[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieco zapadło w sobie.
 Synchromat!  wezwał ledwie poruszając wargami.  Powiedz im, \e oddaję jej
dowództwo nad  Tellus Mater"... Zbladł jeszcze bardziej. Pochyliła się szybko i przyło\yła
ucho do jego ust. Poczuła ledwie tchnienie na policzku  ostatni i pierwszy pocałunek. I
wydało jej się, \e usłyszała jedno tylko słowo:  śegnaj!".
 To nie tak!  zawołała.  Jestem z tobą! Złote cekiny zmatowiały na jego czole.
Czikometa pochyliła się i ramionami objęła ciało Adaojamy. Dzwignęła je najpierw do pozycji
siedzącej. Potem przeciągnęła jego nogi poza krawędz porcelanowej misy. Zachwiał się,
kiedy próbowała go ustawić pionowo. Guzowata głowa kiwnęła mu się parę razy we
wszystkie strony. Potoczył wkoło spojrzeniem przymglonych oczu. Nagle uniósł rękę i całą
poło\ył na twarzy Czikomety. Chwilę przebierał po niej palcami, zupełnie jak ślepiec. Nagle
złamał się we dwoje, chocia\ go podtrzymywała, i przysiadł na skraju inkubatora.
 Spokojnie  powiedziała.  Ostro\nie. Ciało na nim zwisło. Siedział z opuszczoną
głową i trząsł się. Wreszcie zachichotał. Uniósł rękę i wskazującym palcem tknął siebie w
pierś.
 Auk-ka  wykrztusił.
Potem niepewnie popatrzył na Czikometę.
 T-ty?  sieknął.
Objęła go, przytuliła się twarzą do jego policzka i tak
chwilę trwała.
 Jestem z tobą  powiedziała odsuwając się. Wtedy czegoś jeszcze poszukał wodząc
wkoło bladoniebieskimi oczami. Czikometa pchnęła w jego stronę pyzatą dziewczynkę. Ta
wykonała kilka koślawych kroków i tłustymi rączkami wsparła się o jego wydęty, między
kolana zwieszony brzuch.
 Gud-run  podkreślając sylaby powiedziała Czikometa.
 Gud-run  powtórzył.
Nagle zaśmiał się znowu. Szybko, nim zdą\yła przechwycić jego rękę, wyciągnął ramię i
dwoma palcami chwycił ucho odstające od twarzy dziewczynki.
 R-ró\o-och-ucha!  zapiał radośnie. Niespodziewanie dziecko zawtórowało mu
chichotem. Czikometa chwilę stała nad nimi z zamkniętymi oczami. Potem pogłaskała
dziewczynkę po głowie, po czym uwolniła ró\owe ucho z jego półprzezroczystych palców.
Znowu się pochyliła nad nim i wzięła go pod pachy.
 Jeszcze parę kroków  zaproponowała.
Posłusznie poddał się jej mocnym rękom. Chwilę sam stał.
Nawet kilka kroków postąpił przed siebie.
 Ostro\nie  łagodnie powiedziała Czikometa.  Kto by pomyślał, \e potrafisz być taki
dzielny, admirale. Twarz jej nie drgnęła, chocia\ cień uśmiechu pojawił się w głosie.
Podprowadziła Adaojamę do najbli\szego fotela i pomogła mu usiąść. Natychmiast uniósł
głowę i skierował w jej stronę łagodnie uśmiechniętą, ufną twarz idioty. Potem znowu stuknął
się w pierś i powtórzył wyraznie:
 Auk-ka!"
 Dobrze ju\  powiedziała.  Odpocznij. Powoli
nauczymy się wszystkiego.
Sama przysiadła z boku na poręczy fotela. Jedną ręką
przygarnęła do siebie dziewczynkę, która nie chciała
zauroczonych oczu oderwać od tego, który z chwilą
przejścia do cywila kazał na siebie mówić po prostu Auka.
Drugą rękę Czikometa poło\yła na jego czole. Przymknął
oczy z błogim wyrazem twarzy.
Długo tak siedzieli  on znowu bezwładny, lecz ju\ nie
w kołysce inkubatora; one przyglądały się jego twarzy
porowatej, jakby podskórnie mączystej. Zledziły uwa\nie, jak
coś drga pod napiętą skórą, coś si^ przesuwa, układa niezale\nie od świadomości.
Adaojama uśmiechnął się  mo\e przez sen. Mo\e przez sen poruszył wargami. I mo\e
siedzącej przy nim kobiecie wydało się tylko, \e słyszy:  Mów!". Zaczęła mu opowiadać
głosem szeleszczącym, trwającym gdzieś na granicy słyszalności  jakby zbędne były
uszy, \eby głęboko zapadł w pamięci; jemu i tej, którą tuliła do siebie, opowiadała o sobie i
swoim \yciu. Potem mówiła o tym świecie, którego nigdzie nie ma, poza jej pamięcią. I
wspominała Dom Na Jeziorze. Powoli, nie spiesząc się opisywała, jak Bonner po raz
pierwszy  kiedy była małą dziewczynką  wyprowadził ją na pomost platformy. Wtedy
zobaczyła tam, odbitą w lustrze wody, swoją twarz z czarnymi włosami, niby nitkami
pajęczyny rozwianej na wietrze, wrastającej w coś głębsze ni\ dno jeziora, w czarną
przestrzeń, gdzie się iskrzyły miriady srebrnych punktów  \ywy plankton;
a jej wzrok potrafił przeniknąć głębiej, ni\ szklane słupy wnikające do wnętrza tej jednej
planety  jeszcze dalej;
jej wzrok skupiał się w soczewce planety, biegł dalej i tak naprawdę ogniskował dopiero w
ogromnym krysztale, w którym gwiazdy zostały osadzone twardo  stamtąd nie było dokąd
dalej pobiec wzrokiem, chyba, \eby wrócić do wnętrza siebie samej.
Urwała w pół słowa. Jej oczy sczerniały, jakby pod powiekami ledwie się mieściły same
zrenice. Wydała z siebie zdławiony okrzyk. Równocześnie z trzaskiem pękła membrana
ściany i do Dyspozytorni wpadł Koloman.
 Admirale!  zawołał i wtedy dopiero zobaczył Adaojamę słodko pochrapującego w fotelu.
 Tak?  powiedziała Czikometa.
Koloman zmierzył ją niezbyt przytomnym spojrzeniem.
 Admirał Adaojama postanowił spróbować raz jeszcze  powiedziała.
 Bo\e!  Koloman chwycił się za okrągłą głowę, miał przy tym minę zbitego psa. 
Dlaczego teraz?! Akurat teraz!
 Na to nigdy nie jest za wcześnie. Mogło być tylko za pózno  powiedziała Czikometa. 
Poza tym admirał Adaojama przekazał dowodzenie. Kolomatt z góry popatrzył na nią
nieprzytomnym wzrokiem.
 Kto? jęknął.
 Ja.
Coś w jej głosie jakby smagnęło Kolomana przez twarz.
 Co to znaczy?  zapytał chrapliwie.
 Synchromat potwierdza podporządkowanie  odezwał
się głos Synchromatu.
Znowu strzeliła membrana i ogromny Marmaross zatrzymał
się w progu. Chciał coś wykrzyknąć  tylko mu twarz
zbielała na widok Czikomety.
Odstąpił przed nią na krok.
 Słucham  powiedziała.
Marmaross skurczył się, wzrokiem szukając oparcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl