[ Pobierz całość w formacie PDF ]
windę; schodami było znacznie szybciej. Po chwili zdyszany wpadł do holu.
R
L
T
Serce waliło mu jak młotem. Darcy miała inną fryzurę; delikatne kosmyki muskały
jej policzki, podkreślając duże, pełne ekspresji oczy. Siedziała na wózku, wyciągając do
niego ręce. Promienny uśmiech rozjaśniał jej twarz.
- Patrick! Jak dobrze cię widzieć!
Wyglądała przepięknie. Emanowała zdrowiem i szczęściem. Podszedł do niej, ujął
jej ręce i pochyliwszy się, pocałował ją w policzek. Był oszołomiony jej urodą i zapa-
chem. Hm, cytrynowym?
- W tym hotelu się zatrzymałaś? - spytał.
- Tak, na czwartym piętrze. Amy zrobiła rezerwację. - Zmarszczyła lekko czoło. -
Powinnam była sama się tym zająć, ale miałam tyle spraw do załatwienia przed wyjaz-
dem, że...
- Moja siostra zamówiła ci pokój w hotelu?
- Tak. I bilet na samolot. Wszystkie trzy są świetnie zorganizowane. Ktoś je dobrze
wychował. Ciekawe kto? - Roześmiała się wesoło.
O Chryste! Miał ochotę porwać ją w ramiona. Była najcudowniejszą kobietą, jaką
kiedykolwiek spotkał.
- Zuchwała jak zwykle.
- To zle?
Przez moment Patrickowi wydawało się, że widzi na jej twarzy wyraz niepewności.
- Pewnie zastanawiasz się, co tu robię?
- Lane wspomniała o jakimś przyjęciu, które obsługujesz. A więc powoli twój biz-
nes wkracza na szerokie wody?
- To niesamowite, prawda? Któregoś dnia rozmawiałam z Eleanor. Opowiadała mi
o swoich przyjaciołach, którzy uwielbiają wydawać huczne przyjęcia. Parę dni pózniej
owi przyjaciele zadzwonili do mnie z propozycją. Urządzają dla rodziny i przyjaciół
wielki brunch. Czy mogłam odmówić? W końcu nie codziennie dostaję zaproszenie do
Francji.
Rozmowę przerwał im bagażowy.
- Mademoiselle Parrish?
R
L
T
- Jaki masz numer pokoju? - spytał Patrick, zamierzając podać mężczyznie numer i
wręczyć mu napiwek.
Ale Darcy uniosła głowę, żeby przeczytać imię na plakietce.
- Guillaume, tak? - powiedziała z silnym akcentem. - Dzień dobry. To moja pierw-
sza wizyta we Francji, więc z góry przepraszam, że tak słabo mówię po francusku. - Do-
dała coś jeszcze, co było całkiem niezrozumiałe.
Patrick odchrząknął, chcąc zaoferować pomoc. Znał francuski znakomicie i
Guillaume o tym wiedział; w ciągu ostatniego tygodnia wiele razy rozmawiali w holu.
Guillaume jednak, wyraznie oczarowany Darcy, uśmiechnął się z sympatią.
- A ja mówię un peu, to znaczy troszkę po Anglais - oznajmił z równie silnym
akcentem. - Proszę powiedzieć, jeśli mademoiselle będzie czegokolwiek potrzebowała.
Zawsze pomogę.
Darcy popatrzyła na niego z figlarnym błyskiem w oku.
- Przyznaj się, Guillaume, jesteś taki miły z powodu mojego wózka?
- Tylko częściowo - przyznał mężczyzna. - Ale głównie dlatego, że stara się pani
mówić po francuski, że ma pani śliczny uśmiech i jest pani bardzo piękną kobietą. Lubię
panią, mademoiselle.
Roześmiała się serdecznie. Patrick przysunął się bliżej. Niech ten facet już sobie
pójdzie, pomyślał.
- Ja ciebie też, Guillaume - powiedziała Darcy.
Podała mu numer pokoju; po chwili mężczyzna odszedł z walizką.
Nie ulegało wątpliwości, że przystojny Francuz się jej spodobał. Jak na osobę
nieskorą do bijatyki Patrick miał ochotę rzucić się na niego z pięściami. Z trudem się
powstrzymał. Ale... nieraz widział, jak Guillaume podrywa pokojówki. Zapewne z
kilkoma się umawiał. Może należy ostrzec Darcy? Po chwili uznał, że nie wypada. Była
inteligentna, twardo stąpała po ziemi, teraz natomiast rozmawiała z obcym mężczyzną w
swobodny, nietypowy dla siebie sposób. O co chodzi?
Skierował na nią wzrok. Patrzyła na niego, jakby się zastanawiała, dlaczego wciąż
tkwią w holu.
R
L
T
- Pewnie chcesz iść do pokoju i odpocząć? - Marzył o tym, żeby spędzić z nią wię-
cej czasu, ale nie chciał jej przemęczać.
- Chyba żartujesz? Jestem we Francji, jest pózno, jutro muszę wstać o świcie, żeby
przygotować brunch, ale dzisiaj... Dzisiaj chcę zaszaleć.
Uśmiechnął się.
- Zaszaleć?
Oblała się rumieńcem.
- Jasne.
- Czyli?
- Nie mam pojęcia. Co ludzie robią we Francji?
Wybuchnął śmiechem. Uwielbia ją! Trzymała ręce zaciśnięte na kołach wózka,
jakby rwała się do działania.
- %7łyją. Chodzą na zakupy, do pracy, do muzeów, jedzą. Spodobają ci się
restauracje paryskie. Tutejsze jedzenie...
- Przyprawia o orgazm? - spytała z figlarnym uśmiechem, a on przypomniał sobie
ich pierwsze spotkanie.
- Nic nie pobije twojego musu czekoladowego.
- Dobra. Już wiem. Zróbmy rajd po restauracjach.
- Rajd?
- Szybki. Bo niewiele mam czasu.
Tęsknota, która go dręczyła, odkąd opuścił Stany, a która znikła, gdy usłyszał, że
Darcy przylatuje do Francji, powoli znów zaczęła wypełniać jego serce.
- To znaczy ile?
- Dwa dni. Nawet niepełne. Raczej czterdzieści godzin, zanim będę musiała jechać
z powrotem na lotnisko. Czeka na mnie kolejne zlecenie. - Przygryzła nerwowo wargę,
po czym potrząsnęła głową, jakby chciała pozbyć się natrętnych myśli. Po chwili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]