[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Panie& panie  jąkał Jerzy, zmiażdżony tym ciosem niespodziewanym.
 Niestety, tak jest  powtórzył bankier. Ponieważ otrzymałeś pan te banknoty od Matiasa Ozolina,
jest to dowód najlepszy, że nikt inny tylko on okradł naszego inkasenta Pocha.
Jerzy Sturit na odpowiedz się nie zdobył. W głowie mu szumiało& nogi się uginały. Zrozumiał, że
Matias Ozolin zgubiony jest bez ratunku& teraz wszyscy uwierzą, że profesor roztrwonił powierzony
mu przez Michała Sturita depozyt& po otrzymaniu od Jerzego listu z żądaniem pieniędzy pojechał do
Parnawy błagać go o przebaczenie za nadużycie zaufania& W drodze traf go zetknął z Pochem&
umyślił więc skorzystać z nadarzonej sposobności& dla zdobycia potrzebnej mu sumy i skradzione
banknoty oddał synowi przyjaciela, jako dziedzictwo po ojcu&
 Matias& Matias Ozolin popełnił zbrodnię!&  powtarzał nieprzytomnie.
 O ile nie popełnił jej pan sam!  rzucił wzgardliwie Franciszek Johansen.
 Nędzniku!  rzucił Jerzy.
Nie zażądał jednak zadosyć uczynienia, inne myśli zaprzątały go.
 Nareszcie mamy go w swem ręku  mówił z zadowoleniem bankier, chowając do kieszeni
banknoty& Teraz opieram się już nie na przypuszczeniach, lecz na dowodach materjalnych& Dobrze
radził Kerstorf, mówiąc, iż numery skradzionych biletów powinienem zachować w tajemnicy&
Pierwej czy pózniej zbrodniarz złapać się musi& Teraz śpieszę do sędziego Kerstorfa i mam
nadzieję, że za godzinę Ozolin będzie uwięziony.
Jerzy Sturit wybiegł nieprzytomny na ulicę. Najsprzeczniejsze, najszaleńsze myśli tłoczyły mu się
do głowy. Nie mógł uwierzyć w winę profesora  chybaby sam przyznał się do winy. Zpieszył po
wyznanie  przecież te bilety od niego otrzymał w Parnawie! Wpadł do mieszkania Ozolinów i
zadzwonił. Szczęściem na dole nie było ni Marty ani Jana. Jerzy wbiegł szybko po schodach i
zapukał do gabinetu profesora. Matias otworzył zaraz, lecz na widok zmienionej twarzy Sturita cofnął
się o parę kroków.
 Co się stało?  zapytał z niepokojem.
 Ojcze!  zawołał Jerzy błagalnie  powiedz mi& powiedz mi całą prawdę& nie, to
niemożliwe& nie uwierzę nigdy& w głowie mi się mąci&
 O co ci idzie, Jerzy?  przerwał Matias. Czyżby nowe jakieś nieszczęście?&
Słowa te wypowiedział tonem człowieka, który jest przygotowany na wszystko najgorsze, którego
żadne zło już nie zadziwi.
 Jerzy& mówił po chwili& proszę cię& rozkazuję& wytłomacz się wyraznie& jakiej żądasz
prawdy?& Czyżbyś przypuszczał?&
Lecz Jerzy nie pozwolił mu dokończyć. Opanowując się nadludzkim prawie wysiłkiem woli,
zaczął głosem przerywanym od nadmiernego wzruszenia:
 Przed godziną& wozny& przyniósł tutaj& zawiadomienie&
 Z banku Johansenów!& przerwał Matias& więc teraz wiesz już w jak ciężkeim jestem
położeniu& Długu tego nie zdołam wypłacić nigdy& spadnie na moje dzieci& Wobec tych
zobowiązań, Jerzy, nie możesz& nie zechcesz pewnie zostać moim zięciem& Te ostatnie słowa
tchnęły niewypowiedzianą goryczą.
Jerzy milczał  wreszcie wymówił z trudem:
 Właśnie& przyszło mi na myśl, że mogę usunąć od ciebie tę troskę&
 Ty?&
 Miałem przecież pieniądze, które mi doręczyłeś w Parnawie.
 Ależ to są twoje własne pieniądze, Jerzy& To spadek po twym ojcu&
 Właśnie dlatego miałem prawo rozporządać niemi& Wziąłem więc banknoty& te same, które
otrzymałem od ciebie w Parnawie  i udałem się do banku&
 Uczyniłeś to, Jerzy, naprawdę?  wykrzyknął Ozolin, przyciskając do piersi Jerzego. Lecz pocóż
to zrobiłeś?! przecież to twój cały majątek! Ojciec twój chciał ci zapewnić przyszłość, nie zaś płacić
moje długi!&
 Otóż  mówił Jerzy dalej z wysiłkiem  banknoty& które doręczyłem Johansenom są te same,
które wiózł ów Poch& skradzione z jego pugilaresu& Johansen miał zapisane numery&
 Banknoty& te same banknoty& powtórzył Ozolin bezmyślnie.
Nagle zerwał się z krzesła. Z piersi jego wyrwał się okrzyk straszny, przerazliwy&
W progu gabinetu stanęli Marta i Jan. Widząc niezwykły stan ojca rzucili się ku niemu, Jerzy stał
na uboczu, ukrywszy twarz w dłoniach. Matias zdawał się bliski omdlenia. Przemocą posadzono go
na krześle. Z ust jego wyrywały się przerywane wyrazy:
 Banknoty skradzione& banknoty skradzione!&
 Ojcze! błagała Marta  powiedz, czy jesteś chory?
 Jerzy  zwrócił się Jan do Sturita  powiedz, co się stało?&
Matias z trudem powstał z krzesła, zbliżył się do Jerzego, odjął mu ręce od czoła i, patrząc mu w
oczy badawczo  zapytał, głosem zdławionym:
 Więc te banknoty, które doniosłeś dzisiaj to banku Johansenów& pochodzą z pugilaresu
Pocha&
 Tak  odparł Jerzy.
 A więc już niema dla mnie ratunku& jestem zgubiony& zgubiony&  wołał nieszczęśliwy
człowiek, wodząc błędnemi oczami dokoła i żyły mu nabrzmiały na czole i skroniach.
Odtrącił dzieci, zbiegł pospiesznie ze schodów, wyskoczył na ulicę i wkrótce znikł w
ciemnościach.
Marta i Jan byli zupełnie oszołomieni tą straszną sceną. Słowa:  skradzione banknoty dzwięczały
ciągle im w uszach, lecz nie umieli sobie zdać sprawy z ich znaczenia.
Zwrócili się pytaniem do Jerzego. Ten blady z oczami spuszczonemi, głosem złamanym opowiadał
im wszystko& chciał ratować Matiasa, a tymczasem zgubił go ostatecznie& któż bowiem uwierzy w
niewinność Ozolina teraz, gdy fatalne banknoty powierzone Pochowi, znalazły się w rękach Sturita&
wszyscy przecież wiedzieli, że pieniądze te doręczył mu w Parnawie Ozolin.
Marta i Jan, złamali tą wieścią straszliwą, nie mogli się wstrzymać od łez.
 Ale ja muszę dowieść jego niewinności!  wykrzyknął Jan. Wtem weszła służąca z
oznajmieniem, że przybyli agenci policyjni, chcący się widzieć z profesorem. W chwilę pózniej we
drzwiach ukazał się podoficer Eck z rozkazem uwięzienia Matiasa Ozolina.
Policja nie chciała uwierzyć w nieobecność profesora i rozpoczęła poszukiwania w mieszkaniu.
Tymczasem Marta, Jerzy i Jan wybiegli na ulicę, kierując się w stronę, w którą się udał Matias.
Przeszli szybko przedmieście rozpytując przechodniów, wkrótce stanęli przed rogatką. Pomimo, że
noc już zapadła, minęli rogatkę i znalezli się na trakcie Parnawskim.
Teraz posuwali się naprzód wolniej, rozglądając się na prawo i lewo. Nagle stanęli.
O dwieście kroków od rogatki tuż przy drodze leżał jakiś człowiek.
Pochylili się nad nim wszyscy troje.
Był to Matias Ozolin.
Jan i Marta z okrzykiem boleści przypadli do zwłok ojca. Jerzy pobiegł do sąsiedniego domku
szukać pomocy.
Po krótkiej chwili wrócił. Za nim szli ludzie z noszami, na których ułożono zwłoki Matiasa i
odniesiono do domu.
Wezwany doktor Paolin stwierdził śmierć nagłą. Biedny człowiek nie mógł przenieść oskarżenia,
które pod wpływem rozpaczy zdawało mu się nie do obalenia.
Rozdział XV
Na grobie.
Nagła śmierć człowieka, który stał na czele partyi łotewskiej, w okolicznościach stanowczo
uwłaczających jego czci i dobremu imieniu, przyczyniła się do zwycięstwa Niemców w walce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl