[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tylko nie zawsze jest przestrzegane -odparła. -Zwłaszcza
jeśli ktoś trąbi na prawo i lewo o zdradzie stanu. Nie jesteś
pan zdrajcÄ…, prawda?
- No wiesz, Anne - powiedział z udanym oburzeniem.
Cofnęła rękę.
- Tylko nie traktuj mnie protekcjonalnie, panie. Zachowujesz
się tak od pierwszego spotkania, a ja mam tego dość. Mój
ojciec zginął, ponieważ wierzył w prawo. Jego też oskarżono
o zdradÄ™.
- Co? - Aidan nagle skupił uwagę na jej słowach.
Skinęła głową.
- Ojciec nie był zdrajcą, tylko lekarzem. Dobrym lekarzem.
DorastaÅ‚am na wybrzeżu, w okolicy trochÄ™ podobnej do tutej­
szej. Kwitł tam przemyt. Pewnego razu jednego z miejscowych
próbowała złapać straż celna. Uciekł, ale podczas walki został
zraniony nożem, a sam zabił jednego z celników. Potem
173
przyszedł do mojego ojca po pomoc. Naturalnie nie powiedział
mu, skąd ta rana, a ojciec o to nie spytał. Zajął się rannym
i chciał go potem odesłać do domu, tymczasem jednak celnicy
dowiedzieli siÄ™, gdzie jest poszukiwany.
Roztarta ramiona, bo wspomnienie przejęło ją chłodem.
- Ludzie są zabawni, Aidan. Nie wiadomo, komu można
ufać, gdy zdarzy się coś takiego. Ktoś przecież powiedział
celnikom, że ranny jest u mojego ojca. Spałam, gdy rozległ
się straszny hałas. Straż wyłamała drzwi i siłą wdarła się
do naszego domu. Zaraz potem zobaczyłam, jak wywlekają
ojca na dwór, a matka z pÅ‚aczem bÅ‚aga ich, żeby go zo­
stawili. - Zmarszczyła czoło. - Dowódca straży celnej był
ambitnym czÅ‚owiekiem, bardzo podobnym do majora Lam­
berta. Napawało go dumą, że może odesłać mojego ojca
do Londynu.
'-. Co się stało?
- Ojca osądzono i uznano za niewinnego. Ale trwało to
prawie całe lato. Stopniowo kończyły nam się pieniądze.
Czasem wieczorami matka oddawała mi swoje jedzenie, czasem
w ogóle nie było niczego do jedzenia.
- Czy ojciec wrócił?
-Nie. W więzieniu zachorował i umarł, zanim zdążył
wrócić. A matka zmarła w niecały rok pózniej. Oni byli sobie
bardzo bliscy. Dobrze im było razem. Po tym, jak zabrano
ojca, matka już chyba ani razu się nie roześmiała. To było
okropnie niesprawiedliwe, bo przecież ojciec w niczym nie
zawinił. Dlatego pytam jeszcze raz, Aidan. Czy jesteś pan
niewinny?
Zamiast odpowiedzieć, podszedł do niej i położył jej ręce
na ramionach. Schyliwszy się, z namaszczeniem pocałował ją
w czoło, jakby chciał złożyć jej hołd. Potem pogłaskał ją
wierzchem dłoni po policzku.
174
- Dzielna, dzielna Anne - powiedział cicho i z tymi słowami
opuścił wielką salę.
Anne jeszcze dość długo stała w milczeniu, zatopiona
w myślach. Aidan dał jej do zrozumienia, że nie zamierza
odpowiedzieć na pytanie, które postawiła, i niestety nic nie
mogła na to poradzić. Miał prawo decydować sam o sobie. Nie
kochał jej, więc jej zdanie i obawy nie miały wielkiego
znaczenia.
Ona jednak bardzo się martwiła, że podzieli los matki.
Gdyby Aidanowi coś się stało, umarłaby również część niej
samej.
Rozmyślanie o tym, co nieosiągalne, bywa bolesne.
Anne odpędziła od siebie ponure myśli. Aidan niczego od
niej nie chciaÅ‚, wiÄ™c nie wolno jej byÅ‚o mieć żadnych ocze­
kiwań.
Zawsze praktyczna Anne.
Ta, która zawsze zostawała na lodzie.
Poszła do pokoju po szal. Póznym popołudniem na niebie
pokazały się chmury.
Korytarz na piętrze był bezludny. Otworzyła drzwi sypialni
i podeszła do znalezionego przez siebie w zamku starego kufra,
który wytarła, by trzymać w nim swoje rzeczy. Uchyliwszy
wieko, wyczuła, że nie jest sama.
OdwróciÅ‚a siÄ™ w chwili, gdy drzwi na korytarz siÄ™ zamk­
nęły. Przed sobą zobaczyła Deacona. Wydała cichy
okrzyk.
Położył palec na wargach.
- Nie chciałem cię przestraszyć, milady.
- Co pan tu robisz? - spytała.
- Potrzebowałem kryjówki, w której nie będą mnie szukać. -
Na chwilę zamilkł. - Dlaczego, pani, to zrobiłaś? Dlaczego nie
powiedziałaś Anglikom, gdzie jestem?
175
Anne wyprostowała plecy.
- Nie chciałam pańskiej krzywdy.
- Od twojego przyjazdu tutaj, milady, sto razy życzyłem
ci, żebyś się wyniosła jak najdalej.
- Ale nie wyniosłam się, prawda?
Popatrzył na nią i zachichotał.
- Nie. JesteÅ› wyjÄ…tkowo upartÄ… AngielkÄ….
Drzwi raptownie siÄ™ otworzyÅ‚y. Deacon odskoczyÅ‚ w ostat­
niej chwili, dzięki czemu uniknął rozgniecenia. W pokoju
pojawił się Aidan.
- Usłyszałem twój krzyk - powiedział do Anne.
Wskazała Deacona i Aidan się odprężył.
- Byłem ciekaw, gdzie się podziałeś.
- Cały czas siedziałem tutaj - odparł Deacon z dumą. - Pod
samym nosem tego Å‚ajdaka Lamberta.
- Musimy ci znalezć jakieś miejsce - stwierdził Aidan.
- Nie mogę zostać w zamku, Tiebauld. Narażałbym cię na
niebezpieczeństwo.
- Narażasz mnie bez względu na to, gdzie jesteś. Lambert
na mnie poluje. Chce ranie powiesić, wszystko jedno czy jako
wilka, czy jako owcę. Chodz. Zamieszkasz w pokojach służby.
Nie pokazuj się, to wszyscy będą myśleli, że uciekłeś.
Ale Deacon ani drgnÄ…Å‚.
- Czy twoja żona nie ma nic przeciwko temu?
- Anne? - spytał Aidan. Deacon okazywał jej do tej pory
jednoznaczną wrogość, więc jego skrupuły bardzo Aidana
zdziwiły. Spojrzał na żonę. - Co ty na to? Ukryjemy Deacona?
Przez chwilę bacznie przyglądała się Szkotowi.
- Sądzę, że musimy - powiedziała w końcu.
Aidan uśmiechnął się zadowolony.
- Chodz, Deacon.
Jego przyjaciel się zawahał.
176
- Byłaś dzielna, milady. Uratowałaś mi życie.
Przez cały ubiegły tydzień widok upokorzonego Deacona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl