[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na pewno zawiadomiono ją telegraficznie o śmierci córki. Pózniej jednak zniknęła gdzieś w wirze
historii, w jej pianie i odmęcie.
Niektórzy twierdzili, że Barbara była dziełem przypadku i młodzieńczego wyskoku Burta.
Ellen, wówczas modelka i początkująca dziennikarka, stanowiła jedną z licznych zdobyczy
młodego Denninghama w czasach, kiedy jeszcze kobiety odgrywały w jego życiu jakąś rolę.
W tym czasie przeszłym musiała też kryć się tajemnica Burta. W epoce, kiedy znajdował
się na świeczniku i okupował na stałe rubryki towarzyskie wysokonakładowych periodyków,
widywano go w towarzystwie wielu kobiet, o niektórych puszczano nawet pikantne plotki -
zapewne w ich fabrykowaniu nieraz maczał palce sam Denningham - atoli z wnikliwych analiz i
niedyskrecji panienek wynika niezbicie, że masowa publiczność uczestniczyła jedynie w grze
pozorów. Naprawdę Denningham w ciągu ostatnich kilkunastu lat swego życia nie miał
sprawdzonych romansów, zarejestrowanych kochanek, naturalnych dzieci. Nie należał też do
Zwiatowej Wspólnoty Pederastów, która od zwalczenia AIDS znów ogromniała jak nadmuchiwany
balon.
Kim więc był? Impotentem? On, zdolny gołymi rękami poskromić bawołu i obciąć brodę
szyickiego mułły? Nieliczni lepiej poinformowani, chyba coś na ten temat wiedział Lenni Wilde,
asystujący Denninghamowi jeszcze od wspólnych bojów w Hongkongu, zabrali swą tajemnicę ze
sobą.
W sferze hipotez poruszał się również pewien lekarz, twierdzący, że zmiana w
Denninghamie nastąpiła wskutek pewnego tragicznego defektu, do którego doszło na Hawajach.
Nie mógł po nim kochać, nie mógł mieć dzieci. Jedyną pamiątką po czasach męskiej sprawności
pozostała Barbara. Gdy przypadkiem dowiedział się o jej istnieniu - panna Gray miała wówczas
piętnaście lat i uczęszczała do taniej, prowincjonalnej szkółki - dosłownie oszalał. Znalazł cel w
życiu, którym dotychczas było jedynie nieokiełznane poszukiwanie przygody, a może - tylko
śmierci?
Cieszył się Barbarą, był z niej dumny. A uczucie zostało odwzajemnione, mimo
sprzeciwów matki.
Burt otworzył pannie Gray wrota najlepszych uczelni, wprowadził w towarzystwo, myślał o
korzystnym małżeństwie. Cóż z tego. Dziewczyna posiadała równie niespokojnego ducha jak on.
Zazdroszcząc mu przygód, sama zaczęła się bawić w poszukiwanie wrażeń, co skończyło się
krótką strzelaniną w Soho i śmiertelnym zejściem trzech łotrów. Różnica opinii między realnym
przebiegiem wydarzeń, a inspektorami Scotland Vardu sprawiła, że córka Burta w największym
pośpiechu opuściła Wyspy Brytyjskie, zdecydowana towarzyszyć ojcu wszędzie tam, gdzie może
okazać się potrzebna.
Tyle wersja romantyczna. Ktoś inny dogrzebał się w dawnych zapiskach do personaliów
towarzyszy broni Denninghama na Dalekim Wschodzie. Widniało tam nazwisko porucznika Graya.
Skonał on na rękach Amerykanina po krwawej rozprawie z triadami w Hongkongu. Może więc
Barbara była jedynie córką starego przyjaciela, któremu w ostatniej godzinie życia Burt przyrzekł
przejęcie nad nią opieki? Kto to wie? Zresztą czy to ważne?
Ojciec i córka spotkali się w małym hoteliku blisko lotniska w Miami, natychmiast po
przylocie samolotu z Caracas, w którym panna Gray spędziła drugą noc po swym oswobodzeniu.
Denningham wyglądał na bardzo zmęczonego. Przygotowania pochłaniały mu dwadzieścia
cztery godziny na dobę, zwłaszcza gdy śmierć Boba na lotnisku w Lusace pozbawiła go ważnej
figury w rozgrywce. Przywitali się długim, serdecznym uściskiem.
- Marnie wyglądasz, należy ci się wypoczynek - rzekł, czochrając palcami jej kusą
czuprynkę.
- Wypoczniemy wszyscy po zwycięstwie - odparła Barbara.
- Mylisz się, wtedy dopiero zacznie się robota. Czy zdajesz sobie sprawę z ogromu
zagrożeń, niebezpieczeństw? Owszem, posiadać będziemy w ręku instrument szantażu, ale przede
wszystkim będziemy musieli ludzi przekonać. Najpierw do zjednoczenia się pod sztandarem
ekologizmu, potem do wielu wyrzeczeń. A ile trudu wymagać będzie poskromienie wściekłych" w
naszych szeregach. Przejście do epoki małej konsumpcji" to praca na lata. Wariaci, w rodzaju
Eriki Studder, chcieliby załatwić w tydzień wszystko. I wiesz, czego by to wymagało?
- Nowej Kampuczy.
- Tysiąca Kampuczy! Eksterminacji, głodu, terroru. Ograniczając urodzenia, możemy w
najlepszym razie za kilka lat osiągnąć zerowy przyrost, a dopiero w dalszej przyszłości znacznie
zmniejszyć ziemską produkcję. Ludzie wiele muszą zrozumieć. Wyrzec się indywidualnych
samochodów, wycofać samoloty, eliminować środki piorące. Sam nie wiem, jak wytłumaczymy
kobietom, że jedna sukienka powinna starczyć na lata, że koniec z jednorazowymi opakowaniami,
maszynami do zmywania, pralkami automatycznymi..., przynajmniej do czasu, kiedy pojawią się
metody likwidujące zagrożenie środowiska. Będzie więc masa pracy!
- Ale jesteś optymistą?
- Gdybym nie był, czyż podejmowałbym takie ryzyko? Niestety, wiem, że nie ma innego
wyjścia. Inaczej zginiemy. I nie chodzi głównie o kraje wysoko rozwinięte. Tu robi się stosunkowo
najwięcej dla ochrony środowiska. W tej chwili na listę dewastatorów wkroczył z impetem Trzeci
Zwiat. Dożyna się brazylijską selwę, śmiertelne zatrucia grożą głębiom oceanicznym i
podstawowym magazynom ziemskiego białka, czyli oceanom polarnym.
- Nie musisz mnie agitować. Jestem z wami. Chciałabym jednak sama wam pomóc! Na
pewno ci się przydam.
Denningham przyjrzał się jej uważnie.
- Nie wyglądasz zdrowo.
- To zmęczenie, podniecenie. Czuję się naprawdę dobrze - nadrabiała miną panna Gray. -
Wiem, że na pewno mogę ci się przydać - z jej energicznego tonu wynikało niezbicie, że nawet
jeśli nie przydzielą jej zadania, sama rzuci się w wir wydarzeń.
- Po śmierci Wyłka chciałem powierzyć to zadanie Bobowi - zaczął Burt - ale...
- Czyżby jeszcze nie wrócił z Lusaki?... Konwojował tego młodego Polaka, wiesz, Jan jest
chyba we mnie zakochany... - urwała dostrzegając zmianę w twarzy ojca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]