[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pobliskiego miasteczka. Będę to zawsze pamiętać, pomyślała Irsa. Zawsze będę
pamiętać wszystko, co otacza Rustana, który tutaj jest u siebie...
Ciszę wieczoru zakłóciły dochodzące z dołu głosy. Edna i Veronika rozmawiały gdzieś na
zewnątrz, prawdopodobnie na tarasie niższego piętra. Irsa cofnęła się pod ścianę.
Teraz mówiła Edna:
- Znowu dzisiaj dzwonili z tego przeklętego związku niewidomych. Zawracają głowę, że
Rustan powinien mieć psa. Oczywiście powiedziałam, że nie ma mowy! Nie chcę mieć tu
wszędzie brudu i bakterii! Kto by utrzymał porządek mając w domu psa? Wystarczy już
ten bałagan, który Rustan wokół siebie robi. Veronika, ja sobie nie życzę tych twoich
uwodzicielskich gestów w stosunku do niego! - dodała ostrym tonem. - Powinnaś być
bardziej ostrożna!
102
- Ostrożna? - syknęła Veronika. - Od ilu już lat muszę być ostrożna? Owinę go sobie
wokół małego palca, bylebyś tylko powiedziała, że jestem adoptowana.
- Jeszcze nie - zaprotestowała Edna. - Na to jeszcze za wcześnie!
- Niedługo będzie za pózno, mówię ci to teraz, kiedy ta wywłoka tu za nim przyjechała.
Rustan to kompletny idiota, a ja nie mogę przecież nic zrobić, dopóki on myśli, że jestem
jego siostrą.
- To się na nic nie zda, nie będziemy tu urządzać żadnych skandali. A zresztą, ja
naprawdę nie rozumiem, po co ci on.
- Mamo, ale on jest rycerski niczym jakiś Galahad! Czy ty nie rozumiesz, jakie to
podniecające? - chichotała Veronika.
Galahad! Dokładnie to samo pomyślała przed chwilą Irsa. I nagle się przestraszyła.
Gdyby Rustan się dowiedział, że Veronika jest tylko jego przybraną siostrą, że została
adoptowana, to ona, Irsa, na pewno nie miałaby już u niego żadnych szans w
porównaniu z tą pięknością.
Tamte dwie na dole zaczęły rozmawiać o czymś innym i teraz Irsa już całkiem poważnie
nastawiła uszu.
- ...Kompletnie nie mogę zrozumieć, co się z Rustanem działo w Szwecji i w Norwegii -
powiedziała Edna. - To naprawdę niepojęte!
- Rzeczywiście! Ktoś go ścigał, chciał go zabić, ale dlaczego?
Obie panie zniknęły w mieszkaniu. Irsa zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, co tamte sobie
myślą, ale z pewnością nie rozumiały sprawy dokładnie tak samo jak ona i Rustan, i Viljo.
Powtarzała sobie w myśli słowa tamtych kobiet i wciąż nie mogła znalezć odpowiedzi na
natrętne pytanie: w co, u licha, wmieszał się Rustan?
Kiedy już się nareszcie położyła, długo jeszcze rozmyślała nad jego losem. Rzeczywiście
od czasu, kiedy spotkała tego agresywnego, nieprzyjemnego człowieka pod skalnym
urwiskiem, Rustan bardzo się zmienił, złagodniał, dzisiejszego wieczora bardzo już
przypominał tamtego Rustana, którego nie tak dawno zobaczyła na fotografii. Młodego,
ufnego, sympatycznego chłopca.
Ale taki był tylko wobec niej. Irsa wiedziała, że to rodzina uczyniła go podejrzliwym i
pełnym rezerwy.
103
Jak więc mogli go zrozumieć?
Myśli Irsy krążyły niespokojnie. Mózg był zbyt pobudzony, by mogła spać.
Wydarzenia ostatnich dni przesuwały się jej przed oczyma, krążyły w kółko i w kółko...
Nagle usiadła na posłaniu.
Jakaś myśl, być może nieważna, ale właśnie teraz wydała się najważniejsza...
- Rustan! - zawołała.
Widocznie krzyknęła dość głośno, bo on natychmiast odpowiedział po tamtej stronie
ściany. Pewnie zresztą też nie mógł usnąć.
- Rustan, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Jest tak niezwykły, że...
- Co ty mówisz?
Zawahała się na chwilę.
- Wyjdz na korytarz!
To był teren neutralny. Znakomicie pasował do rzeczowych tematów, jakie mieli
przedyskutować.
Rustan wyszedł pierwszy. Korytarz pogrążony był w mroku, lecz jemu to nie
przeszkadzało, teraz Irsa niepewnie szła do przodu. Podszedł i ujął ją za rękę, bo
słyszał, jak się potyka i przytrzymuje ściany.
- Tutaj jestem - powiedział cicho. - Moglibyśmy wejść do mnie, ale to i tak nic nie
pomoże, bo zabrali klucz od moich drzwi. Edna i Veronika uwielbiają wpaść znienacka,
żeby się przekonać,  czy mi czegoś nie potrzeba .
Te słowa sprawiły, że Irsa poczuła się zle. Veronika w jego pokoju? Ale to przecież ona
dopiero co mówiła, że Rustan jest niewinny jak Galahad, a on sam nigdy nie zrobił nic,
co by temu określeniu przeczyło, więc niepokój Irsy był z pewnością nieuzasadniony.
- Co takiego? Nie możesz się zamknąć na klucz, nawet gdybyś chciał?
- Oni twierdzą, że coś może mi się stać, a wtedy muszą mieć do mnie dostęp. Ale co
takiego mogłoby mi się przytrafić, naprawdę nie wiem.
- Przecież to nieludzkie!
104
- Ech, mają chyba jak najlepsze intencje!
No nie wiem, pomyślała Irsa złośliwie, ale nie dodała już nic więcej. Na korytarzu
panował chłód i Rustan stał tak blisko niej, że czuła dotyk szlafroka frotte, który narzucił
na piżamę. Przez cały czas trzymał rękę na jej ramieniu.
- I co to takiego przyszło ci do głowy? - zapytał.
- Ech, nic, to wszystko bez sensu. Ale powiedz mi, czy to nie dziwne, że twoja rodzina,
która nie spuszcza z ciebie oczu i nieustannie cię strzeże jak małego dziecka, nagle
pozwala ci samemu podróżować do Szwecji? A co gorsza w towarzystwie najzupełniej
obcego człowieka. Nie sprawdzając przedtem niczego.
Rustan zastanawiał się.
- No cóż - powiedział z wolna. - Miałem przecież być operowany. To oczywiste, że
wszyscy chcieli, bym jechał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl