[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skalną ścianą znajdowało się moje drugie ja. Przyciągnie mnie, zaprowadzi do
siebie i znowu będę cała!
- Ona, ona może nas przeprowadzić... - Thacmor wskazał na mnie ruchem głowy. -
Czarownice... Ludzie mówią, że słuchają ich wiatr i fale, ziemia i niebo.
- Jednej czarownicy, która przedtem nie mogła posłużyć się swoją mocą? -
Alizoński dowódca pokręcił głową. - Czy sądzisz, że zostałaby tu, czekając na
nas, gdyby zdołała zniszczyć ich czary? Nie, to polowanie nam się nie udało...
Smarkle oblizał wargi, pozostali zaś poruszyli się niespokojnie.
- Więc co teraz zrobimy, kapitanie? Ten wzruszył ramionami.
- Teraz zjemy, a potem... - Urwał i wyszczerzył do mnie zęby - ...potem się
zabawimy. Rano znów będziemy układać plany.
Któryś z żołnierzy wybuchnął śmiechem. Inny klepnął po ramieniu najbliższego
kolegę. Odpędzali myśli o jutrze, żyjąc chwilą bieżącą, jak to było w zwyczaju
wojowników, którzy od dawna narażają życie. Spojrzałam na mięso piekące się
przy ognisku. Wkrótce będzie gotowe, wtedy je zjedzą, a potem... pózniej...
Gdybym tylko miała potrzebną wiedzę! Byłam pewna, że jest we mnie moc, którą
mogłabym posłużyć się jak mieczem i tarczą - ale nie umiałam nią władać. Wola
- zawsze myślałam o niej jako o sile woli. Wola - siła, moc... Czy mogłabym
tak pokierować wolą, żeby uczynić z niej broń?
Ona nie rzuca cienia!
Zrozpaczona, wciąż wracałam myślą do torby z lekarstwami. Alizończycy zgarnęli
nieco śniegu, wrzucili kilka garści do małego garnka, który przysunęli do
ognia. Wystarczy wlać do niego parę kropel z pewnej buteleczki i...
Ale nie mogłam tego zrobić, tak jak nie potrafiłam znalezć ukrytej w skale
bramy. Moja niewiedza znacznie przewyższała wiedzę.
%7łołnierze posilali się i zapach pieczonego mięsa, które rozrywali zębami lub
po kawałku odrzynali wyjętymi zza pasów nożami, obudził we mnie głód, do tej
pory uśmierzony specjalnym kordiałem. Nie dano mi nic do zjedzenia i zdawałam
sobie sprawę, dlaczego. Cokolwiek zamierzali zrobić ze mną w nocy, nie odjadę
stąd z nimi rano. Dlaczego mieliby obarczać się kobietą, która w dodatku jest
czarownicą?
Torba z lekarstwami. Starałam się na nią nie patrzeć, żeby żaden z wrogów nie
powiódł spojrzeniem za moim wzrokiem i jej nie zauważył. Ale kiedy znów
ukradkiem na nią zerknęłam, leżała na otwartej przestrzeni! Dostrzeże ją każdy
z siedzących przy ognisku mężczyzn, który odwróci głowę. Na otwartej
przestrzeni! Jak się tam znalazła? Przedtem była wciśnięta między dwie
skały... tamte dwie... a teraz oddaliła się od nich o kilka cali!
To odkrycie wstrząsnęło mną do głębi. Właśnie takie błahe z pozoru wydarzenia
bardziej skłaniają do refleksji niż poważne sprawy. Przedtem torba leżała
tam... a teraz była bliżej mnie. Jak gdyby moje pragnienie i wola użyczyły jej
nóg, które posłuchały mojego niemego wezwania. Nogi - wola? Bzdura, to nie do
wiary! Musiałam jednak uwierzyć.
Klapa na torbie była zamknięta. Nie śmiejąc rzucić w jej stronę okiem,
zapatrzyłam się w płomienie i skoncentrowałam na zbudowaniu w myśli obrazu
tego zamka. Tak łatwo otworzyć go jednym palcem - lecz odtworzyć to w umyśle -
ach, to zupełnie co innego. Ile razy można dokładnie i drobiazgowo opisać
jakiś dobrze znany przedmiot, którego dotykamy po sto razy dziennie? Wydaje
się tak znajomy, iż oko nie zauważa szczegółów. Bardzo trudno jest przypomnieć
sobie jego wygląd, nie patrząc na niego.
Wsadzić pręcik do metalowego uszka, przekręcić w dół - tak! Wyobraziłam to
sobie jak trzeba, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Teraz... muszę odwrócić
tę czynność:
przekręcić do góry, wysunąć! Czy odważę się jeszcze raz popatrzeć na torbę,
żeby sprawdzić, czy posłuchała mojej woli? Lepiej nie...
A teraz: w środku... Jak wyglądała jej zawartość? Przypomniałam sobie noc,
kiedy poszłam do izby Damy Alousan, wszystkie kredensy, które otworzyłam,
szuflady, które wysunęłam. W jakiej kolejności napełniłam kieszonki i pętle?
Tak głęboko szukałam w pamięci, że widziałam otoczenie jak przez mgłę. Nie
odważyłam się pomyśleć, ile czasu mi zostało, kiedy wspominałam, jak ułożyłam
to, co leżało teraz w cieniu. Piąta kieszonka... to była piąta kieszonka!
Jeśli mnie pamięć nie myli...
Smukła rurka, nie ze szkła, ale z kości, wydrążona i zatkana korkiem z
czarnego kamienia. Rurko, wysuń się! Narażając się na zdemaskowanie, opuściłam
głowę na kolana, zwróciwszy twarz w stronę mroku. Alizończycy powinni sądzić,
że pogrążyłam się w rozpaczy, ale teraz widziałam to, co robiłam albo
próbowałam zrobić...
Rurko, wysuń się! Dostrzegłam ruch pod klapą torby. Aż do tej chwili, mimo
nadziei, nie śmiałam wierzyć, iż czegokolwiek dokonałam. I zaskakujący widok
tego skromnego sukcesu omal nie zniweczył moich wysiłków. Opanowawszy się,
zobaczyłam, że kościana rurka wysunęła się spod skórzanej klapy i spoczęła na
ziemi.
Rurka i garnek. Jedno do drugiego. %7łołnierze jedli gorące i tłuste mięso, będą
spragnieni. Rurko, do garnka! Mała kostka drgnęła, uniosła się i zwróciła tam,
gdzie chciałam ją skierować. Włożyłam w to całą siłę woli.
Nie mknęła szybko jak strzała. Od czasu do czasu chwiała się, pochylała ku
ziemi, moja wola słabła, uwaga się rozpraszała. Ale doprowadziłam do skutku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl