[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tray wciąż nie mógł się nadziwić, jak bardzo Annalise jest podobna do Lian-
ne. Miały nawet takie samo uczesanie. Czy blizniaczki zwykle nie chcą odróżniać
się od siebie? A może były tak przyzwyczajone, że nie zwracały już uwagi na po-
dobieństwo?
- Sen to najlepsze lekarstwo. Zrobimy razem śniadanie i przy okazji lepiej się
S
R
poznamy - powiedziała Annalise, zdejmując kurtkę.
- Zwietnie. - Uśmiechnął się na myśl o tym, że siostra Lianne chce go rozszy-
frować.
Kiedy naleśniki i kiełbaski były gotowe, Tray wiedział już znacznie więcej o
Annalise. Była bardzo sympatyczna, ale może specjalnie starała się tak wypaść.
Annalise zajrzała do sypialni siostry i wróciła z wiadomością, że Lianne zbu-
dziła się i jest głodna.
Tray nałożył na talerz stos naleśników i kiełbasek.
- Jest głodna, ale nie aż tak. - Annalise uśmiechnęła się i zsunęła z talerza po-
łowę naleśników i kiełbasek.
- Jesteś bardzo podobna do Lianne - zauważył.
- A mnie się wydaje, że to ona jest podobna do mnie - odparła, niosąc tacę do
pokoju siostry.
Kiedy wróciła, Tray właśnie skończył pić kawę.
- Pojadę do domu się przebrać - oznajmił. - Czy możesz zostać z Lianne, do-
póki nie wrócę?
- Nie musisz wracać - odparła. - Mój mąż wyjechał. Będę z siostrą przez cały
weekend.
- Wezmę tylko parę rzeczy i zaraz wrócę - powtórzył Tray.
Annalise zrobiła kawę i poszła do sypialni siostry. Lianne skończyła jeść i
spoglądała w okno.
- Ten człowiek uparł się, żeby odgrywać rolę męża - powiedziała, siadając
ostrożnie w nogach łóżka.
- Tray? Czy jeszcze tu jest?
- Nie. Wyszedł, ale zaraz wróci. Nie wiem, czy uda mi się nie wpuścić go do
ciebie.
Lianne się skrzywiła.
- Czuje się za mnie odpowiedzialny. Mówiłam mu, że poradzę sobie. Miał je-
S
R
chać do Richmond porządkować dom po zmarłym wuju. - Opowiedziała siostrze o
wuju Traya, który go wychował.
- On nie ma żadnej rodziny oprócz ciebie - rzekła z zadumą Annalise.
- Będzie miał dziecko. Jeśli nie zajdę w ciążę, zacznie szukać go gdzie in-
dziej.
Annalise wypiła łyk kawy.
- To się postaraj.
Lianne zaśmiała się cicho.
- Myślisz, że to takie proste?
Potem spoważniała.
- A jeśli to niemożliwe?
- To wtedy będziesz się martwić. Na razie się nie poddawaj. Starasz się dopie-
ro od miesiąca.
- Mam takie bóle, że nie wiem, ile jeszcze wytrzymam, zanim zdecyduję się
na operację - oświadczyła Lianne. - Ale zmieńmy temat. Opowiedz mi lepiej, jakie
nowe domy masz na sprzedaż.
- Jeden jest naprawdę piękny - zachwyciła się Annalise i opowiedziała Lianne
o kilku domach, które ostatnio pokazywała klientom, a kiedy zobaczyła, że siostra
zasnęła, wyśliznęła się z sypialni.
Tray wrzucił do torby spodnie, kilka koszul i bieliznę. Zajrzał do kwiaciarni i
kupił bukiet chryzantem w kolorach jesieni. Lianne na pewno się ucieszy. Jest taka
chora, że na pewno nie będzie miała ochoty na czekoladę. Może zechce obejrzeć
jakiś film? Pojechał do wypożyczalni DVD i wziął kilka pozycji, żeby mogła wy-
brać coś, co przypadnie jej do gustu. Na koniec wpadł jeszcze do biura, by wziąć
sobie coś do roboty, gdyby miał czas popracować, kiedy Lianne będzie spała. Wie-
dział, że ona nie chce, żeby przyjeżdżał, ale jakaś siła go do niej ciągnęła.
Drzwi otworzyła mu Annalise.
- Zliczne kwiaty. Mówiłam jej, że wrócisz. Teraz śpi. To jej dobrze zrobi. Pod
S
R
zlewem powinny być wazony. Dasz sobie radę? Ja już pójdę. W razie gdybyś chciał
się ze mną skontaktować, zostawiłam swój numer koło telefonu.
Skinął głową.
Gdy Annalise wyszła, w domu zapanowała cisza. Tray wstawił kolorowe
chryzantemy do wazonu i wszedł do sypialni. Lianne spała z lekko zarumienioną
twarzą. Postawił kwiaty na stoliku obok łóżka i cicho wyszedł.
Usiadł przy stole w salonie, włączył laptopa i zabrał się do pracy.
Lianne zbudziła się póznym popołudniem. Teraz czuła się znacznie lepiej.
Odetchnęła z ulgą. Najgorsze minęło. Przeciągnęła się i jej wzrok padł na kwiaty.
Chryzantemy - symbol jesieni. Uwielbiała je. Kwiaty w wazonie były rdza-
wopomarańczowe, jaskrawożółte i kremowe. Zliczne, pomyślała z zachwytem.
Wstała i poszła do łazienki wziąć prysznic. Potem włożyła luzne spodnie i
ciepłą bluzę z króliczkami z przodu i ruszyła do kuchni, by zrobić sobie coś do je-
dzenia. Nagle zatrzymała się, widząc Traya siedzącego przy stole.
Była przekonana, że jest w domu sama.
- Co tu robisz? - zapytała.
Spojrzał na nią ciepło.
- Lepiej się czujesz?
- O wiele lepiej. Myślałam, że już dawno jesteś w domu.
- Byłem w domu, żeby zabrać parę rzeczy. Wróciłem przed wyjściem twojej
siostry.
- Te kwiaty są od ciebie?
Skinął głową, przyglądając się jej uważnie. Lianne się uśmiechnęła.
- Dziękuję. Są piękne.
- Czy czegoś potrzebujesz?
- Dam sobie radę. Idz do domu, Tray.
- Zostanę - odparł spokojnie, patrząc w ekran laptopa. - Zliczne są te króliczki.
Zmarszczyła brwi, ale Tray tylko się uśmiechnął. Nie mogła kazać mu wyjść,
S
R
bo pewnie wcale by jej nie posłuchał.
Poszła do kuchni zaparzyć herbatę, potem wzięła z szafki bułeczki. Dlaczego
Tray upiera się, że jej pomoże, skoro ona wcale tego nie potrzebuje? Nawet siostra
nie chciała jej przeszkadzać. Im dłużej jednak się nad tym zastanawiała, tym bar-
dziej była wzruszona jego troskliwością.
Z kubkiem herbaty i talerzem z bułeczkami w rękach weszła do salonu i usia-
dła na kanapie. Tray spojrzał na nią.
- Czy to nie za mało?
- Na razie nie. Potem może zjem kolację.
- Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak poważne są te ataki - powiedział,
siadając obok niej.
- Lekarze nie są skorzy zalecać operacji, jeśli to nie jest absolutną konieczno-
ścią - odparła, czując się nieswojo.
Odniosła wrażenie, że Tray usiadł za blisko, ale nie chciała odsuwać się od
niego zbyt ostentacyjnie.
- Tym bardziej trzeba się postarać, żebyś jak najszybciej zaszła w ciążę. By-
łoby znacznie lepiej, gdybyśmy zamieszkali razem. Nie musielibyśmy jezdzić spe-
cjalnie do domu nad oceanem.
- Już to mówiłeś kilka razy. Masz rację, ale to ma sens tylko w płodne dni. -
Nie miała zamiaru łatwo się poddawać.
Przyglądał się jej przez chwilę.
- Dobrze. Moje mieszkanie jest większe. Mam dwie sypialnie. Będziesz się
czuła swobodniej.
- W porządku.
- Kiedy to może nastąpić? - zapytał.
Zmarszczyła brwi, wyłapując w jego głosie nutę satysfakcji.
- Za jakiś tydzień. - Czy będą wtedy codziennie się kochać? Z wrażenia aż
zaparło jej dech w piersi. Dwie noce, które spędzili razem w domu nad oceanem,
S
R
były cudowne. Szkoda tylko, że potem Tray zachowywał się z rezerwą, jakby była
mu całkiem obojętna.
- Przyniosłem parę filmów - oznajmił. - Może zechcesz coś obejrzeć?
- Nie musisz ze mną siedzieć.
- Mam stracić jakiś dobry film?
Reszta weekendu minęła spokojnie. W niedzielę rano Tray pojechał do domu,
gdy Lianne zapewniła go, że najgorsze już minęło. Ponieważ wiał silny wiatr, po-
szła tylko na krótki spacer, a potem czytała książkę. Bez przerwy jednak zastana-
wiała się, jak to będzie, gdy zamieszka z Trayem.
W poniedziałek w pracy zadzwonił do niej.
We wtorek zajrzał do jej pokoju.
W środę poprosił Emily, by do niej zadzwoniła.
W czwartek przyszedł do niej, gdy skończyła pracę.
- Idziesz do domu? - spytał, opierając się o drzwi.
- Tak, Tray. Wszystko w porządku. Mówię ci to od tygodnia.
- Kiedy się do mnie przeprowadzisz?
Zawahała się, powoli zapinając płaszcz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl