[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zrezygnowałam z jedzenia i wzięłam się za porządki. Ponieważ nie
mogłam się schylać, początkowo byłam w stanie uporządkować
jedynie półki i ubrania, które i tak wisiały już w szafie, jednak gdzieś
po godzinie zupełnie wróciłam do siebie, wrzucając rzeczy pod łóżko i
ignorując warstwy kurzu.
Próbowałam zadzwonić do wypożyczalni Sama, ale nikt nie
odbierał telefonu, mimo że było po dwunastej. Potem zadzwoniłam do
niego do domu, ale też nikogo nie zastałam. Wróciłam do mieszkania
i przez kilka minut zastanawiałam się, co robić. Oczywiście, miałam
do zrobienia całe mnóstwo rzeczy: zmywanie, pranie, porządki, ale w
końcu była sobota po ciężkim tygodniu pracy, no, właściwie nie aż tak
ciężkim, oprócz tego cholernego piątku, i po prostu mi się nie chciało.
Przyszło mi do głowy, by odwiedzić rodziców, lecz oni
prawdopodobnie wyjechali, jak w każdy weekend. Zadzwoniłam do
Sharon, która, dzięki Bogu, była w domu i zgodziła się zmarnować
popołudnie, chodząc po mieście i oglądając ciuchy, których nie
kupiłybyśmy za żadne skarby świata.
Zakupy to najciekawsze marnowanie czasu, na jakie mogą sobie
pozwolić dwie przyjaciółki w sobotnie popołudnie. Zwłaszcza w
Dublinie, gdzie na kilometr kwadratowy przypada więcej sklepów, niż
w jakimkolwiek innym mieście na świecie. Ta ostatnia wiadomość to
wytwór w mojej wyobrazni i opiera się na fakcie, że jest to całkiem
możliwe.
Zródmieście ma dużą przewagę nad dużymi centrami handlowymi
na przedmieściach, takimi jak:  The Square" w Tallaght czy  The
Blanchardstown Centrę", gdyż są tam przeróżne sklepy. W
przeciętnym centrum handlowym jest osiemnaście sklepów z
ciuchami (dwa rodzaje: takie, do których nie masz po co wchodzić ze
względu na ceny, i takie, do których w życiu byś nie weszła), trzy
księgarnie (papeteria i wielkie księgi w rodzaju: Pięć tysięcy
sposobów gotowania dla osób po pięćdziesiątce czy Najbardziej
błyszczące sportowe samochody świata, czy stosy egzemplarzy
poradnika  Mandy" z zeszłego roku), dwanaście sklepów z butami,
gdzie są fantastyczne buty we wszystkich rozmiarach oprócz twojego,
siedem różnych, choć dziwnie identycznych  sklepów sportowych", w
których sprzedają jedynie dresy i obuwie sportowe, dwóch
rywalizujących ze sobą fryzjerów (którzy mają różne ciekawe
propozycje, na przykład przejadą ci grzebieniem po włosach za
siedemnaście i pół funta), cztery kawiarnie, w których sprzedają
wyłącznie croissanty z szynką i serem oraz wczorajszy budyń, siedem
jaskrawo oświetlonych lokali z hamburgerami i hot dogami
(przynajmniej jeden z nich reklamuje się jako  restauracja rodzinna"),
jedno miejsce, gdzie zrobią ci dowcipny napis na bluzce ze słowami
 seks" i/lub  piwo", przynajmniej dwa ogromne domy towarowe,
kilkanaście wersji aktualnie modnego sklepu (komputery, telefony
komórkowe, rekwizyty bożonarodzeniowe) i wreszcie coś naprawdę
odlotowego, jak sklep, w którym sprzedaje się tylko marmoladę z
limonek albo łańcuszki na kostkę u nogi.
W śródmieściu jest dużo większy wybór... To znaczy to wszystko,
co opisałam powyżej pomnożone przez cztery plus puby. I w mieście
dodatkowo mogą ci za darmo buchnąć torebkę.
Mimo reklam, twierdzących coś wręcz przeciwnego, zakupy w
centrach handlowych na przedmieściach są dużo droższe. W
śródmieściu jest na przykład takie miejsce jak Henry Street, gdzie
można kupić trzy zapalniczki za funta albo skarpetki za tę samą cenę.
Prawdę mówiąc, parę lat temu przez Henry Street w ogóle nie dało się
przejść, bo tyle osób sprzedawało skarpetki. Pamiętam, że Anthony
nazwał to Rynkiem Skarpetek i uważał, że to bardzo śmieszne, choć
my nie zrozumieliśmy dowcipu, dopóki nie wytłumaczył nam, że
należy porównać słowa  sock" i  stock" (skarpetka" i  akcja"). Za
rogiem, na Moore Street, jest duży wybór dobrych i tanich owoców,
gdy tymczasem w moim sklepie żądają prawie pół funta za jedną
pomarańczę wielkości winogrona.
Spotkałyśmy się z Sharon w naszym zwykłym miejscu - przy
głównym wejściu do centrum handlowego St. Stephen's Green. Nie
weszłyśmy jednak do środka, bo już tam raz byłyśmy. To
niesamowity sklep, ponieważ znacznie więcej ruchomych schodów
jedzie na górę, niż zjeżdża na dół. Wydawało mi się, że niedługo
górne piętra osiągną masę krytyczną, szklany dach pęknie i ludzie
będą spływać na dół niczym lawa.
Przeszłyśmy Grafton Street i przez kilka minut oglądałyśmy na
wystawie Laury Ashley wszystkie te ciuchy, których nigdy w życiu
byśmy na siebie nie włożyły. Potem weszłyśmy do sklepu
muzycznego, żeby zobaczyć, co mieli na wyprzedaży. To, co zwykle:
Demolition Man, Groundhog Day, składankę Chrisa de Burgha i
podwójną płytę CD zatytułowaną: Pięćdziesiąt najlepszych melodii z
seriali telewizyjnych lat siedemdziesiątych, którą kupiłam, choć
Sharon się ze mnie śmiała. Przecisnęłyśmy się obok grupy ludzi
robiącej wrażenie, jakby właśnie zamierzali rzucić pieniądze ulicznym
grajkom, i znalazłyśmy się przed wejściem do Bewleya.
- Kawa? - spytała Sharon.
- Koniecznie. Jestem wykończona. Przeszłyśmy chyba z pół
kilometra.
Kawa u Bawleya nie zawsze jest dobra, ale zawsze jest mokra i
gorąca, a to się liczy. Poza tym mają automaty, które rozpryskują
wrzące mleko z grubsza w kierunku filiżanki i wydają superodgłosy.
Dzięki łokciom i odrobinie szczęścia zdobyłyśmy stolik
wyłącznie dla siebie. Wcisnęłyśmy się na krzesła, obstawiłyśmy
torebkami i zajęłyśmy się niewdzięcznym zadaniem zdjęcia
wszystkiego z tacy i umieszczenia na stoliku, nie większym niż
dziewięćdziesiąt centymetrów kwadratowych.
Kiedy zdejmowałam żakiet, okazało się, że mam w kieszeni
papierosy i zapalniczkę Vicky. Wyjęłam papierosa i zapaliłam.
- Od kiedy znów zaczęłaś palić? - spytała Sharon.
- Od wczoraj. Miałam straszny dzień. Poza tym oficjalnie wcale
nie zaczęłam palić, bo po pierwsze, to dopiero mój drugi papieros, a
po drugie nie kupowałam ich, tylko znalazłam u szefowej w
gabinecie.
Sharon też kiedyś paliła - wszyscy paliliśmy, mając po
kilkanaście lat - i teraz spojrzała na mnie wzrokiem, który mówił:
 Daj mi papierosa albo cię zabiję".
- Chcesz? - spytałam.
- Tak, ale nie wezmę. Nie stać mnie.
- Jak było wczoraj? - spytałam, manewrując filiżankami,
podstawkami i talerzykami, aby wszystko jakoś ustawić.
- Niezle. Myśleliśmy, że przyjdziesz.
- Nie przyszłam z wielu różnych powodów. Krótko mówiąc, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl