[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ponadto potrafię wpasować się w różne ciasne i wąskie miejsca. W tym wypadku
drapnęłam za rodzaj kalcytowej kolumny, obok dziury, przez którą prześlizgnął się
Shane. W rezultacie latarka Claya Larssona, zamiast w moją głowę, wyrżnęła z
łoskotem w skałę.
Skalne odłamki rozprysnęły się na wszystkie strony, a Clay Larsson zaklął
paskudnie. Kalcytowy filar pękł na dwoje. Stalaktyt urwał się z sufitu jak sopel lodu z
rynny. Z hukiem rąbnął o podłogę.
Co do mnie, nie stałam w miejscu.
Tyle że po drodze zgubiłam latarkę.
Biorąc pod uwagę kolejne wypadki, wyszło mi to na dobre. Clay, widząc snop
białego światła, cisnął latarkę - z taką siłą, że aż świsnęło w kierunku, gdzie, jak
sądził, stałam. Grzmotnęła z hukiem w ścianę.
Mówię wam, facet nie żartował. Gdyby to była moja głowa, pomyślałam,
walcząc z uczuciem mdłości, miałabym w czaszce otwór dość duży, żeby w nim
trzymać drobne zamiast w kieszeni. - Sprytna sztuczka - mruknął Clay, schylając się
po moją latarkę. - Tylko teraz nie zobaczysz, którędy się stąd wydostać, co,
panienko?
Punkt dla niego. Z drugiej strony, widziałam to, co chwilowo było ważniejsze,
to znaczy jego.
Co więcej, ja sama byłam dla niego niewidoczna. Uznałam, że powinnam z
tego skorzystać.
Pytanie tylko, jak? Rysowało się kilka możliwości. Mogłam po prostu nie
ruszać się z miejsca, aż do nieuniknionego momentu, kiedy znowu znajdę się na
trajektorii jego latarki... miał obecnie dwie latarki, więc w grę wchodziły nawet dwie
trajektorie.
Druga możliwość polegała na natychmiastowym zagłębieniu się w tę samą
króliczą norę, w której przepadł Shane. W tym wypadku jednak każdy potrącony
nogą kamień mógłby mnie zdradzić. Czy zdołałabym prześcignąć takiego silnego
faceta? Wątpliwe.
Pozostawała trzecia możliwość, najmniej pociągająca, ale też jedyna, jak się
wydawało, realna. Dopóki facet miał mnie na głowie, nie mógł zająć się Shane'em. Im
dłużej zdołam zatrzymać Larssona, tym bardziej prawdopodobne, że Shane zdoła
uciec. Dlatego, z głębokim żalem, specjalnie zwróciłam uwagę Claya na siebie.
Chciałam go zwabić w stronę swojej kryjówki i odciągnąć od Shane'a.
Czego nie wzięłam pod uwagę, to faktu, że Clay Larsson miał dość
inteligencji - i był na tyle trzezwy - żeby mnie przechytrzyć. Tak właśnie zrobił.
Cisnęłam kamyk, sądząc, że pójdzie za dzwiękiem, i rzuciłam się w drugą stronę...
Po to, żeby stwierdzić, że pan Larsson, szybki jak kot, zablokował mi drogę.
Włączyłam hamulce, ale było za pózno.
Wyleciałam w powietrze.
Szybując wśród stalaktytów, które omijałam cudem, zdążyłam zastanowić się
nad słowami profesora Le Blanc: miał rację, nie nauczyłam się czytać nut z lenistwa.
Przysięgłam sobie, że jeśli wyjdę żywa z Wilczej Jaskini, resztę życia poświęcę na
walkę z muzycznym analfabetyzmem.
Aupnęłam na podłogę z niezłą siłą, ale dopiero zwaliste cielsko Claya, które
przygniotło mnie do podłogi, pozbawiło mnie tchu. Nie ruszałam się i tak; bałam się
bólu, a nawet czegoś gorszego w związku z obrażeniami wewnętrznymi, których z
pewnością doznałam. Leżąc na podłodze, oszołomiona upadkiem - miałam wrażenie,
że połamałam wszystkie kości - zastanawiałam się, czy nasze szkielety zostaną kiedyś
odnalezione, czy też oboje z Shane'em będziemy gnić w Wilczej Jaskini, dopóki jakiś
kolejny obozowicz, jeszcze jeden kandydat na Paula Hucka, nie potknie się o nasze
szczątki.
Ta myśl wprawiła mnie w przygnębienie. Chciałam jeszcze zrobić mnóstwo
rzeczy. Kupić własnego harleya. Wytatuować sobie syrenę. Pójść na bal na
zakończenie roku w towarzystwie Roba Wilkinsa (wiem, że to kretynizm, ale co mi
tam: we fraku wyglądałby bosko). Takie rzeczy.
Jednak miałam stracić szansę na wprowadzenie ich w życie.
Kiedy Clay Larsson mruknął:  dobranocka, panieneczko i wzniósł latarkę do
ciosu, zdążyłam się już pogodzić ze śmiercią. Pomyślałam, że śmierć przyniesie mi
ulgę, ponieważ wraz z nią skończy się otępiający ból, który czułam każdą najdrob- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl