[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tolerował? No i co z tym widelcem na moim gardle? Czy to należało do scenariusza, czy
sygnalizowało jego autentyczną wściekłość?
Kim naprawdę jest Jack Beaghan? I kim ja jestem?
Barman podaje mi piwa, płacę i ruszam na miejsce. Widzę Irlandczyka, który pochylony
nad stołem coś zawzięcie peroruje. Russ i Daniel potakują, potem wszyscy trzej podnoszą głowy i
patrzą na mnie. Ich twarze są pozbawione wyrazu, nieprzeniknione.
Stawiam przed Irlandczykiem guinnessa.
Dzięki, Richard  mówi, kiedy siadam na swoim miejscu.
Nikt go nie poprawia. Ani Russ, ani Daniel, ani tym bardziej ja.
Jeśli chce mnie uważać za kutasa, to niech tam. Nie mam zamiaru się z nim spierać. Po
prostu wypiję swoje piwo i się wyniosę.
 Slainte  mówi Beaghan, wznosząc ku mnie szklanicę Trącam się z nim.
 Slancza  odpowiadam z kamienną twarzą, bo nie stać mnie na beztroski uśmiech.
Beaghan ciągnie piwo i nie spuszcza ze mnie wzroku, a błyski w jego oczach są bardziej
widoczne niż kiedykolwiek. Bardziej płomienne. Odstawia szklankę na stół i kładzie na nim dłoń.
Jego mały palec wyciąga się i dotyka widelca, przesuwając go jakby bezwiednie tam i z powrotem
po gładkim, lakierowanym blacie.
 Pamiętasz Richard, co mówiłem o kłamstwach?
Prawdę powiedziawszy, nie pamiętam. W każdym razie nie w tym momencie. Czuję się
osaczony i mam trudności z kojarzeniem czegokolwiek. Irlandczyk mi przypomina.
 Nie da się dobrze kłamać, jeśli nie zna się prawdy. Naprawdę w to wierzę.
Mocniej naciska na widelec  teraz już dwoma palcami. Widzę zaczerwienienie wokół
jego paznokci i zbielałe od wysiłku kłykcie.
 I dlatego, Richard, muszę się nad tobą dobrze zastanowić. Bo jeśli się nie mylę...
Głos Irlandczyka cichnie i zamiera. Na chwilę zapada milczenie, jakby mi dawał do
zrozumienia, że wszystko, co było dotąd, stanowiło tylko niewinny wstęp, rozgrzewkę. I kiedy
znów się odzywa, jego głos brzmi już zupełnie inaczej. Nie mam już do czynienia z irlandzkim
chłopkiem--roztropkiem, Małymi Ludzmi czy Kamieniem Bajeru. [Kamień Bajeru (Blarney Stone)
 magiczny głaz w Blarncy Castle w Irlandii, o którym legenda mówi, że jego dotknięcie obdarza
człowieka umiejętnością zmyślania przekonujących blag.]
Nie ma mowy o żadnym bajerze. Mówi do mnie więzień. Desperat. Zabójca.
 Patrzyłeś prawdzie prosto w twarz, i ją oplułeś  mówi ten głos.  Nie uwierzyłeś
w ani jedno słowo z mojej opowieści. I w głębi serca myślisz sobie, że ze mnie pieprzony kłamca,
co? No powiedz, nie myślisz tak?
I w tym momencie jego dłoń zaciska się wokół rączki widelca. Przysięgam, że tak było.
Patrzyłem na to. Widzę to do dziś.
Za to do dziś nie wiem, jak to się stało, że widelec znalazł się w mojej dłoni. Ale wiem
na pewno, że Beaghan nie kłamał, mówiąc, że widelcem można zabić człowieka. Wystarczy nim
tylko dwa, trzy, może cztery razy dziabnąć z całej siły w szyję. I trafić w tętnicę.
Beaghan osuwa się z krzesła i pada na podłogę. Przyciska obie dłonie do szyi, jakby
próbował się udusić, ale krew i tak bucha mu między palcami. W ciągu paru minut wykrwawia się
na śmierć, ale nie dostrzegam zgaśnięcia błysku w jego oku, wzrok też mu się nie zeszklił,
przynajmniej dopóki siłą nie odciągnęli mnie podchmieleni goście pubu. Zabierają mi też widelec i
wykręcają ręce do tyłu.
 Puszczajcie!  słyszę swój własny głos.  To było w obronie własnej!
Russ patrzy na mnie z podłogi, gdzie klęczy nad Irlandczykiem, bezskutecznie
przykładając serwetki do rozoranej, bulgocącej rany na szyi, i mówi:
 Jezu Chryste, Robert! On tylko żartował. To były tylko żarty!
Tylko żartował. Tylko się wysikał. Tylko się mną bawił. Daniel mówi to samo.
Powtórzyli mi to policyjni śledczy.
 Twoi koledzy mówią, że ten facet żartował.
 Twoi koledzy mówią, że się upiłeś.
 Twoi koledzy mówią, że cię poniosło.
Upiłem się? Tak. Poniosło mnie? Pewnie tak. Irlandczyk żartował?
Policja sprawdza przeszłość Beaghana  prawdziwość jego opowieści o więzieniu w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl