[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mieliśmy ważniejsze sprawy - wytłumaczył Cannon, pomagając Margie wstać.
- Teraz na pewno nabrali podejrzeń - mruknęła Margie, gdy ruszyli za Andym i Jan w stronę domu.
- Mam nadzieję, że chwilę temu nie podglądali nas przez lornetkę - powiedział Cannon z łobuzerskim
uśmieszkiem, rozbawiony jej przestraszoną miną.
- Wcale się nie bałam - wymamrotała po chwili. - Owszem, byłam trochę zawstydzona, bo nigdy dotąd
tak się nie zachowywałam na publicznej plaży, ale tak wspaniale się czułam, że wcale się nie bałam.
Przystanął, obrócił ją do siebie i objął w pasie. Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę.
- Nie jesteś oziębła - oznajmił miękko.
- Uleczę cię ze wszystkich twoich blizn, jeśli mi tylko na to pozwolisz.
Diana PALMER
135
- Wiem - przyznała. Mimo woli opuściła wzrok na jego pełne, ładnie wykrojone usta. - Po prostu
wszystko dzieje siÄ™ tak szybko...
Dotknął jej ust, zmuszając do zamilknięcia.
- Dam ci czas, żebyś się do mnie przyzwyczaiła - obiecał. - Nie wezmę więcej, niż zechcesz mi
ofiarować.
Ona jednak pragnęła ofiarować mu wszystko, co właśnie sobie uświadomiła. Bez słowa ruszyła wraz z
nim do domu, trzymając go mocno za rękę.
Margie zastanawiała się, jak zdoła nie gapić się na Cannona przez cały wieczór, nie chcąc zdradzić
nagłego nim zainteresowania. Opatrzność rozwiązała za nią ten problem. Cannon był zaproszony na
bankiet, o czym przypomniała mu jakaś kobieta o aksamitnym głosie.
To Margie odebrała telefon, znajdowała się bowiem najbliżej. Obserwowała Cannona podczas
krótkiej rozmowy. Jego mina nie wyrażała radości, ale w spokojnym głosie słychać było zażyłość.
Gdy tylko się rozłączył, wyszedł, żeby się przebrać.
Jan i Andy postanowili obejrzeć film, więc gdy Margie zeszła do salonu, już ich nie było. Victorine
oglądała swój ulubiony program telewizyjny, a Margie dołączyła do niej z braku
136
Ogień i lód
lepszej opcji, choć powinna pracować nad swoją książką.
- Obawiam się, że wrócę pózno - oznajmił Cannon, całując matkę w policzek. - Nie czekaj na mnie.
- A gdzieżbym śmiała - odparła starsza pani z lekką kpiną.  Kim ona jest, jeżeli mi wolno spytać?
- Missy Caller - rzekł krótko. - Ona i jej brat zaprosili mnie na bankiet. Chodzi o ten przeklęty kontrakt
na wyłączność, który próbujemy od nich zdobyć. Pamiętasz, projektują markę Seaside.
- Nie wątpię, że wystarczy ci tylko kiwnąć ręką na Missy, a dostaniesz kontrakt i wszystko, czego
tylko zechcesz. - Matka roześmiała się serdecznie, ale natychmiast spoważniała i szybko dodała: -
Oczywiście, żartuję.
Cannon się nie uśmiechnął, obserwując poważną twarz Margie.
- Pozwól ze mną na moment - zwrócił się do niej uprzejmie.
Zerknęła na niego niepewnie, ignorując znaczące spojrzenie Victorine.
- Ja...
Wyciągnął do niej rękę. Tylko tyle, a jednak wystarczyło. Wstała, wymamrotała jakieś uspra-
wiedliwienie dla Victorine i pozwoliła mu się wyprowadzić na pachnące morską bryzą nocne
powietrze.
Diana PALMER
137
- Nie chcę tam jechać - powiedział spokojnie, gdy przystanęli przy samochodzie. - Gdyby ten kontrakt
nie był dla mnie ważny, miałbym w nosie to całe przyjęcie. Nie interesuje mnie Missy, choć mama
twierdzi inaczej. Aączą nas wyłącznie sprawy zawodowe.
- Nie mam do ciebie żadnych praw - przypomniała mu, spoglądając prosto w oczy.
- Wiem. Może nawet chciałbym, żeby to się zmieniło - odrzekł, co ją zaskoczyło. Musnął lekko jej
policzek. - Znajdziemy sobie jutro jakieś ciekawe zajęcie gdzieś, gdzie Andy i Jan nie będą mogli nas
widzieć.
- Może byłoby lepiej, gdyby nam się nie udało - odrzekła, pamiętając, jak bezbronna czuje się wobec
jego pieszczot.
Przyjrzał się jej uważnie, ujął twarz Margie w swoje ciepłe dłonie i przytrzymał.
- Nie masz najmniejszego powodu, żeby się mnie obawiać - rzekł stanowczo.
- Nie o to chodzi - zaprotestowała słabo. Jego dotyk niemal pozbawił ją zmysłów.
Muskał zmysłowo kciukami jej pełne wargi.
- Czyżby twoje purytańskie wychowanie znów podnosiło swój wredny łeb? - spytał żartobliwie.
138 Ogień i lód
Nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Wiem, wiem. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, prawda?
Nachylił się i delikatnie ją pocałował - miękko, czule i zmysłowo.
- A może zostawmy sprawy własnemu biegowi, dobrze? - zasugerował leniwie. - Pamiętaj
- dodał - że to ty ciągniesz mnie do łóżka i zmuszasz do pieszczot...
- Ty oszuście! - wykrzyknęła teatralnym szeptem.
- Zepsuta młoda kobieta - odparł na to, znów ją całując. - Przeklęta Missy - wymamrotał.
- Czy ona jest ładna? - spytała Margię, wpatrując się w niego swymi zielonymi oczami.
Uniósł brew i studiował jej długie, wijące się ciemne włosy, błyszczące oczy, świeżą cerę, kremową w
blasku księżyca.
- W porównaniu z tobą żadna nie jest ładna
- odrzekł wreszcie.
- Ty również wyglądasz niezle - zawołała ze śmiechem.
- Poprosiłbym cię, żebyś na mnie zaczekała
- rzekł, poważniejąc - ale nie mam pojęcia, o której wrócę do domu. Może spotkamy się o szóstej na
śniadaniu?
- Czy mam założyć płaszcz? - spytała. Oczy mu zalśniły.
Diana PALMER 139
- Wolałbym przezroczysty negliż. Zabębniła pięściami w jego klatkę piersiową.
- Przestań!
- Czemu właściwie nie założysz wieczorowej sukni i nie wybierzesz się tam ze mną?
- zaproponował.
- Nie zamierzam spędzić wieczoru na obserwowaniu, jak inne kobiety ślinią się na twój widok -
odrzekła, potrząsając stanowczo głową.
Uśmiech spełzł z jego twarzy, zmrużył oczy i przyglądał się jej uważnie. Mimo kpiącego tonu czuła
się jednak rozczarowana, że Cannon spędzi ten wieczór z inną.
Chwycił ją w pasie i uniósł, tak że znalazła się z nim twarzą w twarz.
- Pocałuj mnie na dobranoc i wracaj do domu. Jest chłodno, a ty nie masz szala.
Jego troska o nią sprawiła, że zachciało jej się płakać. Dotąd tylko Jan obchodziło, co się z nią dzieje.
Fakt, że ktoś się o nią martwi, był dla niej nowym zjawiskiem. Powstrzymała łzy i objąwszy go za
szyję, pocałowała. Oddał jej pocałunek
- powolny, pełen słodyczy, nieskończony. Gdy podniósł głowę, w jego oczach była
niezmierzona czułość.
- Dobranoc - wymruczał.
- Dobranoc - szepnęła.
Znów ją pocałował, tym razem mocno, z wiel-
140
Ogień i lód
kim żarem. Gdy postawił ją z powrotem na ziemi, czuła, że płonie jak pochodnia.
- Idę - rzucił ochryple - póki jeszcze mogę. Dobranoc.
Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął za bramą. Gdy Margie wróciła do salonu, Victorine obrzuciła ją
rozbawionym spojrzeniem.
- W gruncie rzeczy on wcale nie jest zainteresowany Missy - odezwała się łagodnym tonem.
Margie uśmiechnęła się sztucznie.
- Chyba wydrapałabym jej oczy, gdyby było inaczej - przyznała niechętnie.
Starsza pani roześmiała się na to i poklepała ją po grzbiecie dłoni.
- Bardzo się cieszę, że tak się dobrze rozumiemy - mruknęła. - Pomożesz mi znalezć sposób na
Cannona.
Za wcześnie było, żeby o tym mówić, ale Margie pragnęła w to wierzyć, więc nie protestowała.
Program telewizyjny się skończył, gdy zadzwonił telefon, więc Margie go odebrała. Zdumiona
usłyszała głos swojej agentki.
Diana PALMER
141
- Czemu nie siedzisz w domu? - spytała zrzędliwie kobieta. - Dzwonię i dzwonię, i ciągle włącza się
sekretarka. W końcu cię dopadłam... Nieważne - jej ton się ożywił - mam wspaniałe wieści. Pamiętasz
Gene'a Murdocka? Chce porozmawiać o scenariuszu na kanwie twojej ostatniej powieści, ale będzie
w mieście tylko do jutrzejszego popołudnia. Nalega, żebyś wzięła udział w naszej rozmowie. Czy
możesz być jutro o dziesiątej w moim biurze?
ROZDZIAA SIÓDMY [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl