[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Miranda przestała oddychać.
- Byłoby fantastycznie. - Przypominając sobie, że nie powinna być za bardzo napalona,
dodała: - To znaczy, chyba w porządku.
Will roześmiał się tym swoim śmiechem jak masło wsiąkające w gofry i powiedział:
- Ja też uważam, że byłoby fantastycznie.
Rozłączyła się i zauważyła, że ręce jej się trzęsą. Była umówiona na śniadanie z
chłopakiem.
I to nie z byle chłopakiem. Z Willem. Z chłopakiem, który nosił kosmiczne spodnie. I
uważał ją za superlaskę.
Za mocno walniętą. A te kajdanki raczej nie poprawią twojego wizerunku.
Jeszcze raz spróbowała rozerwać kajdanki dłońmi, ale nie dała rady. Albo to nie były
normalne kajdanki, albo załatwienie dziesięciu osób jednej nocy - nie no, w sumie ośmiu, bo
dwóch znokautowała dwa razy - było granicą jej możliwości. Cóż, a więc jej możliwości mają
granice. Musiała się o nich jeszcze wiele nauczyć. Ale pózniej.
W tej chwili miała pół godziny, by uwolnić się od tych kajdanek. Zaczęła upychać
rzeczy leżące na jej kolanach z powrotem do kieszeni marynarki, ale znieruchomiała, widząc
nieznajome pudełko.
To było to samo pudełko, które dała jej Sibby, kiedy się poznały - czy to naprawdę
mogło być ledwie osiem godzin temu? Co ona wtedy powiedziała? Coś dziwnego. Miranda
przypomniała to sobie teraz. Sibby podała jej tabliczkę z nazwiskiem i pudełko i powiedziała:
 To musi być twoje . Ale jakoś dziwnie, z naciskiem na  musi .
Miranda otworzyła wieko. W środku, na czarnym aksamicie, leżał kluczyk do
kajdanek.
Jesteś gotowa wziąć przyszłość w swoje ręce?
Cóż, warto spróbować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl