[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziewicą.
Potem już zupełnie bez ogródek i dalszych grzeczności poczęła się domagać,
aby poślubił swoją narzeczoną i ją, matkę, obdarzył wnukiem, zanim umrze.
Wtenczas oświadczył, że jest już żonaty. Odparła, że przenigdy nie uzna
cudzoziemki za jego małżonkę.
Tyle zdołałyśmy dowiedzieć się z jego opowiadania. Nie wiem, co zaszło
ponadto między nim a matką.
Lecz Wang Ta-ma, wierna służebna, powiada, że podsłuchiwała za kotarą i
słyszała gorącą wymianę zdań, słyszała popędliwe słowa, nie uchodzące między
matką a synem. Były niby prędki grzmot huczący po niebie. Brat mój okazał
rzeczywiście wiele cierpliwości aż do chwili, kiedy matka zagroziła mu, że go
wydziedziczy.
Wtedy rzekł z goryczą:
- Czy bogowie podarują ci drugiego syna, że chcesz mnie odtrącić? Czy na
starość uczynią z powrotem płodnym twoje łono? A może poniżysz się tak, że
uznasz dziecko nałożnicy za swoje?
Doprawdy, nieprzystojne słowa w ustach syna!
Za czym wypadł prędko z pokoju i biegł przez podwórze i złorzeczył swoim
przodkom. Głęboka cisza panowała zrazu w komnacie matki; potem Wang Ta-ma
posłyszała nagle jęk. To matka jęczała. Wang Ta-ma weszła do niej spiesznie. Ale
matka umilkła natychmiast, zagryzła wargi i słabym głosem poleciła służącej, aby jej
pomogła się położyć.
To hańba, że mój brat w ten sposób przemawiał do matki! Nie
usprawiedliwiam go mimo wszystko. Powinien był mieć wzgląd na jej wiek i
stanowisko. On myśli jedynie o sobie!
Chwilami nienawidzę tej obcej kobiety za to, że w swej wygiętej dłoni dzierży
tak zupełnie serce brata! Chciałam natychmiast biec do matki, lecz brat prosił, abym
czekała, aż mnie sama wezwie. Również mąż mój kazał mi czekać; gdybym poszła
zaraz, znaczyłoby to, że występuję przeciw bratu, to zaś nie uchodzi, ponieważ jest
on naszym gościem. Nie mam więc innego wyboru, jak tylko czekać cierpliwie -
nędzna strawa dla strwożonego serca.
Tak wyglądają te sprawy, siostro moja.
Ucieszyłam się wczoraj bardzo, kiedy pani Liu przyszła do nas w odwiedziny.
Mieliśmy za sobą ciężki dzień; wciąż wracaliśmy myślą do tej chwili, kiedy matka w
gniewie rozstała się z bratem i jedynym rezultatem ich spotkania było rozczarowanie.
Brat krążył niespokojnie po pokojach, nie odzywał się do nikogo i przez cały czas
wyglądał posępnie przez okno. Gdy brał do rąk jakąś książkę, aby poczytać,
odrzucał ją po chwili i brał inną, którą z kolei równie prędko odkładał.
%7łona obserwowała go chwilę, po czym powróciła do swoich myśli i do małej
książeczki, którą z sobą przywiozła. Ja zajęłam się synem, aby nie zajmować się
nimi. Lecz rozczarowanie ciążyło tak złowrogo nad całym domem, że nawet dobry
humor mojego męża, który wrócił w południe na obiad, nie potrafił rozproszyć
ponurego nastroju brata ani przełamać milczenia cudzoziemki. Kiedy więc po
południu nadeszła pani Liu, miałam wrażenie, że w ciężkim, głuchym upale
skwarnego dnia powiał świeży wiatr.
%7łona brata siedziała właśnie z książką w ręku, lecz trzymała ją tak niedbale,
jak gdyby podczas czytania na pół drzemała. Z lekką ciekawością zwróciła oczy ku
pani Liu. Od przybycia brata nikt nas nie odwiedzał. Przyjaciele dowiedziawszy się o
naszym trudnym położeniu poniechali wizyt z delikatności, my zaś nie zapraszaliśmy
nikogo, nie wiedząc, jak przedstawić cudzoziemkę. Nazywam ją żoną brata; w istocie
nie posiada ona prawie żadnego stanowiska, dopóki ojciec i matka jej nie uznają.
Pani Liu nie była jednak wcale zmieszana. Podała rękę obcej i wkrótce potem
obie rozmawiały z sobą swobodnie, śmiały się nawet. Nie wiem, o czym mówiły,
rozmowa bowiem toczyła się po angielsku, lecz cudzoziemka zdawała się budzić z
uśpienia. Patrzyłam ze zdziwieniem na tę zmianę. W niej tkwią istotnie dwie natury:
jedna skryta, zamknięta, nawet nieco ponura - druga kryje w sobie wesołość,
zanadto jednak niepohamowaną, by była radością. Przyglądałam im się i w duchu
potępiałam zachowanie pani Liu; najwidoczniej nie brała sobie zupełnie do serca
trudności naszego położenia. Ale na odchodnym uścisnęła mi rękę i powiedziała po
chińsku:
- Wybacz. Wszystkim jest ciężko.
Obejrzała się i rzekła do obcej coś, co sprawiło, że w jej ciemnoniebieskich
oczach zalśniły srebrne łzy. Stałyśmy we trójkę i patrzyłyśmy na siebie, a żadna nie
śmiała się odezwać. Wtem cudzoziemka odwróciła się i szybko wyszła z pokoju.
Pani Liu popatrzyła za nią i na jej twarzy odmalowało się ciche współczucie.
- Wszystkim jest bardzo ciężko - powtórzyła. - Czy ci dwoje są z sobą
szczęśliwi?
Mówiła otwarcie, podobnie jak mój mąż, odparłam więc bez ogródek:
- Mój brat i cudzoziemka kochają się bardzo. Ale moja matka umiera z
rozczarowania i bólu. Wiesz przecież, jak jest wątła, odkąd się postarzała.
Pani Liu westchnęła i potrząsnęła głową:
- Wiem. O tak, takie rzeczy widuję obecnie często. Dla starych są to czasy
bez miłosierdzia. %7ładna ugoda nie jest możliwa między młodymi a starymi. Rozdział
między nimi jest tak ostry, jak cięcie noża, który ścina gałązkę z drzewa.
- To nie jest słuszne - zauważyłam cicho.
- Nie jest słuszne - odparła - ale nieuniknione. I to jest najsmutniejsze z
wszystkich rzeczy na świecie.
Tak więc czekaliśmy bezczynnie na jakąś wskazówkę, która by nas pouczyła,
co czynić; ale o matce nie mogłam zapomnieć. Myślałam nieraz o słowach pani Liu,
że nasza epoka jest bezlitosna dla starych. Aby się uspokoić, powiedziałam sobie:
Zabiorę syna i pójdę do rodziców jego ojca. Oni również są starzy i z pewnością
tęsknią za wnukiem .
Serce moje przepełniała litość dla wszystkich starych ludzi. Ubrałam syna w
długą suknię atłasową, podobną do szaty jego ojca. W pierwszą rocznicę urodzin
kupiliśmy mu kapelusz, taki sam jak ma mój mąż, z czarnego filcu, z czerwonym
guzikiem na przodzie; jest mu w nim doskonale.
Ten kapelusz wdziałam mu na główkę. Potem pędzelkiem umaczanym w
karminie przesunęłam leciutko po policzkach, czole i brodzie. Syn mój wyglądał tak
pięknie, że poczułam lęk: bogowie mogą sądzić, że jest za urodziwy na ludzką istotę
i zniszczyć go.
I to samo pomyślała na widok wnuka jego babka. Wzięła mojego syna na
ręce i jej grube policzki drżały z radości i śmiechu. Wdychała woń pachnącego ciałka
i powtarzała co chwila, jak gdyby w ekstazie:
- O, mój maleńki, o, synu mojego syna!
Wzruszyła mnie jej radość i robiłam sobie wyrzuty, że nie przyprowadzam go
do niej częściej. Oczywiście tego, że mamy go wyłącznie dla nas, nie żałuję. To
należy do owych rzeczy nieuniknionych, o których mówiła pani Liu. Lecz współczuję
z każdym, kto się starzeje, a nie ma mojego syna zawsze przy sobie. Stałam więc i
przyglądałam się z uśmiechem, jak teściowa pieści i adoruje wnuka. Nagle obejrzała
go raz jeszcze uważnie i obracając główkę na obie strony, rzekła szybko:
- A to, co znaczy? Nic nie uczyniłaś, aby go ustrzec przed bogami! Co za
karygodna niedbałość! - Zwróciła się do niewolnic i zawołała:
- Przynieście tu igłę i złoty kolczyk!
Chciałam już dawniej przekłuć lewe ucho dziecka i zawiesić w nim kolczyk,
aby bogowie myśleli, że to dziewczynka i dla nich bez pożytku. Jest to stary
zabobon, mający strzec od śmierci jedynego syna. Ale ty wiesz przecież, siostro, jak
delikatne jest jego ciałko. Moje własne ciało zadrgało w tej chwili boleśnie ze
współczucia, chociaż nie śmiałam sprzeciwiać się mądrości teściowej.
Lecz gdy zbliżyła, igłę do małego uszka, malec krzyknął przerazliwie, oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]