[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wstydziła się tego, że ten drań ją napastował.
Z wielką chęcią wolno przypalałby Juliana Coxa na
ogniu. On, człowiek kochający spokój i rozsądek. Widział
strach i wściekłość na twarzy drugiego mężczyzny. Miał
ochotę ukarać go, sprawić by cierpiał.
Napotkawszy nieobecny wzrok Kelly, uwolnił Juliana
i powiedział ze wstrętem:
122
- WynoÅ› siÄ™ stÄ…d, zanim zapomnÄ™, że inteligentny czÅ‚o­
wiek nie stosuje przemocy.
- OdniosÅ‚eÅ› mylne wrażenie - skamÅ‚aÅ‚ Julian, wycofu­
jÄ…c siÄ™ w kierunku drzwi. - To wszystko jej wina. Zwo­
dziła innie i uganiała się za mną.
Brough miał tego dość. Schwycił Juliana za kołnierz
i wyprowadził za drzwi.
- Jeśli się dowiem, że choć próbujesz z nią rozmawiać,
szczerze tego pożałujesz - oświadczył stanowczo.
ZamknÄ…Å‚ drzwi i odwróciÅ‚ siÄ™ do Kelly. StaÅ‚a nieru­
chomo, z pobladłą twarzą i ogromnymi, rozbieganymi
oczami. Brough uznał, że musi się nią zająć, porozmawiają
pózniej. Dowie siÄ™, dlaczego Cox zachowaÅ‚ siÄ™ w tak skan­
daliczny sposób.
- Już dobrze, kochanie. PoszedÅ‚ sobie. JesteÅ› teraz bez­
pieczna.
Słysząc znajomy, ciepły ton, Kelly zerknęła w stronę
Brougha. Jednak nie potrafiła spojrzeć mu w prosto oczy.
Czy kiedykolwiek zdoła pogodzić się z upokorzeniem,
jakiego doświadczyła? Zachowanie Juliana, jego słowny
atak spowodowały, że czuła się zbrukana.
- Zaprowadzę cię na górę - usłyszała głos Brougha.
Desperacko próbowaÅ‚a wrócić do rzeczywistoÅ›ci. Z po­
mocą przyszło jej poczucie obowiązku.
- Nie mogę... sklep - zaczęła protestować, ale Brough
przerwał jej.
- Czas zamykać - powiedział stanowczo. - Jesteś
123
w szoku. Nie możesz pracować. Potrzebujesz... - zawa­
hał się. - Masz swojego lekarza?
- Nic mi nie jest - powiedziała, pohamowując drżenie
dolnej wargi. - NaprawdÄ™, Brough. To wszystko moja wi­
na. Nie powinnam...
- Czego nie powinnaÅ›? - przerwaÅ‚ jej gniewnie Bro­
ugh. - Wpuszczać go do sklepu? Nie ma w tym twojej
winy. Widziałem, co się działo.
Słysząc pewność w jego głosie, Kelly załamała się. Jej
oczy wypełniły się gorącymi łzami.
- ProszÄ™, nie pÅ‚acz, kochanie - bÅ‚agaÅ‚ Brough. - Nie­
potrzebnie go wypuściłem. Policja...
- %7Å‚adnej policji - zaprotestowaÅ‚a. - ChcÄ™ o tym zapo­
mnieć.
Nagle niedawne zdarzenia dotarły do niej i Kelly
wstrząsnął gwałtowny dreszcz.
- ZabiorÄ™ ciÄ™ do siebie - powiedziaÅ‚ stanowczo i pod­
trzymując ją delikatnie, poprowadził do drzwi.
Pięć minut pózniej Kelly staÅ‚a w swojej kuchni, popi­
jając kawę z kropelką brandy. Poczuła, jak alkohol uderza
jej do głowy i odprężyła się.
- Julian chciał... - zaczęła ochryple, odczuwając
gwaÅ‚townÄ… potrzebÄ™ opowiedzenia mu wszystkiego. Pra­
gnęła wytÅ‚umaczyć, co robiÅ‚a i dlaczego. Ale zanim zdÄ…­
żyła dokończyć, zakręciło jej się w głowie.
Brough rzucił się ku niej i złapał ją, ratując przy tym
wyślizgujący się z jej ręki kubek.
124
- Wiem, czego Mian chciał. Ale już go nie ma. Jesteś
bezpieczna.
- Nie rozumiesz - zaprotestowała Kelly. Nie potrafiła
jednak formułować logicznego zdania.
- Nie powinienem był wracać wczoraj do domu.
I wcale tego nie chciałem - wyszeptał.
- Ani ja - wyznała odważnie Kelly. - Tak bardzo
pragnęłam, żebyÅ› zostaÅ‚. Nadal nie wierzÄ™, że to siÄ™ napra­
wdÄ™ dzieje i chyba trochÄ™ siÄ™ bojÄ™. Nigdy nie byÅ‚am zako­
chana. MiÅ‚ość do kogoÅ› to ryzyko, można zostać skrzyw­
dzonym.
- Nie mógłbym cię skrzywdzić - przerwał jej Brough.
-I wiem, że ty też byś nie potrafiła.
- Skąd ta pewność? - zaprotestowała nerwowo Kelly.
- Tyle o mnie nie wiesz.
- Mam wiele do odkrycia - zgodziÅ‚ siÄ™ Brough, deli­
katnie całując jej chętne usta.
- Brough - szepnęła Kelly. - Niczego nie pragnÄ™ bar­
dziej. Chcę znalezć się w twoich ramionach.
- Skoro jesteÅ› pewna, że tego chcesz, nie bÄ™dÄ™ prote­
stował - powiedział Brough.
Nagle Kelly uświadomiła sobie, że wypowiedziała na
głos swoje najskrytsze myśli.
Poczuła, jak jej serce gwałtownie przyśpiesza. Nie
mogła oddychać, jej umysł przepełnił się niezwykłymi
wyobrażeniami. Nie mogła doczekać się chwili, w której
te marzenia staną się rzeczywistością.
Dotarcie do sypialni zajęło im dziesięć minut. Brough
125
parokrotnie zatrzymywaÅ‚ siÄ™, żeby jÄ… pocaÅ‚ować. Szep­
tał, że jest najwspanialszym prezentem, jaki dostał od
losu.
Oszołomiona Kelly mocno się do niego przytuliła.
Znajdowali się w jej sypialni i Brough całował ją i pieścił.
Czuła, że topnieje w jego ramionach.
Brough pieścił ją delikatnie i Kelly wstrząsnął dreszcz
rozkoszy. Gorąco odwzajemniała pieszczoty, obsypując
go leciutkimi pocałunkami.
Kiedy przyglądali się sobie, wyznała nieco zdyszana:
- Jesteś taki piękny. Taki doskonały. - Zachwycona
przejechała opuszkami palców po jego torsie. W jakiś
szczególny sposób kojarzyÅ‚ siÄ™ jej z prymitywnÄ…, pierwot­
ną siłą. Również uzmysławiał jej, jaki bezbronny potrafił
być mężczyzna pozbawiony miłości kobiety.
- Jakie to przyjemne - powiedziaÅ‚ ze Å›ciÅ›niÄ™tym gard­
łem i otwierając oczy, dodał: - Jeśli zrobisz to jeszcze raz,
to nie wiem, czy...
- Czego nie wiesz? - żartowała Kelly.
- Nie wiem, czy cię pocałować, czy... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl