[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co uspokoiło nieco Thurigona. Prawie się uśmiechnął, lecz stał ciągle czekając.
Kiedy wojownik zbliżał się, najeżony kolcami ciężarek podrygiwał na łańcuszku w rytm
kroków. Jego wahadłowy ruch odciskał się jakimś dziwnym rytmem w umyśle. Thurigon
potrząsnął lekko głową, aby odepchnąć to wrażenie, gdy wojownik zatrzymał się u stóp
marmurowych schodów i spojrzał w górę na czarnoksiężnika.
To ty jesteś Thurigon Tor En Ne, czarnoksiężnik władający Wielkim Gereonem?
Złodziej, gwałciciel i morderca? Ruch głowy przybysza był arogancki, mimo szczupłej
postury.
Thurigon poczuł gorąco na twarzy. Wściekłość, jakiej nie zaznał od trzydziestu lat
wypełniła jego stare żyły, bulgotała w gardle.
Kto przychodzi nie proszony do mego miasta, do samych stopni mego domu, by
wypowiadać tak szalone słowa? Jestem Thurigon Tor En Ne, Pierwszy Czarnoksiężnik
Wielkiego Gereonu. Kto nazywa mnie złodziejem? Kto ośmiela się nazywać mnie
gwałcicielem?
Bardzo nieliczni zabrzmiała sucha odpowiedz. Ja jednak znam cię dobrze z tej
strony. Lustro, które stoi w ścianie twojej wieży pochodzi z domu mego ojca. On był
Pierwszym Czarnoksiężnikiem Gereonu Duo. Do chwili, gdy ugodziłeś go zatrutym
sztyletem, zgwałciłeś moją matkę i uciekłeś zabierając zwierciadło, największy skarb naszej
rodziny i miasta. Od tamtej chwili uczyłem się, doskonaliłem i przygotowywałem na ten
dzień. Patrzyłem na twoje krwawe dzieło w naszym domu. Choć byłem tylko dzieckiem,
zapamiętałem cię i znienawidziłem. Moja matka była czarodziejką, nauczyła mnie
wszystkiego, co sama umiała i co potrafił mój ojciec. Udusiła opętanego złą siłą bękarta, gdy
tylko się urodził i przysięgła ci zemstę. Trzydzieści lat temu& tego samego dnia&
odwiedziłeś mój dom. Dziś ja odwiedzam twój.
Fala krwi, która uderzyła do jego głowy, opadła. Czuł się jałowy i pusty, pozbawiony woli
i mocy. Pot stygł na jego ciele, gdy patrzył w dół na postać stojącą na najniższym z sześciu
stopni.
Tam nie było dziecka płci męskiej. Zabiłbym je!
Zrobiłbyś to na pewno. Zbyt wielu okropnych czynów dokonałeś, aby nie obawiać się
zemsty, nie wątpię.
Odziana w skórę dłoń zrzuciła hełm i ściągnęła chustę z twarzy. Sploty kasztanowych
włosów opadły do bioder. Szczupła twarz patrzyła na czarnoksiężnika.
Moja matka miała jedno dziecko, córkę. Ja nią jestem.
Uczucie ulgi ogarnęło Thurigona. Tylko kobieta! A towarzyszyły jej nadejściu takie złe
znaki. Był w niej jakiś talent, bez wątpienia. Ale to tylko kobieta. Skinął na Ankusha.
Potężny Murzyn opuścił swoje miejsce przy drzwiach i postąpił naprzód.
Nie wolno ci zwracać się w taki sposób do Pierwszego Czarnoksiężnika Wielkiego
Gereonu. Wracaj skąd przyszłaś, kobieto. Inaczej będziesz miała ze mną do czynienia i nikt
nie stanie w twojej obronie.
Zaśmiała się. Dziki śmiech rozbrzmiewał złowieszczo w ocienionych balkonami
uliczkach, wśród domów o spiczastych dachach.
Myślisz, że nie słyszałam o Ankushu? Zstąp na ulicę, zabójco. Spróbuj, czy uda ci się
zabić mnie!
Wielka twarz zmarszczyła się wściekle. Ankush zszedł po stopniach i rzucił się ku niej.
Uskoczyła zwinnie, a kiedy próbował zwrócić się w jej stronę, trzymała już w ręku łańcuszek,
zaś śmiercionośny, kolczasty ciężarek zmierzał szybkim łukiem ku jego głowie. Tylko
instynktownie zdołał uchylić się na czas.
Skeara Gan Na Li pozdrawia cię krzyknęła w tanecznym uniku przed jego atakiem.
Wydłużyłam nieco swoją rękę z myślą o tobie, zabójco. Już od lat wiedziałam, że masz
długie ramiona.
Ciężarek świsnął raz jeszcze. Ankush tym razem zmuszony był podskoczyć wysoko, cios
mierzył w jego uda.
Niesamowita walka toczyła się w pyle ulicy. Thurigon patrzył w oszołomieniu. Potem
skupił się, by przywołać w myślach zaklęcie, choć fatalne przeczucie mówiło mu, że tym
razem Ankush spotkał swoje przeznaczenie. Zaklęcie, by wspomóc Murzyna!
Ale żadnego nie mógł sobie przypomnieć. Nawet najprostszej z formuł, których wyuczył
się jeszcze jako dziecko. Nic. Tam, gdzie przedtem było zródło tajemnych mocy, napotkał
tylko pustkę wypełnioną drwiną dziwacznych myśli. Mogłabyż kobieta posiadać taką moc, by
jej siła zniweczyła jego własną? W otępieniu przypomniał sobie posępne oblicze Jephala.
Słowa Jephala! Potem myśli rozproszyły się, jakby jego umysł zastąpiono zwykłym sitem.
Ankush nie był głupcem. Cofając się spostrzegł, że jeden ze strażników podsuwał rękojeść
miecza w jego kierunku. Chwycił go z wdzięcznością. Potem ruszył do natarcia pozorując
cios w głowę i w ostatniej chwili zmieniając kierunek cięcia tak, by sięgnąć dołem przybranej
w skórzany nagolennik łydki.
Odskoczyła w półobrocie, ciężarek zatoczył łuk, by uderzyć w pochyloną czaszkę. Zdążył
opaść na kolana i to był ostatni błąd w jego życiu. Dodając pełen obrót do półkolistego
zamachu, dosięgła z całą siłą jego twarzy.
Na ulicy zapadła cisza. Skeara zwinęła starannie łańcuszek i przytroczyła broń do pasa.
Ociekająca z niej krew zostawiała szkarłatny ślad na skórze ubrania i plamy na ziemi wokół
stopy. Była też krew na drugim nagolenniku. Zdawała się tego nie zauważać.
Thurigon wpatrywał się w leżącego twarzą w dół Murzyna. Jego ostatni obrońca. Sam
ograniczył siłę straży, bo ci którzy władają mieczem, mogą też zagrażać czarnoksiężnikom.
%7ładna ręka nie podniesie się w jego obronie. Uniósł wzrok i napotkał spojrzenie kobiety.
Przypomniał sobie, dopiero teraz. Dziecko o szeroko otwartych oczach, które przycupnęło w
kącie, kiedy zabawiał się tamtą kobietą. Zlekceważył je, bo było dziewczynką.
Jego najstraszliwszy błąd!
Wchodziła powoli po stopniach poruszając się z rozmysłem. Wyciągnął rękę i uczynił
potężny Znak. Odparowała go jednym lekceważącym ruchem palców. Coś takiego zawsze
stanowiło dla niego trudność. I ten ostatni przebłysk dawnej mocy wyczerpał go całkowicie.
Stała teraz przed nim. Przyglądała mu się pogardliwie.
Przybyłam, aby cię zabić odezwała się. Ale teraz wiem, że nie byłaby to
najsroższa kara. Oszukałeś swoje lata, Thurigonie. Teraz pozwolę im powrócić i zebrać swoje
żniwo.
Jej ręka uniosła się, usta poruszyły. Wyszeptała coś, co zginęło w nagłym gwarze, jaki
podniósł się z tłumu.
Czarnoksiężnik cofnął się. Poczuł że dzieje się z nim coś strasznego. Jego skóra poczęła
się marszczyć! Tysiące zmarszczek pokrywających jego ciało balastem lat, które do tej pory
powstrzymywał. Mięśnie jego nóg drżały słabnąc. Poczuł obwisłą skórę podbródka na szyi.
Ujrzał zmianę swojego wyglądu w reakcji stojących poniżej, którzy cofnęli się nagle. Jego
plecy zgarbiły się, sięgnął ręką framugi drzwi szukając oparcia.
Zabij mnie! próbował krzyknąć do kobiety, ale wydobył z siebie tylko słaby skrzek.
Uśmiechnęła się i nawet on zrobił krok wstecz wobec okrucieństwa tego uśmiechu.
Potem obróciła głowę ku stojącym na ulicy.
Zostawiam wam waszego czarnoksiężnika. Może się wam do czegoś przyda.
Jej twarz zwróciła się w stronę wieży, w której ukryte było lustro. Brwi ściągnęły się w
nagłym skupieniu. Ogłuszający trzask dobiegł z wnętrza, a błysk światła w oknach przyćmił
na chwilę słońce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]