[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podziękowawszy grzecznie, odłożyła słuchawkę i dopisała
jeszcze jedno nazwisko do listy uczestników aukcji.
Jarrett, który wyglądał przez okno, odwrócił się i posłał jej
zainteresowane spojrzenie.
- I jak? Odpowiedz pozytywna? - zapytał.
- Owszem - odparła z pełnym satysfakcji uśmiechem. - A dla
zwyciężczyni wieczór w operze.
- O, to prawdziwa randka marzeń - westchnął z podziwem.
- Nie wiedziałam, że jesteś miłośnikiem muzyki operowej -
zauważyła.
- Nie jestem. Ciekawe, że zwróciłaś na to uwagę. Czyżbyś
poświęciła rozmyślaniom o mnie więcej czasu, niż podejrzewałem,
Kitten?
Rzeczywiście, dziwne było, że tak szybko wyciągnęła wnioski co
do jego zainteresowań, zupełnie jak gdyby naprawdę przywiązywała do
tego wagę. Pewnie sprawił to oczywisty kontrast między zaproszeniem
na mecz koszykówki a tą jego uwagą na temat wieczoru w operze.
Chociaż z drugiej strony nigdzie nie jest powiedziane, że nie można
S
R
interesować się i jednym, i drugim. Rzeczywiście, zdecydowanie zbyt
wiele cennego czasu poświęcała na zastanawianie się nad jego gustem!
- Nie rozumiem, skoro nie lubisz opery, to dlaczego twierdzisz,
że to taka wspaniała randka? - zapytała, zdecydowana zignorować jego
spostrzeżenie.
- Bo opera ma jedną doskonałą wręcz zaletę. Trudno rozmawiać
ze swą towarzyszką, gdy ci na scenie tak okropnie hałasują - wyjaśnił.
Kit nie mogła się nie roześmiać.
- A skoro biedaczek nie może sobie wybrać, z kim chciałby
pójść, to dzięki temu przynajmniej nie będzie musiał silić się na
prowadzenie rozmowy? Niezła myśl. Przypominam ci, że jeśli wkrótce
nie zdecydujesz, co zamierzasz zaoferować w ramach głównej nagrody,
do końca tygodnia wszystkie dobre pomysły będą już zarezerwowane -
ostrzegła. - Podsunęłam ci bardzo dobrą propozycję, ale jeśli nie chcesz
z niej skorzystać, to już twoja sprawa.
- Masz na myśli rejs jachtem?
- Owszem. - Skinęła głową. - Ale mam już ofertę wyprawy na
plażę oraz jednodniową wycieczkę stateczkiem po jeziorze Michigan,
więc jeśli chcesz to przebić, musisz zaoferować co najmniej miesięczny
pobyt na bezludnej wyspie.
- Będę miał to w pamięci - zapewnił z szalenie poważną miną. -
W takim razie powiedz mi jeszcze raz, ile jesteś gotowa zapłacić?
Jarrett miał słuszność, przybyli na mecz kilkanaście minut po
jego rozpoczęciu. W chwili gdy wchodzili na trybuny, najznamienitszy
S
R
zawodnik drużyny gospodarzy zdobył trzy punkty, toteż zapanowała
ogólna wrzawa.
Kit zakryła dłońmi uszy, w obawie, że za moment popękają jej
bębenki.
- I twoim zdaniem opera jest głośna? - zawołała do Jarretta.
Ten przyłożył dłoń do ucha i pochylił się nad nią.
- Co mówiłaś? - zapytał, a jego wargi delikatnie musnęły jej
skroń.
Na nią ten przypadkowy dotyk podziałał jak porażenie prądem
elektrycznym, dlatego odskoczyła jak oparzona, przy czym nastąpiła na
zgnieciony plastikowy kubeczek, więc w efekcie straciła równowagę i
gdyby nie Jarrett, wyłożyłaby się jak długa na samym środku przejścia.
- Uważaj! - powiedział wprost do jej ucha. - W takich miejscach
nigdy nie wiadomo, na czyich kolanach się wyląduje!
- Dziękuję! - wydusiła z siebie z niemałym trudem.
W następnej chwili oślepiło ją światło lampy błyskowej.
Odruchowo podniosła dłoń, chcąc osłonić oczy, rzecz jasna, zbyt
pózno. Zamrugała gwałtownie, aby pozbyć się niebieskawych
ogników, które pojawiły się w jej polu widzenia. Gdy wreszcie
odzyskała jako tako wzrok, zerknęła podejrzliwie na Jarretta. Czyżby to
wszystko zaplanował z góry?
- Kto by pomyślał, tylko cię objąłem, a od razu zobaczyłaś przed
oczyma gwiazdy! - stwierdził z samozadowoleniem. - Pochlebiasz mi,
moja droga.
Wzruszyła tylko ramionami i powędrowali w dół, w kierunku
S
R
parkietu, na którym wciąż rozgrywał się mecz. Jarrett rzeczywiście
miał rację, że wzbudzą spore zainteresowanie, przychodząc pózniej. Kit
miała wrażenie, iż każda para oczu jest w nich utkwiona.
- Nie muszę chyba udawać, że się doskonale bawię? - zapytała z
nadzieją w głosie, gdy już znalezli swoje miejsca.
- Dobrze by było, gdybyś okazała choć trochę entuzjazmu -
zasugerował Jarrett, który wciąż nie wypuszczał jej dłoni, chociaż już
nie groziło im zgubienie się w tłumie. - Rób, jak chcesz. Mam nadzieję,
że nie będzie ci przeszkadzało, że ja się bawię za nas dwoje?
- Nie ma sprawy. Cóż, ja nigdy nie byłam specjalną entuzjastką
koszykówki - wyznała.
- To czemu wybrałaś mecz, a nie kolację? - zainteresował się.
- Bo nie zaprosiłeś mnie do opery - odparowała, czym wywołała
u niego salwę serdecznego śmiechu.
Nie będąc specjalnie zaciekawiona tym, co się dzieje na boisku,
zaczęła się rozglądać po trybunach, ale nie mogła się skupić, ponieważ
ciągle czuła ciepły dotyk jego dłoni. Pewnie ma już w zwyczaju
trzymać kobiecą rękę, jeśli taka znajduje się w jego zasięgu, tłumaczyła
sobie. Zresztą nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, więc równie
dobrze mógłby się bawić puszką coli, miałoby to dla niego dokładnie
takie samo znaczenie.
Po jakimś czasie odkryła, że wbrew jej przekonaniu, mecz
koszykówki potrafi być fascynujący. Pod koniec pierwszej połowy
przyłapała się na wznoszeniu entuzjastycznych okrzyków. Gdy,
zawstydzona swym zachowaniem, zamknęła usta i usiadła wygodniej
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl