[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sztucznie.
- Myślę, że już znalazłaś. - Twarz Giselle promieniała. - Myślę, że twoja
wyprawa z Pierre'em do Normandii nie była przypadkowa. Każdy, kto ma
choć trochę rozsądku, widzi, że jesteście stworzeni dla siebie.
- Pierre to nie jest typ skłonny do żeniaczki - powiedziała szybko Caroline.
- Raz już się ożenił.
- I w tym cały kłopot. Sparzył się raz, wiec nie zaryzykuje ponownie.
- Och, oni wszyscy tak mówią. Mój Thomas był dokładnie taki sam. Jego
pierwsza żona oskubała go ze wszystkiego podczas rozwodu, ale udało mi
się go przekonać, że nie wszystkie kobiety są ulepione z jednej gliny. Po
czym odstawiłam pigułkę i zaszłam w ciążę, a Thomas zawsze chciał mieć
dzieci.
- W moim przypadku musiałoby to być niepokalane poczęcie. Od czasów
wyjazdu do Normandii jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi, a czasem nawet
i to nie.
Przychodziło jej łatwo zwierzać się Giselle, ponieważ wiedziała, że ich
rozmowa nie wyjdzie poza ściany tego pokoju.
- Och, moja droga, na pewno musi być jakieś rozwiązanie. Giselle, jak
zawsze pełna optymizmu, nie znała nawet połowy prawdy! Ale dobrze było
mieć ją w pobliżu. Chętnie wykonywała również pracę, którą zlecała jej
Caroline.
- Chciałabyś zostać i uporządkować moje papiery? Jest dużo kart
chorobowych do przejrzenia i ułożenia w segregatorach. Jesteś jedyną osobą,
która robi to dobrze.
Twarz Giselle rozjaśniła się.
- Uwielbiam ten mały gabinet. Nie mogę się doczekać, kiedy tu wrócę.
Przepraszam, Caroline. Mam nadzieję, że to nie zabrzmiało tak, jakbym cię
stąd wypychała. Ale jeżeli nie wyjdziesz za Pierre'a, to co zrobisz? Wrócisz
do Hongkongu?
Caroline słyszała, jak Giselle otwiera segregator, podczas gdy sama
uczyniła ostatnią próbę, aby przeczytać historię pierwszego pacjenta.
- Na razie jeszcze nic nie wiem. Powiem ci, kiedy będę miała jaśniejszy
obraz sytuacji.
Wpatrując się w pierwszą stronę notatek, zaczęła myśleć, że nie ma
pojęcia, kiedy to nastąpi! Zrobiła już rozeznanie w agencjach pośrednictwa
pracy dla lekarzy w Paryżu i Londynie i zaczęła przeglądać ogłoszenia w
prasie dostarczanej do kliniki, lecz na razie nie znalazła niczego godnego
uwagi.
- Kiedy skończę ten segregator, uporządkuję szafki, dobrze? - zawołała
Giselle. - Chciałam to zrobić przed pójściem na urlop macierzyński, ale nie
udało mi się.
- Nie rób zbyt wiele. Zostało ci tylko kilka tygodni, prawda?
- Owszem, ale jestem silna jak koń - odparła Giselle.
Usłyszały pukanie do drzwi i pielęgniarka wprowadziła pierwszego
pacjenta. Caroline przywołała na twarz szeroki uśmiech i skoncentrowała się
na pacjencie, szczęśliwa, że gdy zajmuje się czyjąś chorobą, jej własne
problemy znikają.
Na krótko przed lunchem uświadomiła sobie, że Giselle dalej porządkuje
szafki, tak jakby jej życie od tego zależało. Coś w jej fanatycznym
zaangażowaniu zaniepokoiło ją. Czy nie jest to instynkt zakładania gniazda,
który odczuwają ludzie i zwierzęta* gdy nadchodzi ich czas?
- Jesteś pewna, że się dobrze czujesz, Giselle? - spytała z niepokojeni, gdy
ostatni pacjent opuścił gabinet.
- Czuję się doskonale - odrzekła Giselle. - Boli mnie tylko trochę krzyż i...
Och!
Caroline podbiegła do Giselle, zanim jej krzyk ustał.
- Myślę, że będzie lepiej, jeśli się położysz, Giselle - powiedziała, widząc
wyraz bólu na jej twarzy.
- To tylko skurcz.
Caroline usłyszała, jak drzwi do jej pokoju otwierają się. Gdy pomagała
Giselle ułożyć się na kozetce, Pierre wsunął głowę przez zasłonkę.
- Co się dzieje?
- Caroline ćwiczy opiekę nad chorym - zażartowała Giselle, zanim jej
twarz ponownie ściągnął skurcz bólu. -Porządkowałam właśnie szafkę, kiedy
nagle powrócił ten ból w krzyżu. Myślę, że to są skurcze porodowe. -
Wpatrywała się w Caroline, jakby szukając pomocy. - Myślę, że to by się
stało, nawet gdybym nie porządkowała tych szafek, prawda?
Caroline starała się uśmiechnąć, lecz czuła, że jej twarz tężeje. Jak mogła
pozwolić Giselle na taki wysiłek? Nachyliła się i umieściła dłonie na jej
brzuchu. Ale przecież Giselle sama jest lekarką, więc Caroline nie ponosi
wyłącznej odpowiedzialności za to, co się stało. Giselle powinna znać swoje
możliwości.
Caroline zerknęła na Pierre'a, by sprawdzić, co myśli na ten temat. Poczuła
ulgę, stwierdziwszy, że Pierre uznał sytuację za normalną.
- Kobiety w ciąży zachowują się czasem dziwnie - rzekł sentencjonalnie. -
Pewnie zaczęłaś sobie mościć gniazdko?
- Pomyślałam to samo - uśmiechnęła się Caroline.
- Trzeba sprawdzić, czy nie rozszerzyła się szyjka macicy - oznajmił
Pierre, obejmując dowództwo w tej niezwykłej sytuacji.
- Niech Caroline to zrobi - rzekła szybko Giselle. - Mam nadzieję, że to
tylko ostrzegawczy skurcz, ale...
Caroline stwierdziła, że szyjka rozszerza się szybko.
- Myślę, że będzie łatwiej, jeżeli przyjmiemy poród tutaj
- oświadczyła, podnosząc głowę. - Wydaje mi się, że należysz do kobiet,
które rodzą nagle: krótkie ostrzeżenie i szybki poród.
Ledwie skończyła mówić, gdy odeszły wody płodowe. Pierre wytarł
kozetkę, przygotowując miejsce do porodu. Potem nałożył maskę i pomógł
włożyć ją Caroline. Teraz jednak Giselle przestała zachowywać się
racjonalnie. Wczepiła się w dłoń Caroline i oznajmiła, że woli być lekarką
niż pacjentką.
- To nie będzie długo trwało - uspokajała ją Caroline.
- Widzę już główkę.
- Wiem, że to dziewczynka. Czy ma moje włosy?
- Nie umiem ci jeszcze powiedzieć, Myślę, że będziemy mogli to
stwierdzić dopiero po umyciu. Jesteś pewna, że nie chcesz żadnego środka
przeciwbólowego?
- Nie. Zobaczymy, ile wytrzymam. Chciałam mieć naturalny poród, i
bardziej naturalny być nie może. Ile jeszcze zostało?
- Przyj, Giselle. Dobrze, już ją mam! - powiedział Pierre, wkładając śliskie
dziecko w ramiona Giselle. - Wydaje mi się, że ma twoje włosy.
Caroline spojrzała na Pierre'a. Gdy zdjął zieloną maskę, zobaczyła na jego
twarzy wyraz czułości, który zawsze ją wzruszał. Odwróciła się, by zająć się
niemowlęciem, podczas gdy Pierre usuwał ślady porodu, pomagając Giseiłe
usadowić się wygodnie na poduszkach.
- A teraz, pani doktor, zabierzemy panią na położniczy i zaskoczymy
wszystkich. - Uśmiechnął się żartobliwie. - Niektórzy dużo by dali, żeby
móc spędzić tu więcej czasu.
Giselle roześmiała się.
- Naprawdę nie miałam pojęcia, że to się stanie, kiedy tu przyszłam.
Obudził mnie w nocy ból krzyża, ale to wszystko.
- Nigdy nie należy lekceważyć bólu krzyża u ciężarnych kobiet -
stwierdził Pierre.
- To wygląda inaczej, kiedy samej się jest pacjentką - odparła Giselle, gdy
Caroline pomagała jej przesiąść się na fotel na kółkach.
Caroline uświadomiła sobie, że nadeszła już pora lunchu i czuła
zdecydowany głód, ale nie chciała zostawić Giselle, dopóki ta nie zadomowi
się na oddziale położniczym. Pierre zniknął wcześniej, mówiąc, że musi coś
załatwić. Kiedy mijały z Giselle recepcję, ujrzała Monique czytającą jakieś
papiery przy biurku. Pierre stał przy niej i gestykulował.
Odwróciła się i skupiła swoją uwagę na Giselle. W windzie Giselle spytała
nagle:
- Widziałaś Monique? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl