[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Następnego wieczoru Cassie była już w domu, kiedy Brian wrócił znad
jeziora, gdzie miał się wyszaleć z Chuckiem na nartach wodnych. Gdy przywitał
- 105 -
S
R
ją zdawkowym pocałunkiem i  cześć, kochanie", przyjrzała mu się dokładnie - i
jęknęła z wrażenia na widok długiej ciętej rany na udzie.
- Co ci się stało?
- Pytasz o to? - Wzruszył ramionami. - Zwykłe zadraśnięcie. Musiałem
gwałtownie skręcić, żeby nie wpaść na innego narciarza, i zaczepiłem nogą o
sterczący spod wody pień drzewa.
- Musiałeś gwałtownie skręcić? To znaczy, ledwie uniknąłeś zderzenia?
- Cassie, nie rób z tego sprawy, nic się nie stało.
- Nie rób sprawy?! Widziałam w telewizji, czym się kończą wypadki na
nartach wodnych. Tylu ludzi ginie co roku albo kończy na wózku inwalidzkim!
- Jeśli człowiek wie, co robi...
- To znaczy, że to ten drugi facet nie wiedział, co robi?
- Tak.
- Daj spokój, Brian. - Machnęła ręką. - Zawsze jesteś najmądrzejszy. Nie
przemyłeś nawet rany. Chodz do łazienki.
- Zabawisz się w pielęgniarkę? - zapytał z błyskiem w oku.
- Milcz.
Szukając w apteczce wody utlenionej, czuła na sobie jego głodny wzrok.
Odwróciła się przez ramię i tłumiąc śmiech, pokazała mu język. Wciąż była
wściekła, ale Brian potrafił ją rozbroić jednym zmrużeniem oczu.
- Siadaj na wannie i przestań robić maślane oczy.
Uklękła przed nim na dywaniku, starając się nie koncentrować na jego
muskularnych opalonych nogach, zwilżyła wodą utlenioną wacik i zaczęła
przecierać ranę.
- Auuu!
- Siedz spokojnie, muszę to zrobić porządnie. A jak twój przyjaciel?
Udało mu się przeżyć to rodeo na wodzie bez większych obrażeń?
- Ale ty przesadzasz, kotku. A jeśli chodzi o Chucka, ma się dobrze.
Zaprosił nas na niedzielny obiad, ale chciał, żebym ustalił to najpierw z tobą.
- 106 -
S
R
- Niedziela może być.
- Tęskniłem za tobą, Cassie - szepnął po długiej chwili milczenia. - Ciągle
za tobą tęsknię. Możesz się z tym pospieszyć?
Spojrzała w jego roziskrzone oczy i poczuła, że zasycha jej w gardle. Nie
miała wątpliwości, do czego Brian się tak spieszył. Ona też tego chciała. Była
zła za te narty i za wszystkie szaleństwa, które wyczyniał, ale pragnęła go
nieustannie. Wyrzuciła brudny wacik do kosza.
- Zrobione. Myślę, że nie trzeba tego niczym zalepiać.
- Uhm. - Niespodziewanie chwycił ją pod pachy i posadził na swoich
kolanach. Powoli wsunął rękę pod jej spódnicę, a drugą rozpiął guzik bluzki.
- O co chodzi? - spytała kuszącym szeptem.
- Kiedy patrzyłem, jak grzebiesz w tej apteczce, myślałem tylko o tym,
żeby zedrzeć z ciebie tę bluzkę i spódnicę.
- Zauważyłam.
- Ciągle o tym myślę. Nawet wtedy, kiedy cię przy mnie nie ma.
- To dlatego zostałeś, Brian?
- Ty jesteś powodem, dla którego zostałem - powiedział uroczyście. - Ty
cała, nie tylko twoje piękne ciało.
- Wiem, mój kochany - szepnęła, obejmując go za szyję. - Wiem.
- 107 -
S
R
ROZDZIAA TRZYNASTY
Wczesnym popołudniem w niedzielę Cassie i Brian zatrzymali się przed
okazałym dwupiętrowym domem, otoczonym wysokimi sosnami. Cassie
wysiadła pierwsza i rozejrzawszy się po rozległym, nienagannie utrzymanym
ogrodzie, zagwizdała z wrażenia.
- Pięknie tu. Co robi twój przyjaciel Chuck?
- Jest inżynierem mechanikiem, pracuje w fabryce produkującej sprzęt do
rafinerii nafty. Wiem, że na początku małżeństwa, z powodu kryzysu w całym
przemyśle naftowym, nie było im łatwo, ale w końcu Chuck wylądował w
potężnej firmie, której mimo zmiennej koniunktury od lat udaje się utrzymywać
stałą ekipę fachowców.
- To świetnie.
Brian wyjął z samochodu torbę z kostiumami do pływania, butelkę wina,
którą kupili po drodze, i poprowadził Cassie do drzwi frontowych. Otworzył im
wysoki mężczyzna o jasnych włosach, któremu towarzyszyło dwóch chłopców,
wyglądających na pięć i sześć lat, i wielki złoty labrador. Pies podbiegł do
Cassie i zamerdał ogonem.
- Brian, miło cię znowu widzieć. A to anielskie stworzenie to na pewno
Cassie.
- Tak, Cassie Brandon. Cassie, poznaj mojego starego kumpla, Chucka
Reinhardta.
- Miło mi. - Cassie wyciągnęła na powitanie rękę, śmiejąc się, kiedy pies
próbował skoczyć na jej spódnicę.
- Siad, Aggie! - krzyknął Chuck.
- Właśnie, siad, Aggie - zawtórował mu starszy chłopiec.
- A to są moi synowie, Chuck junior i Trey.
- Jak się macie. - Cassie podała kolejno rękę obu chłopcom.
- 108 -
S
R
- Cześć, chłopaki, dajcie piątkę - uśmiechnął się Brian, a Chuck i Trey
zachichotali i klepnęli go zamaszyście w otwartą dłoń.
Cassie pokręciła z podziwem głową. Brian był mistrzem w
przełamywaniu lodów.
- Chodzcie do kuchni - poprosił Chuck senior. - Przedstawię wam Sally.
W ogromnej, jasnej kuchni ładna blondynka w szortach i bawełnianej
koszuli siekała warzywa. Wytarła ręce i podeszła do nich z uśmiechem.
- Cześć, Brian, cześć, Cassie.
- Poznajcie miłość mojego życia, Sarę Ann Reinhardt. - Chuck, z dumną
miną, objął żonę, patrząc jej w oczy.
- Sally - poprawiła go, wyciągając rękę.
- Tatusiu... - Starszy chłopiec pociągnął Chucka za koszulę. - Obiecałeś,
że będziemy mogli popływać.
- Racja! Brian, pamiętaliście o kostiumach?
- Jasne, że tak. Aha, byłbym zapomniał. - Wyjął butelkę wina i wręczył ją
Sally. - Dla szefa kuchni.
- Dzięki.
- Dziewczyny, a wy pójdziecie z nami popływać? - spytał Chuck.
- Ja muszę jeszcze coś zrobić w kuchni - powiedziała Sally - ale ty,
Cassie....
- Nie, z przyjemnością dotrzymam ci towarzystwa.
Gdy mężczyzni zabrali piwo i wyszli z chłopcami, Cassie uśmiechnęła się
do Sally.
- Masz wspaniałą rodzinę.
- Rzeczywiście, los jest dla mnie łaskawy.
- To świetnie, że chłopcy są w podobnym wieku. Zawsze będą się
dogadywali.
- Mam jeszcze córkę. Gretchen ma dziewięć miesięcy i w tej chwili śpi.
- 109 -
S
R
- Nie mogę się doczekać, żeby ją zobaczyć. Ale w czym mogę ci teraz
pomóc?
- Właściwie mogłabyś zajrzeć do małej.
- Z przyjemnością!
- Przejdz przez pokój dzienny, a potem trzecie drzwi na lewo.
Kiedy Cassie otworzyła drzwi dziecięcego pokoju, westchnęła z zachwytu
- ściany i sufit były pomalowane w niebieskie chmurki, do tego żółte i białe
meble, pluszowe zwierzęta i zabawki. Zwiat jak z baśni.
Malutka Gretchen o buzi cherubinka twardo spała. Cassie pochyliła się i
dotknęła jej aksamitnego policzka. Poczuła bolesne ukłucie w sercu. Po raz
pierwszy tak bardzo zapragnęła mieć dziecko - dziecko Briana. Gdyby tak mogli
zbudować razem piękny dom, jak Chuck i Sally... Poczuła wzbierające pod
powiekami łzy.
Czy dlatego tak się rozkleiła, że Brian miał wkrótce wyjechać? Nie,
dlatego że go kochała. I dlatego że miał wyjechać.
- Zpi jak aniołek - powiedziała z uśmiechem, wróciwszy do kuchni.
- Całe szczęście, niedawno zaczęła ząbkować i bywa bardzo płaczliwa.
- Przerabiałam to ze swoim bratankiem i bratanicą.
Mówiąc to, Cassie podeszła do okna. Chłopcy bawili się plażową piłką w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl