[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W tym momencie Conan wykonał najdłuższy w tym pojedynku skok. Spadł dobre sześć
kroków za Aondo. Teraz to on stał tyłem do brzegu bębna.
Conan jeszcze bardziej zwiększył dystans, widząc że Aondo w furii jest gotów bić na oślep i
narazić się na śmierć w hańbie. Nagle, akurat gdy wydało mu się, że wojownik się uspokaja,
przez dudnienie bębna przebił się krzyk kobiety.
Valeria stała obok Emwayi z oczami wbitymi w bęben, gdy poczuła jakiś ruch. Zdawało się
jej, że kobieta uniosła się w powietrze i odpłynęła jakieś dwa, trzy kroki, nie dotykając ziemi.
Kiedy na nią spojrzała, jej twarz była jak z kamienia.
Nagle córka Dobanpu zaczęła pocić się zupełnie jak wojownicy na bębnie; wyrzuciła w górę
ręce, jakby chciała coś pochwycić, i krzyknęła.
Valeria natychmiast obnażyła miecz i sztylet, nie zważając na stojących obok Ichiribu.
Ludzie otoczyli ich kręgiem, jakby Emwaya nagle stanęła w płomieniach.
Ona chwiała się, machała rękami i bezdzwięcznie otwierała i zamykała usta. Przewróciła
oczami, aż było widać tylko białka, a wreszcie padła na kolana w konwulsjach.
 Wąż!  krzyknął ktoś.
Valeria okręciła się wokół własnej osi, aby dostrzec i pociąć na kawałki wszystko, co choć
trochę przypominało węża. Zobaczyła czerwony spuchnięty ślad na ręku Emwayi.
Natychmiast zmieniła cel poszukiwań. Nie szukała węża, człowieka czy broni. Szukała
określonego wyrazu twarzy  takiego, jaki powinien mieć morderca. Nie można go
przeoczyć, zwłaszcza u mordercy, który właśnie ugodził niewłaściwą osobę. Chyba że był
wybitnym fachowcem, jakich Valeria nie spodziewała się znalezć wśród Ichiribu.
Znalazła twarz o takim wyrazie. Rozpoznała ją, choć nie mogła przypisać jej żadnego
imienia. Mężczyzna nerwowo próbował schować za stojącymi przed nim kobietami jakiś
przedmiot, który trzymał w rękach.
Wiedziała, jaki los czekałby ją, gdyby zabiła niewinnego Ichiribu. Odwróciła sztylet i rzuciła
tak, by ugodził rękojeścią. Rękojeść tę, dzieło najlepszych rzemieślników Nemedii, wieńczyła
ciężka kula, służąca dokładnie temu celowi.
Mężczyzna  Wobeku, przypomniała sobie jego imię  w porę dostrzegł zagrożenie.
Schylił się, sztylet lekko tylko go uderzył i odbił się w tłum. Okrzyk wojenny ostrzegł Valerię
przed nadchodzącymi kłopotami. Chwilowo niepomna niebezpieczeństwa, podniosła miecz i
wykrzyczała przekleństwa i ostrzeżenia w każdym znanym sobie języku.
Ichiribu może ich nie zrozumieli, ale umieli rozpoznać szaleństwo. Utworzyli przed nią
ścieżkę, a ona rzuciła się na Wobeku akurat w chwili, gdy przykładał do ust coś, co
przypominało dmuchawkę.
Jednak ani jej miecz, ani dmuchawka nie trafiły w cel. Złote płomienie otoczyły nagle
Valerię, spadając z nieba jak deszcz. Ostrze cięło głęboko jakby ścianę gęstego miodu;
posypały się z niego oślepiające iskry. W tej samej chwili złote płomienie owinęły się też
wokół małego przedmiotu, który musiał być wystrzeloną w kierunku Valerii strzałką. Nie była
widać metalowa, więc tylko błysnęła zielonkawo i znikła.
Złote płomienie utworzyły wysoki łuk, łączący rękę Emwayi z trzymaną przez Wobeku
dmuchawką. Teraz on pokazał białka oczu, rzucił dmuchawkę i wziął nogi za pas. Płomienie
rozświetlały niebo, aż Valeria musiała zmrużyć oczy, a w końcu całkiem je zamknąć. Jaśniały
tak mocno, że miała ochotę rzucić miecz i zakryć twarz rękami. Słyszała wokół wrzaski i miała
nadzieję, że to nie głos Emwayi.
Kiedy złote płomienie rozlały się nad wzgórzem, Conan był pewien dwóch rzeczy: Aondo
wiedział o zdradzie, a Dobanpu robił wszystko, by ją pokonać.
Wojownik tańczył wokół Conana, tak manewrując, że Cymeryjczyk musiał patrzeć w
oślepiający blask albo odwrócić się od przeciwnika. W normalnej walce nie miałoby to
znaczenia, słuch Conana mógł wychwycić szelest spadającego liścia. Teraz kroki przeciwnika
tonęły w ogłuszającym hałasie: dudnienie bębna, krzyki ludzi i grzmoty, które zdawały się
przewalać z nieba na ziemię i z powrotem. Conan zamknął oczy, wziął głęboki wdech i ocenił
położenie Aondo po smrodzie jego spoconego ciała.
Nie udało mu się dokładnie zgadnąć jego pozycji, ale to wystarczyło. Aondo ledwo otarł się
o rękę Cymeryjczyka. W tym momencie mógłby chwycić i zrzucić Conana i nikt by tego nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl