[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Podejrzewam, że powiesz mi to samo, jeśli zapytam cię, czemu tak bardzo
interesujesz się Ruth.
 Absolutnie nie  Wyrzucałam sobie zadawanie zbyt dużej ilości pytań. 
Chodzi mi o Gary ego, który za wszelką cenę chcę ją znalezć.
Przytaknęła i dopiła kawę, najwyrazniej akceptując moje naciągane
tłumaczenie.
 Myślę, że powinnam się ruszyć, bo inaczej bracia Alladyce wyruszą na
poszukiwania swej kochanej siostry. Nie sądzę, by moi bracia kiedykolwiek się
pożenili  westchnęła.  Miałabym wtedy trochę spokoju, nie siedzieliby mi tak
cały czas na karku.
Razem z nią poszłam na parking. Wślizgnęła się za kierownicę nowego mini i
pomachała mi ręką na pożegnanie.
Zamyślona, odprowadziłam ją wzrokiem. Panna Barbara Alladyce dostarczyła
mi niezwykle dużo informacji. Musiałam tylko poumieszczać w odpowiednich
miejscach te dodatkowe kawałki układanki.
Rozdział 5
Zajazd Schooner słusznie słynął ze wspaniałej kuchni. Specjalnością jej były
świeże homary. Prawie każdego ranka budził mnie pisk wyciągarki, gdy Tred i
Gary opuszczali łodzie na wodę. Wyciąganie więcierzy z homarami było
codzienną koniecznością i kiedy Tred był zajęty, ja pomagałam Gary emu.
Czułam się już mocno zaangażowana w życie wsi i nie spieszyłam się wcale z
odjazdem. Do następnej wizyty w szpitalu miałam jeszcze parę tygodni, a poza
tym rozważałam możliwość porzucenia swojej pracy.
Tak naprawdę z powodów finansowych nie musiałam do niej wracać. Chociaż
Danny wydawał zawsze dużo i w ciągu naszego małżeństwa nie udało nam się nic
zaoszczędzić, miałam w tej chwili, poza swoimi zarobkami, dochody z dwóch
zródeł. Otrzymywałam pokazną sumę z renty, która została mi po dziadku. Z kolei,
po śmierci Danny ego, pułkownik Reeson przeznaczył dla mnie pieniądze, które,
gdyby żył, byłyby własnością Danny ego. Miałam więc, jak na swoje potrzeby,
dużo pieniędzy i czas, by rozejrzeć się za jakąś lepszą pracą.
Przyznaję, nie byłam teraz aktywna, ale dlaczego miało być inaczej?
Potrzebowałam odpoczynku, a cóż znaczyło parę miesięcy w stosunku do całego
życia? Tłumiłam więc poczucie winy, które czasami mnie nawiedzało i dalej
cieszyłam się przyjemnościami, jakich dostarczało Poltreen.
W dniu, w którym razem z Garym popłynęliśmy łodzią motorową do
Falmouth, namówiłam go, by w powrotnej drodze zboczył trochę i umożliwił mi
przyjrzenie się z bliska wieży.
Aódz szerokim łukiem ominęła rząd ostrych skał, na których rozbijały się fale.
Z tego miejsca wieża wyglądała ponuro  przypominała o sile morza i o jego
nienasyconej żądzy ofiar. U jej podstawy wchodziło w morze molo. Wyglądało na
to, że jedyne wejście do wieży znajduje się w połowie jej wysokości. Można tam
było dotrzeć po żelaznej drabinie zakończonej wąską platformą. Tam i blisko
szczytu zobaczyłam rzędy okien z powybijanymi szybami.
 Zadowolona?  Gary wycofał się. Był tu, zdaje się, silny prąd popychający
nas na skały i zdałam sobie sprawę, że, niestety, przybicie do brzegu będzie
niemożliwe. Ale wiedziałam przynajmniej, jakie niebezpieczeństwa by tu na mnie
czyhały, gdybym zdecydowała się wejść do środka.
Gary uważał za stosowne powiedzieć mi:
 Ostrzegam cię, Bel, jeśli jesteś na tyle głupia, by tu przyjść i wtykać nos w
nie swoje sprawy, to będziesz miała kłopoty.
 W porządku, ale skąd wiesz, że nie jestem głupia?
Poczuł się najwyrazniej nieswojo i nie odpowiedział.
Tred natomiast okazał się bardziej chętny do rozmowy na ten temat.
 Gary mówi, że stara wieża powinna być zburzona  powiedziałam.
 Niemożliwe. Byłoby to wbrew prawu. To przecież coś wyjątkowego 
latarnia morska bez światła, poza...
 przerwał i spojrzał zagadkowo.  Wiele razy rybacy widzieli na wieży
światło. Nie wierzę w to. Ona cieszy się złą sławą i ludzie ze wsi chcą się jej
pozbyć.
 Dlaczego?
 Zbyt wielu ludzi utonęło przy tym wybrzeżu. Przesądni muszą znalezć
winnego, więc znalezli sobie wieżę.
Moja ciekawość została rozbudzona do tego stopnia, że nie mogłam się oprzeć
chęci przeprowadzenia dochodzenia. Piękne letnie wieczory skłaniały do
wspinaczki na cypel, muszę jednak przyznać, że nadzieja spotkania spacerującego
z psami Mateusza była dla mnie bardziej pociągająca niż badanie zagadkowych
świateł na wieży. Ale jak do tej pory, nie bardzo mi się wiodło.
Byłam jednak wytrwała. Po niezwykle, jak na czerwiec, gorącym i parnym
dniu, spodziewałam się wiatru na szczycie klifu. Ale nawet tam nie poczułam
najmniejszego podmuchu. Morze było gładkie i zamglone aż po horyzont. Kilka
rybackich łodzi pływających daleko po zatoce wyglądało jak nierealne zjawy.
Na tym nieruchomym tle, w oddali ukazała się łódz zmierzająca do Rosewade.
Była to chyba ta sama łódz, którą widziałam już przedtem kilka razy i której Gary
przyglądał się z taką uwagą w dniu, kiedy na jego prośbę obserwowałam
Rosewade. Nie wpływając do zatoki, stanęła na kotwicy. Wtedy rozległ się odbity
echem od plaży warkot motorówki z Rosewade. Podpłynęła do łodzi, silnik zgasł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl