[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piękne. Teraz jednak sprawiały mi tylko kłopot.
Mogłam wejść do sklepu i ogrzać się, ale postanowiłam tego nie robić. Nie byłoby
dobrze, gdyby Luther (Luther pracował na porannej zmianie w soboty, już gdy byłam małą
dziewczynką i przychodziłam do sklepu w każdy weekend, żeby wydać kieszonkowe na lukrecję
i Bazooka Joe) zapamiętał, że byłam, i powiedział o tym Cyrusowi Krantzowi, kiedy ten zacznie
zadawać pytania, gdy już znajdą Setha Blumenthala. Luther ma pamięć jak stalowa pułapka na
myszy. Pamięta wszystkie wyścigi, jakie wygrał Dal Earnhardt.
Znieg i wiatr dokuczały, ale to jeszcze nie była burza śnieżna. Dało się chodzić.
Samochodem byłoby podobnie. To znaczy, poruszałabym się równie szybko.
Gdy wreszcie dobrnęłam do synagogi, wiatr nieco osłabł. Nadal panowała niesamowita
cisza, jaka zapada, gdy wszystko jest pokryte grubą warstwą śniegu... Mama stała na parkingu
koło synagogi - śnieg w tym miejscu stopniał od płomieni i wody z sikawek - wraz z Mikiem i
Abramowitzami. Przedarłam się przez labirynt gumowych węży leżących na ziemi i podeszłam
do nich.
- Co się dzieje z tym miastem, że ciągłe wybuchają gdzieś pożary? - powiedziałam do
mamy.
- Och, skarbie - mama objęła mnie. - Co ty tutaj robisz? Nie przyszłaś chyba pieszo?
- Jasne, że tak - odparłam, wzruszając ramionami. - Wszystko, byle uciec ciotce Rose.
- Dlaczego masz na sobie starą kurtkę taty? - zapytała mama.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Michael klepnął mnie w ramię i powiedział:
- W końcu zdecydowałaś się do nas przyłączyć?
- Owszem. Dzięki, że mnie obudziliście.
- Próbowałem - odparł. - Nie reagowałaś na bodzce zewnętrzne. W dodatku wyglądałaś,
jakby śnił ci się jakiś koszmar.
Nie mylił się. Tyle że to nie był mój koszmar. To była rzeczywistość Setha Blumenthala.
Ruth wyglądała żałośnie. Miała czerwony nos, a po jej policzkach spływały łzy.
- Dobrze się czujesz? - spytałam.
- Bywało, że czułam się lepiej - chlipnęła.
- Och, Jess - Pani Abramowitz dopiero teraz mnie zauważyła. Sądzę, że nie poznała mnie
od razu ze względu na kurtkę taty. - Czy to nie straszne?
Straszne nie oddawało grozy tego, co się stało. Budynek uległ niemal całkowitemu
zniszczeniu. Tylko parę wewnętrznych ścian nadal stało. Reszta stanowiła kupę pokrytych
sadzą gruzów, odcinających się ostrą czernią od śniegu.
- Nie zdążyli dojechać na czas - powiedziała pani Abramowitz, wycierając łzę z czubka
nosa. - Z powodu oblodzenia.
- Droga Louise - mama przytuliła panią Abramowitz. - Pamiętaj, co mi mówiłaś, kiedy
paliła się restauracja. Liczą się ludzie, nie budynki.
- Prawda - przytaknął pan Abramowitz. Stał ze Skipem w gromadce mężczyzn kulących
się przed wiatrem. - Nikt nie został ranny. I to jest najważniejsze.
- Ale... ale Tora - rzekła jego żona łamiącym się głosem. - To po prostu okropne.
Spojrzałam pytająco na Ruth.
- Tora, czyli święte zwoje - wyjaśniła. - Sądzą, że je podpalili w pierwszej kolejności.
- O czym ty mówisz? - Wytrzeszczyłam na nią oczy. - Ktoś podłożył ogień? Specjalnie?
- Sama wyciągnij wnioski - odparła Ruth, wskazując na coś ręką.
Podążyłam wzrokiem za jej dłonią w rękawiczce. Po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko
synagogi, znajduje się cmentarz żydowski. W południowej Indianie nie ma zbyt wielu %7łydów,
więc cmentarz jest raczej mały.
Nie było trudno, ktokolwiek to zrobił, poprzewracać wszystkie nagrobki.
Tak, tak. Wszystkie. Z wyjątkiem mauzoleów, których nie zdołano przewrócić. Za to
wymalowano na nich swastyki. Swastyki i coś jeszcze. Coś, co wyglądało znajomo.
Rozpoznałam znak, jaki widziałam na piersi Nate'a Thompkinsa.
9
- To gang - orzekła Claire. - To nie żaden gang. - Przemierzałam tam i z powrotem
korytarz przed drzwiami pokoju Mike'a. - Nate Thompkins nie był w gangu.
- To, że jego siostra nie chce w to uwierzyć - odezwał się Michael - wcale nie oznacza, że
to nieprawda.
- Tasha mówiła, że oni chcieli tylko skombinować receptę na narkotyki - przypomniałam
mu. - Czy to, co się stało w synagodze, wygląda na robotę ludzi, którzy interesują się głównie
prochami?
Nie wyglądali na przekonanych. Ani na zbytnio przejętych. Pewnie, dlatego, że Claire
siedziała Michaelowi na kolanach. Trudno przejmować się morderstwem, podpaleniem i
przestępstwami na tle rasowym, kiedy jest się w tak intymnej bliskości z ukochaną osobą.
- No to wsioki - powiedziała Claire, wzruszając ramionami.
- Dlaczego tak sądzisz? - zdziwiłam się.
- Pomyśl tylko. Martwiliśmy się, kiedy Thompkinsowie się wprowadzili, że wsioki mogą
coś zrobić. Wiecie, że zapalą krzyż na ich trawniku albo coś. Może wsioki to zrobiły. Zabiły
Nate'a.
Michael rozpromienił się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]