[ Pobierz całość w formacie PDF ]

domyśliłem się, że mię wiozą do więzienia. Z obawy przeto, aby mi go przy
rewizji nie odebrano, z kieszonki od kamizelki, gdzie się znajdował, wpuściłem
go nieznacznie w powyżej opisane miejsce. Tym więc sposobem dostawszy go teraz,
ucieszyłem się niewymownie, że kiedy już trucizna nie działała, to choć tem
narzędziem dopełnię swego obowiązku.
Była godzina dwunasta w nocy. Więzniowie stanu spali spokojnie, i cisza panowała
tu zupełna, a gdyby nie stąpanie szyldwachów, rozlegające się po ogromnych
korytarzach, to możnaby wnieść, że grobowa deska pokrywa to miejsce, cierpieniom
przeznaczone. Ma się rozumieć, że ja nie spałem; myśl bowiem oddzielenia duszy
od ciała, której wykonanie jednemu tylko Bogu jest dozwolone, nie dawała mi
pokoju. Długo walczyłem z sobą, co mi przedsięwziąć wypada, upewniwszy się zaś
niejako, że trucizna działać nie będzie, wahałem się znowu pomiędzy powabem
życia i nadzieją złączenia się kiedyś może z najdroższą mi Albina, a spełnieniem
tych obowiązków, które za najświętsze uważałem. Lecz w rezultacie tak wypadło,
ie te ostatnie wzięły przewagę nad pierwszemi, a myśl, że za godzin kilka zjadą
się do mnie i zażądają obiecanych tajemnic, przyspieszyła wykonanie.
Polecając przeto całą czynność i duszę moją Bogu, rozebrany, położyłem się na
łóżku, i wybrawszy najdłuższe ostrze scyzoryka, zadałem sobie pięć ran w
żołądek, szóstą zaś naprzeciw serca.
Poczciwy Niemiec widział i słyszał tę operację, albowiem przyłożone ostrze, ja
zamrużywszy oczy, oprawną książką, jak miotem po sam trzonek wbijałem, ale on
popatrzył tylko na mnie z litością, westchnął głęboko, i bąknąwszy: Herr Jesus!
odwrócił się do ściany. Rzuciłem scyzoryk, złożyłem ręce na piersiach, i leżąc w
znak z modlitwą na ustach, oczekiwałem śmierci.
Co się ze mną dalej stało ? nie wiem... to tylko pamiętam, że z początku czułem
jakieś gorąco po całem ciele, pózniej oziębienie... szum w głowie... ogólne
osłabienie... chęć spania... a nakoniec utratę zmysłów. Jak to długo trwało, nie
wiedziałem, na raz zdawało mi się, że jakieś błędne światełko w duszy mojej
zabłysło, a po rozmaitych, tumannych i niejasnych myślach i wrażeniach; uczułem
że żyję, ale czy tu czy na drugim świecie, tego nie rozumiałem.
Pewność acz niejasna o mojej egzystencji, o ile z jednej strony ogarniała serce
moje rozkoszą, o tyle z drugiej przewidywałem cierpienia, strach we mnie
obudzające.
W takiem to niejasnem znajdując się położeniu, chcę się poruszyć, nie mogę....
czując zaś, że żyję, przyszło mi na myśl, że to musi być mój duch bez ciała.. Co
tu począć, i jak się oswoić z tym stanem ?... Czuję, że mam oczy, ale ich
otworzyć nie mam odwagi... nakoniec pasując się sam z sobą, otwieram je, i widzę
 światło w moim pokoju, dalej okno zakratowane, łóżko, a na nim spiącego
Niemca... Natężam ucho, i słyszę gwar rozmawiających i chodzących po korytarzach
ludzi, dalej  brzęk kluczy, otwieranie i zamykanie zamków... Zbieram to
wszystko w całość... poznaję najsmutniejszą rzeczywistość. I westchnąwszy
głęboko, omdlewam na nowo...
Niedziele i Czwartki, były to dnie, w których starszy dozorca, żandarm
Pieczonkin, w towarzystwie cyrulika przycho-
dził do naszych numerów, i kto z nas życzył sobie, mógł się. golić. Właśnie o
godzinie szóstej z rana we Czwartek, wspomniony żandarm z cyrulikiem wszedł z
kolei do mojego pokoju. Lecz wyobrazcie sobie jego położenie i przestrach, gdy w
miejsce zdrowego, rumianego i dość dobrze wyglądającego, jakim mnie widział
wczoraj, zobaczył trupa. Ale przestrach ten zmienił się w okropniejsza jeszcze
trwogę, kiedy odwinąwszy kołdrę, spostrzegł mnie całego we krwi własnej
leżącego. Krew ta nie mając najmniejszego odchodu z powodu materaca skórzanego,
podemną będącego, obficie się około mnie zgromadziła, i porównawszy się z moją
powierzchnią ciała, zastygła.
Na krzyk biednego żandarma, zbiegli się wszyscy. Dano znać natychmiast do
miasta, i niebawem jenerałowie, komendant, adjutanci, placmajor i mnóstwo innych
zbiegło się do cytadeli. Wkrótce przyjechała i komisja śledcza, przywiózłszy z
sobą korpuśnego doktora, pana H...
Cała ta massą zgromadziła się do mego pokoju, reszta na korytarzu podniosła się
na palcach, i po nad głowy pierwszych patrzała na mnie.
Zauważano i powiedziano mi pózniej, że na niektórych twarzach objawiała się
litość, na innych obawa i strach, bo wielu czuli się być winnymi tego wypadku,
przez zły dozór nademną.
Doktor pomiędzy tymi widzami pierwszą grał rolę. Wszyscy mu się też rozstąpili,
i wolny przystęp do łóżka dali. W czasie kiedy mnie opatrywał, gawiedz ta z
rozwartemi gębami poruszenia jego śledziła, a przytłumiwszy dech w sobie,
oczekiwać wyroku, zapowiadającego niektórym odwach, drugim degradację, a innym
kije. Lecz kiedy eskulap z największą ostrożnością zdjąć mnie z łóżka, i
obmywszy rany, na świeże łóżko położyć kazał, to chociaż najmniejszego znaku
życia nie dawałem, albowiem krew przez siedm godzin ze mnie płynąca,
zupełnie mię podobnym do trupa robiła, ale po obmyciu spieczonej krwi, gdy ta
jeszcze sączyć się zaczęła, i opatrzone instrumentami rany nie okazały się
śmiertelnemi, zaręczył, że przy starannem około mnie chodzeniu, żyć będę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl