[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ston, i niezwłocznie przyjmie panią w gabinecie. - Lokaj
skÅ‚oniÅ‚ siÄ™ i wycofaÅ‚ na korytarz, gdzie uprzejmie pocze­
kał na Caroline, żeby pierwsza mogła zejść do holu. Ca-
roline była zdenerwowana. Powtarzała sobie jednak, że
tylko da Lewisowi list, a potem odejdzie. W ten sposób
speÅ‚ni swój obowiÄ…zek przekazania mu ostatnich słów pa­
na admirała.
- DzieÅ„ dobry, panno Whiston. - Lewis wstaÅ‚ na po­
witanie i odczekaÅ‚, aż lokaj wróci na korytarz. Wyraz twa­
rzy miaÅ‚ nieprzenikniony. - Czy chciaÅ‚a pani ze mnÄ… mó­
wić?
- Tak, ja... - Caroline była na siebie bardzo zła za to
zawahanie. Ostatnio, ilekroć znajdowaÅ‚a siÄ™ w pobliżu Le­
wisa, stanowczość natychmiast ją opuszczała. Trudno jej
byÅ‚o uwierzyć, że nie może znalezć słów. PodeszÅ‚a do nie­
go i wyciągnęła przed siebie list.
- Znalazłam to dzisiaj, sir, przed chwilą, i uznałam, że
należy to panu natychmiast przekazać. A teraz jeśli mogę
odejść...
- Proszę usiąść. - Caroline nie była pewna, czy Lewis
był na tyle zajęty swoimi myślami, że nie usłyszał jej
prośby o pozwolenie odejścia, czy po prostu zignorował
tÄ™ proÅ›bÄ™, w każdym razie zachowaÅ‚ siÄ™ caÅ‚kiem jednozna­
cznie. Przycupnęła wiÄ™c na samej krawÄ™dzi krzesÅ‚a i cze­
kała, aż Lewis przeczyta list.
- To jest pismo mojego ojca - powiedział, podniósłszy
nagle głowę. - I pani znalazła ten list niedawno, panno
Whiston?
- ByÅ‚ w jednej ze starych map majÄ…tku. - Caroline po­
czuła się nieswojo, jakby zawiniła wścibstwem. - Nie
wiem, czy to ważny list, może mieć nawet kilka lat, ale
ponieważ był zaadresowany do pana...
- Czytała go pani? - spytał ostro Lewis.
Caroline lekko się zarumieniła.
- Tylko tyle, żeby siÄ™ dowiedzieć, czyjÄ… wÅ‚asność sta­
nowi.
Kąciki ust Lewisa lekko się uniosły, poznał bowiem
własne słowa.
- Rozumiem. - Szybko przebiegÅ‚ wzrokiem resztÄ™ li­
stu. - A więc nie ma pani pojęcia, jaka jest jego treść?
- Nie. - Caroline wytrzymała przenikliwe spojrzenie.
- Jak powiedziałam, nawet nie wiem, czy został napisany
niedawno, czy przed kilkoma laty. Pomyślałam, że jest
ważny tylko dlatego, że piastunka Prior opowiadała mi
o liÅ›cie, który pan admiraÅ‚ pisaÅ‚ w dniu, w którym zacho­
rował. Zastanowiło mnie więc...
- .. .czy to nie ten list? - Lewis dalej przyglądał jej się
w skupieniu. - Proszę wybaczyć mi tajemniczość, ale to
dziwne. Ciągle giną jakieś listy w tym domu! Czy słusznie
przypuszczam, że swoich dotąd pani nie odnalazła?
Caroline zaczerwieniła się.
- Tak, sir. Szukałam wszędzie, ale bez skutku. - Wstała.
Wiedziała, że musi go przeprosić, a razniej czuła się, stojąc.
- Kapitanie Brabant. Mam odczucie, że powinnam...
Lewis uniósł dłoń.
- Jeśli chce pani wspomnieć o nieporozumieniu, jakie
zaszło między nami, to proszę tego nie robić.
- Ale... - Caroline patrzyła, jak Lewis zbliża się do
niej, i przemknęło jej przez myśl, żeby znowu usiąść, ale
wtedy poczułaby się jeszcze słabsza.
- ProszÄ™ mi pozwolić... To znaczy, chciaÅ‚am prze­
prosić...
Caroline spojrzała Lewisowi w twarz i natychmiast
zgubiła wątek. W niebieskich oczach odbijał się piękny
uśmiech, który bardziej wymownie niż słowa przekonał
jÄ…, że kapitan jej przebaczyÅ‚. SpuÅ›ciÅ‚a wzrok i z przeraże­
niem stwierdziła, że opiera dłoń na torsie Lewisa. Szybko
ją cofnęła.
- Przyjmuję pani przeprosiny - powiedział cicho.
- Obojgu nam zdarzyÅ‚o siÄ™ zawinić bÅ‚Ä™dnymi sÄ…da­
mi. - Uśmiechnął się do niej tak, że aż zakręciło jej
się w głowie. - W przyszłości musimy rozważniej
wnioskować.
- Obawiam siÄ™, że bÄ™dzie już niewiele okazji - zauwa­
żyÅ‚a Caroline, odsuwajÄ…c siÄ™ od niego. - Za kilka dni ma­
my wyjechać z panią Chessford do Londynu - urwała,
przypomniała sobie bowiem, że sytuacja Julii może się
raptownie zmienić, gdyby Lewis jej się oświadczył.
- Owszem, Lavender powiedziała mi już, że nosi się
pani z zamiarem opuszczenia Hewly. - Wciąż bacznie ją
obserwował. - Czy mimo wszystko nie możemy namówić
pani do pozostania? Moja siostra bardzo ucieszyłaby się,
gdyby zamieszkaÅ‚a pani z nami nie jako dama do towa­
rzystwa, lecz jako gość.
- Jesteście oboje bardzo uprzejmi - odparła Caroline,
uważajÄ…c na każde sÅ‚owo i na wszelki wypadek odwraca­
jąc wzrok. - Obawiam się jednak, że nie mogę przyjąć tej
wielkodusznej propozycji.
- Czy w żaden sposób nie da siÄ™ pani namówić? - Le­
wis ujął ją za rękę i bawił się jej palcami. - Byłoby dla
pani wygodniej zostać tutaj, choćby tylko do chwili zna­
lezienia nowej posady.
Caroline obawiała się, że za chwilę rozczuli się nad
swoją niedolą. Prośby Lewisa, mimo że kryły się za nimi
niestosowne powody, całkowicie ją rozbrajały.
- Niestety, już podjęłam decyzję. - Zdobyła się na wy-
muszony uśmiech. - Proszę mi wybaczyć. Naprawdę nie
mogę zostać w Hewly. - Spróbowała uwolnić rękę.
- Jeśli z powodu Julii... - zaczął Lewis.
- Bardzo proszÄ™. - Caroline zorientowaÅ‚a siÄ™, że jesz­
cze chwila i straci panowanie nad Å‚zami. - %7Å‚yczÄ™ wam
obojgu szczęścia, ale nie mogÄ™ - urwaÅ‚a, bo i tak powie­
działa już za dużo. - Proszę mi wybaczyć - odezwała się
znów po chwili - muszÄ™ już iść. - WybiegÅ‚a z pokoju, za­
nim Lewis zdążył zadać jej następne trudne pytania.
Tego wieczoru zaczÄ…Å‚ padać Å›nieg. MuskaÅ‚ szyby i ci­
cho osiadał na ziemi, a drzewa ozdabiał białymi czapami.
Caroline stała przy oknie sypialni. Patrząc na wirujące
pÅ‚atki niesione wiatrem, zadrżaÅ‚a nieznacznie, gdy przy­
pomniała sobie nocną wędrówkę po lesie. Niespokojna
byÅ‚a zresztÄ… przez caÅ‚y poprzedni dzieÅ„. MiaÅ‚a takie wra­
żenie, jakby wszyscy w domu czekali, aż coś się wydarzy,
choć nie wiedziała co. W końcu oddaliła od siebie tę myśl,
ale i tak nie była dostatecznie zmęczona, by zasnąć.
Zegar wÅ‚aÅ›nie wybiÅ‚ pierwszÄ…, gdy usÅ‚yszaÅ‚a skrzypniÄ™­
cie deski na korytarzu przed drzwiami. ByÅ‚a to dość dziw­
na pora na chodzenie po domu, przyszÅ‚o jej wiÄ™c do gÅ‚o­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl