[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyszedł na kolegium.
Ta data nie urządzała mnie, nawet gdyby przyszedł. Popatrzyłam na czarodziejkę w
szpiczastej czapie, z ró\d\ką zakończoną gwiazdką. Pani redaktor  Głosu
Groblińskiego" miała taką broszkę przypiętą do dekoltu. Widocznie to była dobra
wró\ka, gdy\ podszepnęła mi pomysł. Zeszłam z biurka i usiadłam na krześle
naprzeciw redaktorki.
- Wydajemy ogólnopolski leksykon lokalnych gangsterów -powiedziałam
konfidencjonalnie. - Ogromnie presti\owa pozycja. Wszystkie redakcje, które
udzielą nam pomocy, będą osobno wymienione. Nie licząc honorarium. Renomowane
wydawnictwo, konsultanci o najwy\szych wyrokach. Na pewno nieobce jest pani
nazwisko redaktor prowadzącej?
Odczekałam chwilę dla efektu, a potem wymieniłam nazwisko redaktorki w
rajstopach, która tak bezceremonialnie obeszła się z moim jednoro\cem. Imienia
nie znałam, ale samo jej nazwisko z tytułem miało większą siłę przebicia ni\ ja
osobiście. Redaktorka z czarodziejką na biuście przybladła z emocji.
- Ta, o której myślę? - szepnęła.
- Dokładnie ta - potwierdziłam zimno.
Redaktorka z czarodziejką nalała sobie gazowanej wody. Mnie te\.
- Pewnie, \e znam. Miałam okazję poznać ją osobiście. Jesteście blisko?
- Uwa\a mnie za swoją prawą rękę - przytaknęłam. - Szczerze powiedziawszy, beze
mnie by zginęła. Jestem jej oczami, uszami i terminarzem.
- Gdy\ ja... - zaczęła redaktorka z czarodziejką i zatknęło ją. Popiła łyk wody.
- Gdy\ ja zło\yłam u was ksią\kę. Napisaną przeze mnie. Za trzy miesiące mam się
dowiedzieć. Czyli teraz ju\ za miesiąc i półtora tygodnia.
124
- Ksią\kę? - zdziwiłam się uprzejmie. - Fantasy? To najlepiej u nas idzie.
Wszyscy piszą wszystko, ale czytają tylko fantasy i Grocholę.
- Nie, nie - zaprzeczyła nieśmiało redaktorka. - Ani fantasy nie napisałam, ani
Grocholi. To taka historia o miłości. O zwyczajnej kobiecie jakich tysiące,
która ma swoje ró\ne pragnienia. Zaczyna się, kiedy ona chodzi po sklepach i
wybiera prezent na urodziny dla kole\anki. Zauwa\a mę\czyznę swoich marzeń...
Zresztą mo\e pani czytała?
- Nie. Ja czytam dopiero kiedy szefowa stwierdzi, \e warto. Widocznie jeszcze do
pani nie doszła. Codziennie dostajemy czterysta dwadzieścia sześć maszynopisów
powieści. To bardzo du\o. Zwłaszcza \e trzeba je przynajmniej przekartkować.
-Tylko przekartkować? - przestraszyła się redaktorka z czarodziejką.
- Nie tylko. Je\eli wciągnie, to się czyta. Pani ksią\ka na pewno wciągnie. O
miłości zawsze raczej wciąga. Szczególnie nas, kobiety, prawda? Ale odbiegłyśmy
od tematu.
- Tak, rzeczywiście - zgodziła się redaktorka. - Więc ona nie mo\e zdobyć się na
odwagę, \eby podejść do wymarzonego mę\czyzny. Ale wyobra\a sobie, \e radzi się
go w sprawie prezentu dla kole\anki. Tego, którego szuka po sklepach, pamięta
pani? To jest bardzo liryczna scena marzeń. Odbywa się w brzozowym lasku o
zachodzie słońca, a na straganach sprzedawane są czerwone korale. On je kupuje
za gotówkę, jeden sznur rzecz jasna, ale nie dla kole\anki, tylko dla niej. Dla
bohaterki. Wzrusza ją swoim zachowaniem do łez. Postanawiają wspólnie kupić coś
dla jego przyjaciela ze studiów. Po fizyce, szalenie przystojny...
Ani się spostrzegłam, kiedy autorka weszła na taki etap komplikacji fabularnych,
\e ju\ nie mogłam przerwać, nie nara\ając się na jej nienawiść. Wreszcie
zadzwonił telefon. Redaktorka odebrała z wściekłością. Odpowiedziała, \e kotlet
z buraczkami, i odło\yła słuchawkę. Telefon natychmiast zadzwonił po raz drugi.
Tym razem redaktorka odpowiedziała, \e na posiedzeniu rady miejskiej i \e chodzi
o trzysta pięćdziesiąt tysięcy. Je\eli padnie suma czterysta, trzeba zadzwonić
do naczelnego.
125
Znów Odło\yła słuchawkę znienacka, ale nie dałam się przechytrzyć p^ raz dragi.
?'?'-,)
~ sWo ju\ pani przerwała w najciekawszym miejscu, ja tez zadzwonie _ oznajmiłam
z porozumiewawczym uśmiechem. Zęby redąkt0rka z czarodziejką była pewna, \e
wiele ju\ nas łączy. - SzefoVa na pewno się niecierpliwi. Lepiej, \eby siadła do
pani ksią% w dobrym nastroju. Ja nawet znajdę wydruk zaraz po powrocie i schowam
do pierwszego lipca - zni\yłam znacząco głos: - Qna będzie miała okres. Potem
niech czyta.
- nziekuię pani - rozczuliła się redaktorka z czarodziejką na biuścje
- Więc co jej mogę powiedzieć?
- Q mojej ksią\ce?
~ W ksią\ce sama się zorientuje. Chodzi nam o tego waszego gan^stera. Margarynę.
~ \cb Margarynę... - ocknęła się redaktorka. - Gdzie myśmy n\ieij materiały na
Margarynę? W komputerze nie, bo kradną dyski. W  Przeglądzie Bzowskim", to taki
nasz zaprzyjazniony tygodnik, ukradli wszystkie twarde dyski i automatyczną
sekretarkę. Włamali się do redakcji. Ludzie zrobili się tacy do F*rzodu, \e
materiały inne ni\ elektroniczne w ogóle nie są uwa\aj za naka na nikogo. Więc
tajne rzeczy trzymamy w szu-fladacbj na piśmie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl