[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy Lois zobaczyła go przez kuchenne drzwi, krzyknęła:
- Gdzieś się podziewał? Straciłeś apetyt na szarlotkę?
- Wyjechałem z miasta, ale bez ustanku o niej myślałem!
- W takim razie zasłużyłeś na kubek kawy na koszt zakładu. Obsłuż się.
W środku jak zwykle panowała familiarna atmosfera. Pomiędzy stolikami prowadzone
były głośne rozmowy, a po cichu wymieniano się najświeższymi miejscowymi plotkami. Gdy
goście zorientowali się, że właśnie przybył najlepiej poinformowany człowiek okręgu,
rozległy się okrzyki:
- Jak się żyje wśród wiewiórek? Nie żal wracać do cywilizowanego świata?
- Aowiło się trochę w strumieniu, panie Q?
- Znalezli już tego gościa, co się w lesie zgubił?
Qwilleran spojrzał na zegarek i powiedział:
- Włączmy wiadomości, to się dowiemy.
Z głośnika popłynął głos prezentera rozgłośni PKX FM:  Kierowcy białej furgonetki
aresztowanemu wczoraj przez policję zostanie postawiony dziś zarzut niebezpiecznej jazdy.
Zatrzymany wymusił pierwszeństwo na autobusie szkolnym, a potem uderzył w jego bok, w
wyniku czego doszło do zniszczenia mienia miejskiego. Autobus rozwoził do domu uczniów
szkoły średniej w Pickax. Wszyscy mieli zapięte pasy i nikt nie ucierpiał. Obydwa wozy
uległy zniszczeniu .
Przy stoliku obok jakiś mężczyzna w kombinezonie mechanika skomentował:
- To mój sąsiad. Jego żona urządziła mu piekło. To był nowiutki samochód, nie jakiś
stary rupieć.
- Przymknij się! Chcemy posłuchać wiadomości! - zbeształ go ktoś z sali.
Prezenter kontynuował:  ... która zeskoczyła lub spadła z mostu Old Stone, zostało
wyłowione z Black Creek dziś w godzinach porannych przez ekipę ratunkową biura szeryfa.
Zgłoszenie pochodziło od wędkarza łowiącego z mostu, który usłyszał plusk i natychmiast
zgłosił to przez swój telefon komórkowy. Nie ustalono jeszcze tożsamości młodej kobiety... 
- Usłyszał plusk! - oburzył się mechanik. - To czemu nie wskoczył i jej nie uratował?
- Zamknij się!
Z głośników popłynęła następna informacja:  ... którego ciało znaleziono wczoraj w
Czarnym Lesie. Biuro szeryfa nie udziela na ten temat więcej informacji .
- Zmierdząca sprawa - skwitował mechanik. - Coś przed nami ukrywają.
W kwiaciarni Qwilleran zapytał miłą sprzedawczynię o długich blond włosach i
wiecznie zdziwionych niebieskich oczach, której imienia nigdy nie mógł zapamiętać (Cindy?
Mindy? Candy?):
- Czy uda się spełnić moją prośbę?
- Wysłaliśmy je w pierwszej kolejności, panie Q. Przywieziono nam je z Chicago. Są
przepiękne.
Następnie Qwilleran podjechał do składu jabłek, czyli oficjalnego lokum jego i kotów,
gdzie spakował swój kilt, pled, buty oraz inne utensylia potrzebne na Szkocką Noc.
Uzmysłowił sobie, jak dziwnie cicho było w tym dużym budynku, gdy brakowało w nim pary
płowych futrzaków.
Wrócił do pensjonatu po odbiór pocztówki od Polly. Na stojącej w hallu komodzie stał
ogromny srebrny wazon pełen żonkili. Goście oglądali je z podziwem.
- Ale ich dużo!... Mają taki intensywny kolor!... Wyglądają, jakby śmiały im się buzki!
- rozpływano się w zachwytach. - Kim jest Annę Mackintosh Qwilleran?
Mała elegancka karteczka oznajmiała, że bukiet ten dedykowany jest jej pamięci.
Qwilleran przemknął do biura, licząc na to, że nikt go nie rozpozna.
Małżonkowie Bamba znajdowali się w biurze - jedno przy komputerze, a drugie nad
termosem z kawą.
- Są nadzwyczajne, Qwill - powiedziała Lori. - Podoba ci się ten srebrny wazon?
- Szarpnąłeś się, bracie! - dodał Nick. - Co to za okazja? Chcesz kawy?
Qwilleran wziął kubek i przysunął sobie krzesło.
- Dziś są urodziny mojej matki. Zmarła ponad trzydzieści lat temu, ale ja wciąż
pamiętam, jak co roku recytowała swój wiersz urodzinowy:
Szedłem sam - obłok wolnym lotem
Tak nieraz płynie długie chwile -
Gdy nagle oczy olśnił złotem
Rozmigotany tłum: żonkile!
- Jaki fantastyczny pomysł! - zachwyciła się Lori. - Też sobie znajdę wiersz
urodzinowy. Może coś z Emily Dickinson. A ty masz swój?
- Nie, ale gdybym miał, byłby to Kipling: Jeśli zachowasz spokój, gdy wszyscy wokół
go tracą.
- A ja wybrałbym Pójdę przez wzgórze do przytułku - włączył się Nick.
- Czy on nie jest nieznośny? - zapytała Lori, patrząc z czułością na swojego męża.
Przełożył Stanisław Barańczak.
Qwilleran odebrał pocztówkę, rzucając ukradkowe spojrzenie na fotografię. Wciąż
byli w Muzeum Henry'ego Forda i Greenfield Village. Ciekawe, że użył liczby mnogiej
zamiast pojedynczej. Polly pisała:
Drogi Qwillu,
Walter i ja wybieramy się na pożegnalną kolację w piątek wieczorem. Przylecę w
sobotę o piątej po południu, o ile obsłudze technicznej nie zabraknie taśmy klejącej.
Całuję
Polly
Dowcip wydał mu się dość swobodny jak na Polly. Czyżby Walter zaznajomił ją
również z ponczem rybaka? To był ulubiony trunek dawnych Amerykanów. Jerzy
Waszyngton go pił. Qwilleran sapnął w wąsy.
Koty ucieszyły się na jego widok, co go nie zdziwiło, ponieważ nie dał im jeszcze
popołudniowej przekąski.
- Jutro się wyprowadzamy - powiedział, kiedy zajęły się chrupaniem.
Zaledwie minutę pózniej zadzwoniła Hannah. Prawdopodobnie wypatrywała jego
samochodu. Mówiła szybko, z trudem łapiąc powietrze:
- Qwill, wydarzyło się coś dziwnego. Mogę wpaść na minutkę?
- Oczywiście. Nawet na dwie - zażartował, ale Hannah już odłożyła słuchawkę.
Za chwilę truchtem pokonywała ścieżkę.
- Nie chcę, żeby Danny się obudził i zobaczył, że jest sam.
Odmówiła soku. Przez umysł Qwillerana przemknęło wspomnienie ostatnich
wiadomości: upadek do strumienia... niezidentyfikowane zwłoki... młoda kobieta.
- Uspokój się, Hannah - powiedział do niej. - Wez głęboki oddech i zacznij od
początku.
- Była mniej więcej ósma rano, dopiero co się obudziłam. Jak zwykle najpierw
wyszłam na ganek, żeby pooddychać świeżym powietrzem. Wyobraz sobie, jak się
zdziwiłam, kiedy zobaczyłam przed moim domkiem Danny'ego. Oglądał książkę z
obrazkami. Było naprawdę wcześnie, więc zapytałam, czy jego mama wie, że tu jest.
Odpowiedział, że mama wyjechała i kazała mu przyjść do cioci Hanny, gdyby nie wracała, i
że nie jadł jeszcze śniadania. Miał na sobie tę niebieską koszulkę ode mnie i wyjął coś z
kieszonki.
Wydawało się, że nie będzie w stanie skończyć, więc Qwilleran powiedział:
- Napij się trochę soku - odczekał, aż wypije kilka łyków, i zapytał: - Co było w tej
kieszonce?
- Trochę pieniędzy... i list. Przyniosłam go, żeby ci pokazać.
Wyjęła zatłuszczony papierek z pudełka po ciastkach zapisany nieudolnym
charakterem pisma:
zaopiekuj się Dannym
powiedz mu, że jego mama jest chora
nie mamy dokąd pójść
nienawidzę swojego życia
Joe jest złym człowiekiem
Danny emu będzie lepiej beze mnie
Marge [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl