.
Podała Kasi paczkę, w której
była lalka w niebieskich
majtkach i niebieskiej sukience.
- Moja kochana Dama Kier -
szepnęła Kasia przytulając
lalkę. - Moja córeczka.
Mniamnia widząc, że coś się dzieje,
ktoś coś dostaje, postawiła uszy i
zapiszczała.
- Jej też niech mama coś
podaruje - pan Sowiński
parsknął. - Dobrze jadła, dobrze
spała, ładnie szczekała i
warczała.
Babcia powiedziała ojcu, że
jest nieprzyjemny, a tata
odpowiedział, że po prostu nie
podobają mu się świadectwa
dwojga młodszych dzieci i gdyby
to od niego zależało, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]