[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ażeby wykazać ci, że się mylisz, stanę teraz na stanowi-sku muzułmanina, nie zaś
chrześcijanina. Sądzę, że jesteś
71 obeznany z prawami grzeczności, obowiązującymi w stosun-kach między ludzmi?
- Naturalnie.
- Jeżeli spośród dwóch ludzi, z których jeden zajmuje wyższe hierarchiczne stanowisko,
jeden ma odwiedzić drugie-go, który z nich obowiązany jest złożyć drugiemu wizytę?
- Q~zywiście ten, który zajmuje niższe stanowisko.
- A więc ten, któremu wizytę składają, stoi wyżej? Odpo-wiedz zgodnie z prawdą:
- Tak, ten stoi wyżej, jest dostojniejszy i bardziej szano-wany.
- W takim razie powiem ci jeszcze, co następuje: świętość mahometan w Jerozolimie
nazywa się Haram esz Szerif i w świętych waszych księgach powiedziane jest, iż w dniu
Sądu Ostatecznego Kaaba z Mekki przyjdzie do Jerozolimy, ażeby odwiedzić Haram
esz Szerif i wraz z nim towarzyszyć będzie przy Sądzie Ostatecznym. Czy dobrze to
rozumiesz?
- Czy to prawda, effendi?
- T ak. Szczera prawda. Przekonaj się, a stwierdzisz, iż jest tak, jak mówię.
- Zwięta Kaaba odwiedzi Haram esz Szerif! Tego jeszcze nie wiedziałem!
- Kto więc stoi wyżej, Kaaba czy Haram esz Szerif?
- Haram esz Szerif.
- Które miejsce jest ważniejsze, Mekka święte miasto muzułman, czy też Jerozolima, święte
miasto chrześcijan?
- Jerozolima ...
- Czy i teraz będziesz jeszcze utrzymywał, że cuda Chry-stusa nie mogą się równać z
cudami Mahometa?
72
- Effendi, nie jestem w starue prowadzić z tobą dysputy, gdyż nie posiadam dostatecznego
ku temu zasobu słów.
- Tobie nie brak słów, lecz dowodów. Wy znacie cuda Chrystusa, podczas gdy my nie
znamy ani jednego cudu, jakie-go miał dokonać Mahomet. Cuda Mahometa są tylko
opowia-dane z pokolenia na pokolenie. Natomiast cuda Chrystusa są potwierdzone
przez samego Mahometa i opowiedziane w świętej ksiądze, z której czerpał wiedzę
Mahomet. Powiedzże mi teraz, czyje cuda są bardziej wiarygodne?
- Zamilcz, effendi, proszę cię gorąco! A może chodzi ci o to, ażeby pozbawić mnie mojej
wiary? Nie chciałem przecież mówić o cudach Izy Ben Marryam, lecz o tych, które się
przypisuje owej starej kobiecie u Dawuhdijehów.
- Przypisuje się! Ale nie są prawdziwe!
- Są prawdziwe! Widziałem nieuleczalnie chorych, któ-rych uzdrawiała jedynie modlitwą i
przykładaniem ręki do głowy. Zna najtajniejsze myśli każdego człowieka. Najgorszy też
czlowiek staje się wobec niej najpokorniejszym jagnię-ciem, ba, nawet zwierzęta jej
ulegają!
- Jak się nazywa owa kobieta?
- Nie znam jej imienia; nigdy go jeszcze nie słyszałem.
Nazywają ją Es-Sahira, Czarodziejka.
- Czy znasz jej kraj rodzinny?
- Nie, jednak powiadają, iż zapewne pochodzi z okolic Hakkiari czy też Rowandiz, gdyż
wymienia czasami nazwy miejscowości tam się znajdujących. Ale coś pewnego mógłby
tylko wiedzieć pasza Sulejmanii.
- Ten? Nazywasz go paszą? Gdyby się o tym dowiedział, byłby niezmiernie uradowany, iż
został podniesiony na tak
73 wysokie stanowisko. Dlaczego uważasz, że on powinien znać ojczyznę staruszki?
- Albowiem on ją zmusił do zamieszkania w wieży straż-niczej, której nigdy jej nie wolno
opuszczać.
- Nie trzyma jej u siebie w Sulejmanii?
- Nie. Tak blisko siebie nie chce jej mieć, gdyż się jej obawia. Kazał ją umieścić w górach,
gdzie znajdują się grube mury twierdzy, zbudowanej jeszcze przed wielu, wielu laty dla
pilnowania granic. Pdm biedna starowina jest pod ścisłą kon-trolą Dawuhdijehów,
których zadaniem jest strzec jej, aby się nie oddaliła.
- Jest zatem w niewoli?
- Thk.
- A jednak mówisz, iż leczy chorych i czyni cuda?
- Tak powiedziałem i nie minąłem się z prawdą.
- Z tego jednak wynika, że niezbyt surowo jej strzegą?
- Nie dopuszczają nikogo do wieży. Jeżeli ktoś chce się z nią rozmówić, ona musi podejść
do drzwi, za poradę zaś Dawuhdijehowie pobierają podarki.
- Wobec tego należy sądzić, że właściwie nie powinni nikogo do niej dopuszczać, nie
stosują się jednak ściśle do tego przepisu ze względu na bakszysz. Szczególna to rzecz,
że gu-bernator nie kazał jej pilnować żołnierzom, lecz Dawuhdije-hom.
- Powodu tego zarządzenia nie znam.
- Jak długo już Es-Sahira przebywa w twierdzy?
- Thgo nie wiem. W każdym razie wiele j uż czasu upłynęło, kiedym zasłyszał o niej po raz
pierwszy.
- Jakim mówi językiem?
74
- Można z nią mówić po arabski, turecku, kurdyjsku i persku.
- Czy znasz okolicę, w której znajduje się twierdza?
- Tak.
- Ale tak dokładnie, ażebyś mi mógł posłużyć za przewod-nika?
- Tak. Byliśmy już tam przedtem, zanim twierdza została opróżniona, a Es-Sahira osadzona
za jej warownymi murami.
- To dobrze, że ją znacie, gdyż mnie nie jest znana.
- Czy chcesz się tam udać? - zapytał szybko.
- Tak.
Mam wrażenie, żeś nie miał czasu!
- Słusznie! Mam rzeczywiście tak mało czasu, że w nor-malnych warunkach nie dał bym się
nakłonić bez wyjątkowych powodów do zboczenia z drogi a tym samym opóznienia po-
wrotu do Bagdadu; ale warto zdobyć się na ofiarę, ażeby poznać kobietę czyniącą cuda.
- A więc ruszycie z nami?
- Pak.
- Hamdulillah! Jeżeli tak, możemy być pewni, że sprowa-dzimy Szewina wraz z chłopcem i
towarzyszami. Dziękuję ci, effendi! Nie mogłeś mi sprawić większej przyjemności! Teraz
mogą Dawuhdijehowie snuć plany, jakie im się żywnie pod-obają, nie mamy się bowiem
o co troszczyć. Jeżeli dojdzie nawet do walki, zwycięstwo przechyli się teraz
bezwzględnie na naszą stronę!
- Co się tego tyczy, nie mogę się powstrzymać od powie-dzenia ci kilku niezbędnych słów.
Słyszałeś o nas wiele, jak to sam przedtem przyznałeś. Prawdopodobnie również
słyszałeś,
75 że choć jesteśmy dosyć odważnymi ludzmi, to kochamy jednak pokój i unikamy jak
najskrzętniej każdej walki czy nieprzyjazni bodaj. I teraz także tak się zachowamy.
- A jeżeli Dawuhdijehowie będą mniej przyjaznie uspo-sobieni i zmuszą nas do walki?
- W takim razie pozostaje jeszcze przebiegłość, dzięki której można często znacznie więcej
osiągnąć bez ofiar z krwi i życia, niż przez natychmiastowe chwytanie za broń. Niejed-
nokrotnie mogliśmy się o tym przekonać.
- Słusznie. Nie obstajemy też przy tym, ażeby gwałtem wymuszać to, co się da bez
przemocy osiągnąć. Zabrałem ze sobą trzystu wojowników jedynie dlatego, żeby być
gotowym na wszelki wypadek.
- Doskonale więc zgadzam się z tobą i możemy omówić konieczne kroki, które należy
poczynić.
- O jakie kroki ci chodzi?
- Chodzi mi o to, że przede wszystkim musimy wszak wiedzieć dokąd mamy się udać,
ażeby odnalezć poszukiwa-nych.
- 1 ak, to prawda. Nie wiemy, niestety gdzie się znajdują.
Powiedziałem ci już, że poglądy i domysły zwiadowców są w tym punkcie sprzeczne.
- Hm! Wobec tego sprawa tak się ma, jak gdybyście dotąd nie wysyłali zwiadowców.
Uważam, że ci ludzie nie powinni byli raczej wcale wracać, jeżeli się nie dowiedzieli,
gdzie się znajdują poszukiwani; tak przynajmniej, jak sądzę, czyni do-bry zwiadowca!
Tiwdno! O ile orientuję się w tej sprawie, to wiadomo mi, iż istnieją tak koczujący
Dawuhdijehowie, jak i tacy, którzy stale zamieszkują pas pomiędzy Bazian i Kafri. A 76
o jakich tu chodzi?
- O jedych i drugich, gdyż osiadli często się łączą z koczu-jącymi, jeżeli chodzi o korzystną
wyprawę. Różnica między nimi jest niewielka.
- Gdzież należy teraz szukać koczujących?
- Na północo-zachód od Sulejmanii.
- A gdzie znajduje się twierdza, w której przebywa Es-Sa-hira?
- Stąd prosto na wschód, mniej więcej o dziefi drogi.
- Kiedy pojawią się twoi wojownicy?
- Przybędą tu jutro rano w godzinę po nastaniu dnia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]