[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Hannah, nigdy cię nie będę prosił, żebyś odrzuciła to, co było
między tobą a Davidem. Widzę jasno, że twoje małżeństwo było
wyjątkowe.
- Słuchaj, Trace - zaprotestowała - to nie czas ani miejsce...
- Mylisz się. - Mówił spokojnie, ale stanowczo, jak człowiek
przyzwyczajony do tego, że ludzie go słuchają. - Jeśli nie
porozmawiamy o nim teraz, zawsze będzie między nami.
- David nie stoi między nami - upierała się nie całkiem zgodnie z
prawdą.
- Nie? - Zanim zdążyła odpowiedzieć, dodał:
- Nigdy mnie nie pytałaś o moje małżeństwo.
- Uważałam, że to nie moja sprawa.
- Myślę, że jednak twoja - sprzeciwił się łagodnie.
- Ellen i ja wyrastaliśmy razem. Mieszkała na sąsiednim rancho.
- Na sąsiednim rancho? - spytała. - To znaczy, że była...
- Córką Jake'a Brennana - potwierdził.
Nic dziwnego, że Jake i Trace byli sobie tak bliscy. , - Jak ona...
- nie potrafiła wydusić z siebie tego słowa. - Co się stało?
120
RS
- Pół roku po naszym ślubie wybrała się do Denver z wizytą do
przyjaciółki z uczelni, która właśnie urodziła dziecko. W drodze
powrotnej samolot wpadł w zabłąkaną zimową burzę, która zepchnęła
go z kursu tak, że roztrzaskał się o zbocze Mingusa. - Przesunął dłonią
po twarzy, jakby usiłując zetrzeć gorzkie wspomnienie. - Prowadziłem
grupę ratunkową, która znalazła rozbity samolot. Nikt nie przeżył.
Głęboko wzruszona, Hannah przycisnęła dłoń do jego policzka.
- Ellen i ja byliśmy taką podręcznikową szkolną parą. Od chwili
gdy dorosłem na tyle, by zrozumieć, że dziewczyny są lepsze niż
polowanie na kaczki, planowaliśmy spędzić z sobą resztę życia. -
Patrzył na nią poważnie. - Nie oczekuję od ciebie współczucia,
Hannah. Opowiadam ci, byś wiedziała, że rozumiem, co czujesz.
Kochałem moją żonę. I chociaż nie byliśmy małżeństwem tak długo
jak ty i David, cenię czas, jaki był nam dany.
W minionych tygodniach Hannah zdała sobie sprawę, że Trace
jest nie tylko seksownym, godnym pożądania, ale także łagodnym i
delikatnym mężczyzną. Mogła mieć tylko nadzieję, że jest również
cierpliwy i wyrozumiały.
- Och, Trace, pomyślisz sobie, że jestem okropna.
Trace wiedział, ze ciągle jeszcze mógłby ją mieć.
Jednym pocałunkiem, intensywną pieszczotą na nowo obudzić w
niej namiętność. Ale co potem? Co byłoby jutro? Gdy wziął Hannah
za brodę i uniósł jej twarz, ujrzał w jej oczach wahanie. Olśniło go
nagle, że chciałby z tą kobietą spędzić całe życie.
- Nigdy - przyrzekł niskim, lekko drżącym głosem. Hannah
usłyszała drżącą nutę i odczytała ją jako nie zaspokojone pożądanie.
121
RS
Położyła ręce na jego silnych ramionach, wiedząc instynktownie, że w
tych ramionach kobieta czułaby się bezpieczna. To właśnie ją
przerażało. Trace Murphy był mężczyzną przyzwyczajonym do
decydowania. Czy naprawdę będzie szczęśliwy z kobietą niezależną?
A co więcej, czy ona sama będzie szczęśliwa w roli biernej,
chronionej istoty? Zaszła za daleko, by pozwolić sobie na powrót pod
męską opiekę przy pierwszych napotkanych trudnościach.
- Po prostu potrzebuję więcej czasu. - Aż Red Rock zacznie
działać, powiedziała sobie Hannah. Jak tylko stanie na własnych
nogach, będzie mogła pozwolić sobie na romans z Trace'em.
Patrząc Hannah w oczy, Trace podniósł jej rękę do ust i
pocałował wnętrze dłoni. Gdy czubkiem języka pieścił delikatną
skórę, poczuła gwałtowny skurcz pożądania. Zadowolony z
wyczytanej w jej oczach odpowiedzi, Trace opuścił rękę.
- Co powiesz na szklaneczkę gorącego, korzennego jabłecznika?
- spytał z niezwykłym spokojem, mimo że ciało przepełniało
gwałtowne pragnienie.
Każda komórka ciała Hannah była w stanie pogotowia. Instynkt
mówił, by poddała się pokusie i kochała z Trace'em, choćby tylko po
to, by zdusić płonący w niej ogień. Pózniej będzie się martwić o
odzyskanie niezależności. Zmusiła się jednak do rozsądku.
- Naprawdę powinnam iść. Pani MacGregor będzie już chciała
wrócić do domu.
- Mówiłaś, że oczekuje cię nie wcześniej niż za godzinę -
przypomniał. - Nic się nie stanie, Hannah, jeśli napijemy się
jabłecznika, pogadamy, a potem odprowadzę cię do domu.
122
RS
Wahała się jeszcze.
- Dobrze, chętnie - ustąpiła w końcu.
- Wspaniale. Rozgość się, a ja za chwilę wrócę. - Pochylił się,
musnął lekko wargami jej czoło i znikł.
-Pewnie tego pożałuję-zwierzyła się Hannah Merlinowi, siadając
na kanapie - ale twemu panu trudno się oprzeć.
123
RS
Rozdział 8
Jabłecznik był gorący i dobrze przyprawiony korzeniami.
Hannah sączyła go powoli, siedząc przed kominkiem, w którym
buzował ogień. Czuła, jak za każdym łykiem ogarniają coraz większe
rozleniwienie.
- Kto zrobił tę menażerię? - spytała, podnosząc z niskiego stolika
wyrzezbioną w drewnie antylopę.
- Ja.
- Ty?
- Zdziwiona? - roześmiał się.
Przesunęła palcem po gładkim drewnie. Antylopa była
znakomicie oddana, tak samo jak i inne zwierzęta, stojące w różnych
miejscach w całym pokoju.
- Dobrze ukrywałeś swoje zdolności.
- Zapomniałaś, jak zręcznie obieram kartofle.
- To prawda - przypomniała sobie - mówiłeś coś o udawaniu, że
strugasz drewno.
- Zapewne jestem bałwan, jeśli chodzi o młotek czy klucz
francuski, ale mój dziadek fantastycznie potrafił obrabiać drewno.
Wiele letnich wieczorów spędziłem, siedząc z nim na ganku i
przyglądając się, jak nadaje życie kawałkowi deski. Zapewne
nieświadomie wiele się od niego nauczyłem.
- Zliczne - stwierdziła, odstawiając antylopę na stolik.
- Dzięki.
124
RS
- Wiesz, podoba mi się twój dom. - Obiegła spojrzeniem
przytulny pokój. . ' . ,
Dwie z czterech ścian pokrywał rodzaj boazerii,
przypominającej pokostowane przegrody ze stodoły. Kominek
zbudowano z tych samych czerwonych kamieni, co Red Rock. Proste
meble z sosnowego drewna były pociągnięte pokostem i
wypolerowane do połysku.
- Deski pochodzą ze starej stodoły ojca - powiedział Trace.
- Tak też myślałam. - Upiła nieco jabłecznika.
- Stodołę zbudował mój dziadek przy pomocy sąsiadów tydzień
przed ślubem z babcią. Ponieważ nie miał dość pieniędzy, by kupić
drewno i na dom, i na stodołę, przez pierwszych sześć miesięcy
małżeństwa spali na sianie.
Hannah spojrzała na niego podejrzliwie.
- Mówisz prawdę?
- Oczywiście. Na szczęście, udało im się zbudować jednoizbowy
domek przed zimą. Inaczej, choć mężczyzni z rodziny Murphych
znani są z temperamentu, zapewne nawet dziadkowi nie udałoby się
rozgrzewać babci, gdy temperatura spadała w okolice zera.
- Czy ten domek jeszcze istnieje?
- Jasne. Tylko że teraz jest pokojem gościnnym w domu ojca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]