[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Co się tam dzieje?! Co to za strzelanina?!
 Wszystko w porządku  odparł nieznany głos, choć mówiący płynnie
arabszczyzną.  Nie ma powodu do obaw. Panuję nad sytuacją.
Terroryści spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Ki diabeł? Nagle
usłyszeli narastający dzwięk gromu. Potem gwizd. Potem ogłuszające
wycie. Zdawało się dochodzić z dołu i z góry, z zewnątrz i z wnętrza
budynku. Rozglądali się na wszystkie strony... aż zobaczyli.
Na tle nieba pojawił się harrier. Grozny, połyskujący, wypełniający swą
sylwetką cały horyzont, niczym potworny gargulec z piekielnej otchłani.
Był zaledwie dwa metry od szklanej ściany.
Nim ludzie Aziza zdążyli poderwać broń do strzału, Harry wdusił
przycisk uruchamiający sześć działek kalibru dwadzieścia pięć
milimetrów, zamontowanych na nosie myśliwca. Specjalnie zbrojone
pociski. Sześć tysięcy strzałów na minutę. Długa seria przeorała budynek
od ściany do ściany, tłukąc szkło, niszcząc Szkarłatny Jihad i zmieniając
wszystko w migotliwy czerwony opar.
Aziz od razu rozpoznał zródło dzwięku.
 Do śmigłowca!  wrzasnął na bojówkarzy stojących pod dzwigiem. 
W górę! Nim Harry skończył czyścić dwudzieste piętro, helikopter
oderwał się od dachu. Aziz wciąż tkwił na wysięgniku. Przeklął
wszystkich chrześcijan w imię własnego boga i przyrzekł w duchu, że gdy
tylko odzyska klucz, zgotuje im krwawą łaznię.
Dana nie spuszczała go z oka. Klucz zwisał z jej dłoni, huśtał się za
krawędzią stalowej konstrukcji... Jeszcze jeden krok... Hola! Dziewczynka
całym ciałem przywarła do prętów. Koniec trasy.
Aziz wyszczerzył zęby.  Odejdz!  krzyknęła. Klucz zamigotał nad
ulicą.
 Zabiję cię  zabulgotał Arab.
Powietrze zawirowało od przeciągłego huku.
Szatańska machina krążyła wokół budynku, jakby węszyła
w poszukiwaniu nowego łupu.
Aziz zaklął i zamarł bez ruchu. Samolot skierował nos w jego stronę.
Po chwili nieco zniżył lot i zawisł tuż pod Daną. Odpadła owiewka. Aziz
omal nie zemdlał.  Renquiiiiist!  Tato!
 Dana! Skacz!  zawołał Harry.
Aziz poczuł nagły nawrót migreny. Renquist był martwy! Usmażony!
Nie... tego już za wiele... Jedną ręką poderwał kałasznikowa i strzelił.
Pociski załomotały w bok odrzutowca. Harry pochylił głowę. Samolot
okręcił się wokół osi i uderzył statecznikiem pionowym w ramię dzwigu
tuż za Azizem.
Arab przypadł do kratownicy, by nie spaść na ziemię. Wypuścił
pistolet, który odbił się od ogona harriera i zahaczył o dyszę.
Niestety, siła uderzenia zrzuciła także Dane. Dziewczynka zawisła nad
ulicą.
 Tatooooo!
Jakby na dokładkę zza rogu budynku wysunął się śmigłowiec Jihadu.
Seria pocisków ZM-60 przedziurawiła nos harriera i pomknęła w stronę
kabiny.
Tasker przechylił maszynę, osłonił się skrzydłem, po czym nagle
ustąpił i zniknął za ścianą biurowca. Zatoczył koło i czekał. Rlot
helikoptera nie spodziewał się zasadzki. Niewiele brakowało, a wyrwałby
drążek z podłogi. Wykonał gwałtowny skręt i odleciał. Harry nie miał
zamiaru go ścigać. Bardziej był potrzebny córce.
Dana wrzeszczała wniebogłosy i młóciła nogami powietrze. Nigdzie
nie mogła dostrzec ojca.
Aziz czołgał się w jej stronę. Wlepił wzrok w klucz. Cieszył się myślą,
że jednym ruchem chwyci upragniony przedmiot i strąci dzieciaka
w przepaść. To dopiero zabawa!
Nagle powrócił harrier. Nos samolotu był oddalony o kilka
centymetrów od stóp Dany.
 Puść się!  krzyknął Harry. Rozpiął pasy.  Złapię cię! Naprawdę!
Zerknął na paliwomierz. Na Jot kolibra silniki zużywały
dziewięćdziesiąt litrów benzyny w ciągu minuty. Nie miał zbyt wiele
czasu.
Dana była przerażona. Na lekcjach wuefu nie uczyli jej skakać do
kabiny harriera. Spojrzała na ojca.
 Tato...
 Skacz!  wrzasnął Harry.
Uniosła głowę. Zobaczyła, rękę Aziza tuż przy swej dłoni. Z krzykiem
puściła metalowy pręt, osunęła się na nos samolotu i fiknęła w tył. Harry
chwycił ją lewą ręką i przyciągnął ku sobie.  Trzymaj się mocno! 
rozkazał. Złapała za poszarpaną kulami owiewkę.  Au! To boli!
 Trzymaj się!
Potrzebował obu rąk, by w pełni panować nad samolotem. Harrier
odsunął się od dzwigu.
Aziz pojął, że jego wspaniały plan, dzieło całego życia, za chwilę uleci
wraz z odrzutowcem. Nie chciał zostać samotnie na czubku dzwigu
w centrum Miami. Nigdy dotąd nie czuł się tak mały i opuszczony.
Postanowił walczyć. Wrzasnął, a potem rzucił się w przestrzeń.
Przeleciał trzy metry i grzmotnął na ogon samolotu. Jeszcze nie wypadł
z gry:
Harrier zadygotał. Dana zaczęła zjeżdżać. Krzyknęła przerazliwie.
Ojciec przytrzymał ją jedną ręką, lecz wówczas stracił kontrolę nad [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl