[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i poprosiłem o pracowników sprzed roku i wcześniej, tych co już odeszli. Mało
ich było, bo to dobra instytucja, każdy się trzyma pazurami, wszystkiego raptem
cztery osoby, w tym Urszula Biełka.
 Chyba ci coś postawię!  ucieszył się Bieżan.  Czystą wódkę i śledzia,
chcesz?
 A pewnie! Po tym wermucie. . . ?
 I gdzie. . . ?
 Przedsiębiorstwo budowlane. Rozleciało się, ale resztki siedzą w paru miej-
scach, mam zapisane. Ludzi da się połapać.
136
 A co do Feli, to chyba będziemy musieli zrobić dyplomatyczną konfronta-
cję. . .
* * *
Dzwonek brzęknął, otworzyłam. Za drzwiami stała pani Jadzia z moimi dzieć-
mi.
Mimo wszystko poczułam w sobie większy wybuch radości niż zdumienia,
prawie jak normalna matka. Stłumiłam zaskoczenie, bez pytań wpędziłam ich
wszystkich razem do mieszkania, ucieszona, że akurat zrobiłam świeże zakupy,
nawet dość solidne i urozmaicone, bo bałam się awantur Agaty. Dzieci miały po-
twornie wyładowane tornistry, a pani Jadzia wielką torbę.
 Ma pani ich gdzie położyć?  spytała półgłosem.  Bo chyba lepiej, żeby
tu z dzień albo dwa zostały.
Miałam. Nie powyrzucałam przecież kanap, tapczanów i turystycznych łóżek.
Zrobiłam sobie wprawdzie sypialnię w ich dawnym pokoju, ale bez najmniejszego
problemu mogłam się przenieść z powrotem na poprzednie, małżeńskie legowi-
sko. Mieszkanie było duże, rozczłonkowane i ustawne.
 Urządzajcie się, jak chcecie  zarządziłam beztrosko.  Tu macie pościel
i ręczniki, tam gdzie zawsze. Jesteście głodni?
 Zrednio  odparła Agatka suchym głosem.
 Z wyjątkiem twojego biurka, co?  powiedział równocześnie Piotruś po-
błażliwie.  Ja bym coś zjadł.
 Bez obiadu są  burknęła surowo pani Jadzia.
 No to gotujemy pierogi. Co do biurka, istotnie, wolałabym, żeby ocalało.
 A potem mi opowiesz, jak to było naprawdę z tym garbatym Ryszardem
Trzecim  zażądała Agatka wciąż tym samym suchym głosem.
 Proszę cię bardzo, z przyjemnością. . .
Dzieci rozgościły się bez przeszkód, pani Jadzi zdecydowana byłam nie wy-
puścić z pazurów, dopóki się nie dowiem, o co tu chodzi. Coś się musiało stać,
coś zaszło potężnego. Co, na litość boską. . . ?!
Usiadłyśmy wreszcie przy kuchennej herbacie. Ryszarda Trzeciego zostawi-
łam na pózniej.
 Ja to tam nie wiem, proszę pani  wydusiła z siebie pani Jadzia markot-
nie.  Pan Stefan co i raz to w tej Szwecji siedzi, do domu wpada jak ze skorupką
po ogień i znowu go nie ma. Tak, to zwyczajnie, dzieciom zle nie jest, ale już dzi-
siaj, to ja nawet nie wiem, jak to powiedzieć.
 Najlepiej wprost  poradziłam.  Obie dorosłe jesteśmy. Co się stało?
 Co się stało, to ja nie wiem, ale pani Urszula przy stole pijana siedzi. Wód-
ka stoi, koniak stoi, a ona dwa kieliszki ma przed sobą, chociaż sama w domu.
137
I jak ten kamień, jak sztuczna, słowa jednego nie mówi, nie spojrzy, nic. Obiadu
żadnego nie ma, tylko cebula posiekana na deseczce i nic więcej. Pana Stefana
też nie ma, tyle wiem, że za tydzień ma wrócić, bo sam mi mówił, to co miałam
zrobić? Tak ich zostawić z tą pijaną?
Zdumiałam się niebotycznie.
 Przecież ona się nie upija. . . ?!
 A nie. Raz się jeden zdarzyło nie tak dawno, prawie dopiero co, a teraz
drugi, nawet niechby, ale to siedzieć jak ten kamień? A ja wiem, co ona może
zrobić? I dzieci na to mają patrzeć? Wzięły książki, zabrałam trochę rzeczy i do
matki, bo gdzie?
Jasne, gdzie, jak nie do matki? Brakowało mi ich, ściskało mnie w środku
na samą myśl o nich, do czego nie chciałam się przyznawać nawet samej sobie.
Pomyślałam z nadzieją, że może teraz uda się wrócić do normalności, zdaje się,
że działalność mojej uroczej dublerki wyszła już na jaw i przestałam tonąć w ba-
gnie moralnym, Bieżan połapał się w sytuacji, Chmielewska również, świadkowie
mnożą się jak króliki. Rychło w czas. . . Chyba nawet zmiana wyroku nie sprawi
trudności, poza tym, może Stefan zachował zdrowe zmysły. . . ?
 Pan Stefan wie o tym?  spytałam z rozpędu.
 Przecie mówię, że go nie ma  zgorszyła się pani Jadzia.  Zeszłym
razem też go nie było, a ja tam się nie wtrącam. I ona się pewno nie pochwaliła,
chyba że dzieci, ale ja wątpię. Co i raz to mniej gadają i mnie się widzi, że lepiej
im będzie u pani.
 Mnie się widzi podobnie. Ale, pani Jadziu, to przecież nie mogło wysko-
czyć tak z dnia na dzień, musiało tam się dziać coś niedobrego już od jakiegoś
czasu. Nic mnie nie obchodzi mój były mąż razem ze swoją obecną żoną, ale
idzie mi o dzieci. Jeśli coś je gniecie, a one nic nie mówią, to nie jest dobrze. Nic
pani nie zauważyła?
Pani Jadzia zawahała się.
 Tak całkiem zauważyć, to nie, ale tak ze dwa albo trzy razy coś ona w ner-
wach była. No dobrze, to już powiem. Tam jakaś przyjaciółka jej dojadła, przez
telefon gadała, słyszałam przypadkiem, pani wie przecież, że ja krótko jestem,
tyle co przy dzieciach. Nie dawała jej przychodzić, ale ona się pchała, taka jedna
Fela, może i była, jak nikogo nie było, prawie we drzwiach się z nami minęła ze
dwa razy. I chyba dzieci ją widziały. Jak spytać, to się tylko krzywią i nic więcej.
Wypowiedz pani Jadzi, zazwyczaj raczej małomównej i niezbyt rozplotko-
wanej, nie była może doskonale jasna, ale zdołałam ją zrozumieć. Wnioskując
z odkryć Agaty i dwojga imion ofiary, oważ to właśnie Fela występowała tak bły-
skotliwie w moim imieniu. . . !
Powiedzieć o tym Bieżanowi. . . ?
 Jesień jest  zauważyłam z troską, bo już zaczęłam myśleć praktycznie. 
Więcej ubrań będzie im potrzebne.
138
 To wzięłam właśnie swetry i kurtki, ale tylko po jednym  odparła pani
Jadzia, wskazując torbę.  Tam książki różne i buty, i w ogóle rzeczy zostały.
Pani się pewno nie upomni?
 No przecież nie pójdę grzebać w cudzym mieszkaniu!
 To ja ich wezmę jutro po szkole i niech tam sobie swoje wybiorą. Nie żeby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl