[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nikogo z krewnych. Pewnie jest sierotą. Ale z pewnością nie jest żebraczka, chociaż jest tak
biednie ubrana.
Od tego czasu dzieci nazywały ją między sobą ,,ta dzie-
ka, która nie jest żebraczka". Była to oczywiście bardzo nazwa i czasami brzmiało to
bardzo zabawnie, kiedy e dzieci wypowiadały ją jednym tchem. Ve sporym nakładem pracy
wyborowała dziurkę w sześ-\wej monecie i na wąskiej, starej wstążeczce zawiesiła ją \szyi.
Sympatia jej dla Wielkiej Rodziny wzrosła jeszcze esztą wzrastało stale jej przywiązanie do
każdego, ko-\ kochać. Kochała coraz bardziej Rózię i cieszyła się z | o dwóch dniach w
tygodniu, w które to dni udzie-cym dziewczynkom lekcji francuskiego. Małe uczen-Idały za nią
i walczyły ze sobą o to, by siedzieć jak \\ i trzymać ją drobnymi rączkami za rękę. Zgłod-\ serce
Sary doznawało ukojenia, kiedy widziała, jak niej garną. Zaprzyjazniła się poza tym z
wróbelka-_«* Lais bardzo, że kiedy stawaÅ‚a na stole, wysuwaÅ‚a gÅ‚owÄ™ i ramiona przez okno
poddasza i ćwierkała, w odpowiedzi natychmiast niemal rozlegał się furkot skrzydełek,
świergot i stadko szarych ptaszków miejskich siadało na dachówkach, gwarzyło z nią i raczyło
się rzucanymi przez nią okruszynami. Między Mel-chizedechem a nią doszło do takiej
zażyłości, że szczur przyprowadzał czasem ze sobą małżonkę, a niekiedy nawet to lub owo
spośród swoich dziatek.
Natomiast Emilka, która zawsze siedziała na swoim miejscu i spoglądała beznamiętnie na
otoczenie, zaczęła teraz budzić w sercu Sary dziwne uczucie. Zakiełkowało ono po raz
pierwszy w chwili, gdy Sara czuła się szczególnie osamotniona i opuszczona. Chciałaby
wierzyć albo udawać, że wierzy, iż Emilka rozumie ją i jej współczuje. Niechętnie przyznawała
się nawet przed sobą, że jedyna towarzyszka nic nie czuje ani nie słyszy. Sadzała więc ją
czasem na krześle, sama siadała naprzeciw na starym czerwonym stołeczku, patrzała na lalkę
i wyobrażała sobie na jej temat różne rzeczy, aż własne jej oczy rozszerzały się jakimś
dziwnym strachem zwłaszcza wieczorami, gdy wokół panowała cisza, zakłócana niekiedy
tylko nagłym chrobotem i piskiem rodziny Melchizedecha pod podłogą. Jedno ze zmyś-
112
113
i
leń" Sary polegało na tym, że Emilka brej wróżki, która może wziąć ją w czasem w Emilkę tak
długo, aż się doj najwyższego napięcia nerwów, i wówc czując niemal, że lalka zaraz jej
odpowi
Wprawdzie jeżeli chodzi o odpow próbując się pocieszyć to ja sama n Nie odpowiadam
nigdy, jeżeli mogę te ktoś znieważa, najlepiej jest nic nie odp ko na tę osobę i myśleć. Panna
Minchir, kiedy tak robię, panna Amelia ma wt dziewczynki także. Jeżeli nie wpadamy x
że jesteśmy silniejsi od nich, bo jesteśmy nować wściekłość, a ich na to nie stać i n
nierosądne, których potem żałują. Nie ma
wściekłości prócz siły, która pozwala ^ opanować. Ta siła jest mocniejsza. Dobrze jest nie
odpowiadać wrogom. Ja nigdy prawie im nie odpowiadam. Może Emilka bardziej jest podobna
60
do mnie niż ja sama. Może woli nie odpowiadać nawet przyjaciołom. Chowa wszystko w
sercu".
Chociaż jednak usiłowała czerpać pociechę z takich rozumowań, nie przychodziło jej to łatwo.
Kiedy po długim, ciężkim dniu, w ciągu którego posyłano ją tu i ówdzie, nieraz na długie
wyprawy podczas deszczu, wichru i zimna, wracała głodna, przemoczona do nitki i musiała
znowu iść dokądś, bo nikt nie raczył pamiętać, że jest tylko dzieckiem, że jej smukłe nóżki
mogą być zmęczone, a drobne ciało być może drży z zimna; kiedy zamiast podziękowania
czekały ją tylko szorstkie słowa i niechętne spojrzenia; kiedy impertynencka kucharka
traktowała ją brutalnie; kiedy panna Minchin była w najgorszym ze swych humorów, a jej
wychowanki wyśmiewały się między sobą ze zniszczonej odzieży Sary i kiedy wówczas
Emilka siedziała tylko prosto na swoim starym foteliku i spoglądała na nią beznamiętnie,
dziewczynka nie zawsze potrafiła uśmierzyć ból zranionego, dumnego serca rojeniami na
temat lalki.
114
z takich wieczorów, kiedy wróciła na poddasze zmarzlina, z burzą szalejącą w piersi, wzrok
Emilki wydał jej ijętny, wypchane trocinami nogi i ręce tak pozbawione Sara straciła nad sobą
panowanie. Nie miała nikogo na pgo prócz Emilki. A ta siedziała bez słowa. i już chyba
powiedziała Sara. dpowiedziała tylko tępym spojrzeniem. jogę tego dłużej znieść rzekła
nieszczęsna dzieje na całym ciele. Wiem, że umrę. Jestem zzięb-bczona do nitki, konam z
głodu. Przeszłam dzisiaj mil, a oni wszyscy w zamian za to łajali mnie tyl-cło nocy. I dlatego,
że nie udało mi się znalezć tętnie posłała kucharka, nie dali mi kolacji. Jacyś lali się ze mnie,
bo pośliznęłam się w błocie przez , uKiui takie stare, podarte buty. Jeszcze teraz jestem
ubłocona od stóp do głów. A oni się śmiali. Czy słyszysz?
Spojrzała w bezmyślne, szklane oczy i spokojną, pogodną twarz lalki i naraz ogarnęła ją
wściekłość rozpaczy. Podniosła rękę i strąciła Emilkę z fotela, po czym wybuchnęła
niepohamowanym łkaniem ona, Sara, która nigdy nie płakała.
Jesteś tylko lalką! zawołała. Tylko lalką... lalką... lalką! Nic cię nie obchodzi.
Wypchana jesteś trocinami. Nie masz serca i nigdy go nie miałaś. Nic cię nie zdoła poruszyć.
JesteÅ› lalkÄ…!
Emilka leżała na podłodze z nogami zadartymi nad głową i czubkiem noska spłaszczonym
lekko od upadku, była jednak nadal spokojna, a nawet pełna dystynkcji. Sara ukryła twarz w
ramionach. Szczury pod podłogą zaczęły gryzć się, piszczeć i chrobotać. Melchizedech karcił
kogoÅ› ze swej rodziny.
Akania Sary ucichły stopniowo. Wybuch ten był u niej czymś tak niezwykłym, że sama była
nim zdziwiona. Po chwili podniosła głowę i spojrzała na Emilkę, która, zdawało się, zerkała na
nią spod oka i tym razem nawet jak gdyby z wyrazem współczucia. Sara nachyliła się i
podniosła lalkę. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Uśmiechnęła się nawet leciutko.
\
I
To nie twoja wina, że jeste westchnieniem rezygnacji tak san są winne, że są
głupie. Nie jesteśmy no kopyto. Może w swoim trocino1 możesz.
Ucałowała Emilkę, przygładziła jej powrotem na foteliku.
61
Sara pragnęła gorąco, żeby ktoś w Zależało jej na tym tak bardzo dlatego tak blisko jej okna.
Wyobrażała sobie zobaczyć któregoś dnia, że to okno siwego otworu wyłania się czyjaś głowa
i
,,Gdyby to była miła twarz pomj
wiedzieć na poczÄ…tek: «DzieÅ„ dobry», ~ jjuiem mogÅ‚yby siÄ™ zdarzyć przeróżne rzeczy. Ale
oczywiście niewielkie jest prawdopodobieństwo, żeby tutaj spał kto inny poza jakąś podku-
chennÄ…".
Pewnego ranka skręcając na plac po wizycie w sklepie kolonialnym, u rzeznika i u piekarza,
ujrzała ku swej radości, że w tym czasie przed sąsiednim domem zatrzymał się furgon pełen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]