[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czarodziejski sposób i że bardzo chciałbym wiedzieć, jak działają te czary, żeby móc je
wypróbować w innych sferach mojego życia. Wtedy wstała i rzuciła:
 Tylko dzieci i głupcy chcą znać tajemnice czarodziejskich sztuczek. Zaraz wra-
cam.
Chociaż nie ma w zasadzie niczego, co by było natychmiast złe i niemiłe dla oka, nie-
wątpliwie istnieją złe twarze. Niby wszystko jest na swoim miejscu i nos ma przepisowo
dwie dziurki, a jednak coś jest nie tak i to się czuje, choć trudno dokładnie powiedzieć,
co to takiego. W tej restauracji podawano cudowny deser z bitą śmietaną. Tak bardzo
mi smakował, że w stanie bliskim ekstazy  nakładając sobie następną porcję do ust
 zamknąłem oczy. Naraz usłyszałem ponownie ten głęboki głos.
 Pan Samuel Bayer?
Nie wiedziałem, co zrobić najpierw: otworzyć oczy czy też przełknąć to, co miałem
w ustach, więc zrobiłem obie rzeczy naraz. Każdy fragment jej twarzy  policzki, pod-
bródek  był ostro zarysowany jak na kubistycznym obrazie. Oczy miała równie czarne
jak włosy, które były krótkie, sterczące i bardzo modne. Była atrakcyjna w ten wojowni-
55
czy, nieprzystępny sposób i miała szczupłe, pasujące do całej reszty ciało. Ubrana w skó-
rzany strój i biegła we wschodnich sztukach walki byłaby doskonałym czarnym charak-
terem w filmach z Jamesem Bondem.
 Zgadza się. Czy ja panią znam?
 Jestem Zane. To ja dzwoniłam do Veroniki. To ze mną przerwała rozmowę. Bardzo
chcę z panem porozmawiać, ale muszę się śpieszyć, zanim ona wróci.
 Skąd pani wiedziała, że jest w Los Angeles? Skąd pani wiedziała, że tu jesteśmy?
 Dziś była na lunchu z naszym wspólnym przyjacielem. Właśnie stąd wiem.
 Wciąż zerkała w stronę toalet. Choć wyglądała na twardą, dostrzegałem w niej wy-
razne zaniepokojenie. Czy to była twarz wariatki? Osoby podłej? A może to nie twarz
wywoływała takie wrażenie, może to ta negatywna, niemal wariacka energia, jaką wokół
siebie rozsiewała.  Niech pan zapyta Veronicę o Golda. Niech ją pan spyta, co zaszło
między nią a Donaldem Goldem.
 Tym pisarzem?
 Właśnie tak.  Raz jeszcze rzuciła okiem w stronę toalet i widocznie coś dostrze-
gła, bo umilkła i szybko wyszła z restauracji.
Nie spuszczałem z niej wzroku. Gdy była na zewnątrz, zatrzymała się, spojrzała na
mnie, powiedziała bezgłośnie  Donald Gold i znikła.
Veronica zjawiła się za chwilę i zapytała chłodno:
 Czy to była Zane?
 Tak. Dziwna kobieta.  Zawahałem się, a potem pomyślałem, co mi tam, i powie-
działem:  Mówiła, żebym cię spytał o Donalda Golda.
 Stara, dobra przyjaciółka Zane. Panna Zmiertelnie Jadowita. Obrzydliwość. Może
się jej zdawało, że wszystko między nami popsuje? Zanim ją poznałam, mieszkałam
tutaj z Donaldem. Ale nie byliśmy dla siebie dobrzy. %7łerowaliśmy na swoich słabo-
ściach. W końcu Donald mnie wyrzucił i miał rację.
 I to wszystko?
 Byłam wtedy zagubiona, Sam. Może nawet na granicy bezpieczeństwa. Gdybyś
przeczytał o kimś takim w książce, zadałbyś sobie pytanie:  Jak mogła dopuścić do cze-
goś takiego? Tymczasem jestem tutaj i odnoszę wrażenie, że mnie lubisz, prawda?
Ująwszy jej dłoń, ucałowałem ją i zaintonowałem uroczyście: Omne vivum ex ovo.
 A co to takiego?
 Jedyne łacińskie zdanie, jakie pamiętam ze szkoły.  Wszystko, co żyje, powstaje
z jaja .
Nie pamiętam już programów, które oglądaliśmy jako dzieciaki w sobotnie poranki,
ale każdy z nich był święty. Wtedy nawet telewizja była święta. Ten wielki, kwadratowy
ołtarz na środku salonu, który nieodmiennie przykuwał nasz wzrok.
56
W tamtą sobotę też siedziałem przed telewizorem. Moi rodzice razem z siostrą byli
na zakupach. Siedziałem sobie na podłodze w salonie i zajadałem pączka, gdy nagle ktoś
zadzwonił do drzwi. Całe usta i palce miałem pokryte cukrem pudrem. Przygotowując
się na spotkanie z nieznanym gościem, szybko wytarłem usta i przejechałem dłonią po
brudnych dżinsach. Potem ruszyłem niechętnie ku drzwiom.
Gdy otworzywszy drzwi, stanąłem twarzą w twarz z Pauline Ostrovą, piękną i prze-
straszoną, zaniemówiłem. Oczywiście, że wiedziałem, kto to jest. Byłem wówczas w ja-
kiejś nędznej, niższej klasie, podczas gdy ona poruszała się wysoko, w niedostępnych
dla mnie rewirach, i już to wystarczyłoby do nadania jej rangi niemal półboskiej, nawet
gdyby nie krążyło o niej tyle opowieści.
Na mój widok uśmiechnęła się lekko. Omal nie padłem z wrażenia.
 Cześć, my się chyba znamy, co? Ty jesteś Sam, zgadza się? Słuchaj, właśnie przeje-
chałam twojego psa.
 Nic nie szkodzi  odparłem radośnie.
Wprawdzie kochałem Jacka Cudaka, ale cóż to znaczyło wobec tego, że Pauline
Ostrova znała moje imię.
 Chyba nic mu się nie stało. Zawiozłam go do weterynarza. Tego w Tollington
Park, jak on się nazywa, doktor Hughes?
 My jezdzimy do doktora Boltona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl