[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyrazu, mimo że suknia Sharon ładnie podkreślała jej smukłą sylwetkę.
- Czy widać po niej, że była podarta? - zapytała ze strachem.
- Nie, nie widać.
Przyglądał się dalej jej drobnej postaci, ślicznemu profilowi, pięknie upiętym włosom.
- A co sądzisz o mojej fryzurze?
- Chyba w porządku, chociaż wolę, jak włosy nosisz rozpuszczone. Ale może być.
- Dziękuję ci. Teraz mogę już iść z wizytą. Niedługo wrócę.
Sharon nie spodziewała się nawet, jak szybko będzie z powrotem w domu. A Gordon
wkrótce musiał zapomnieć, że tego dnia spieszył się do kopami.
Linda Moore sobie tylko znanymi sposobami dowiedziała się wcześniej, że Sharon
wybiera się z wizytą na plebanię. Orientowała się też, kiedy dziewczyna będzie mijać
baraki, gdzie zazwyczaj gromadziły się kobiety. Linda siedziała tam teraz w towarzystwie
Doris i kilkunastu jej koleżanek. Wprawdzie owinęła sobie Petera wokół małego palca,
ale to była zaledwie połowa sukcesu. Nie mogła znieść myśli, że Gordon tak bardzo ceni
doświadczenie i pracowitość Sharon. Czas zrobić z tym porządek! Zniszczyć Sharon - to
97
był jej główny cel. Linda pocieszała się, że nazwisko Sharon wciąż widnieje na liście.
Mimo to obawiała się, że Gordon w jakiś sposób uzyska zgodę na pozostanie swej
pracownicy na wyspie. Wciąż także musiała podsycać nienawiść otoczenia do Sharon,
przypominając o popełnionym przez nią morderstwie i niemoralnym prowadzeniu się.
W Anglii Linda nie była już tak bezpieczna jak dawniej. Wprawdzie okoliczności zbrodni
zostały wyjaśnione, a Sharon uznano za zmarłą, jednak styl życia, jaki prowadziła Linda,
mógł w przyszłości wzbudzić podejrzenia policji. Wtedy z pewnością powróciłaby sprawa
zabójstwa.
Dlatego zbrodniarka zdecydowała się uciec na wyspę. Skradzione pieniądze rozpłynęły
się w okamgnieniu i teraz trzeba było szukać nowych zródeł dochodu. Spotkanie z
Sharon i świadomość, jaką pozycję osiągnęła, zatruły Lindzie życie. Niebezpieczny był
także Gordon Saint John, on potrafił myśleć i oceniać logicznie. Peter niczym nie różnił
się od innych mężczyzn, bez wysiłku zawróciła mu w głowie. Gdyby tylko Linda mogła
udowodnić Gordonowi, że ona sama jest zdolniejsza niż Sharon... Ale na to nie miała
wielkiej nadziei.
Dlatego musiała sięgnąć do innej broni.
Siedziała teraz w jesiennym słońcu, gawędząc z kobietami o tym i owym. Sprytnie
skierowała rozmowę na Sharon.
- Ta to ma szczęście - powiedziała na pozór obojętnie. - Na wyspie nie ma żadnej policji,
a Saint Johna nie obchodzi praworządność. Gwiżdże na to, że wśród nas znajduje się
morderczyni. Ona ciągle mnie prześladuje i chce skrzywdzić. Nie wiem doprawdy, jak
długo to wytrzymam.
Kobiety wyraziły swoje współczucie.
- Kiedyś ludzie sami wymierzali sprawiedliwość, nie czekając na wyroki. Takie zbrodniarki
po prostu kamienowano - mówiła jakby do siebie Linda. - Wystarczyło zebrać się tam,
gdzie taka mogła przechodzić, okrążyć i...
Linda z premedytacją zawiesiła głos akurat w tym momencie. Słuchające jej kobiety były
z natury proste i bez trudu można było im zasugerować sposób postępowania. Spojrzała
dyskretnie na drogę; Sharon właśnie się zbliżała. Poza tym na drodze było pusto. A
zatem teraz albo nigdy!
- Tyle mi zawdzięcza - podjęła znowu Linda, tym razem ze łzami w oczach. - I tak mi za
wszystko dziękuje! To zwyczajna czarownica!
- To prawda! - krzyknęła podniecona Doris. - Zasługuje na śmierć! Zawsze to mówiłam!
Linda kontynuowała rozpoczętą myśl:
98
- Wyjdziemy za mąż, urodzimy dzieci, ale jak uchronimy je przed tą bestią? A Saint John
z pewnością zechce ją zatrzymać. Ciągle powtarza, że stała się niezastąpiona.
- Przecież nie może zostać dłużej niż trzy miesiące! - zauważyła jedna z kobiet.
- Ha! Czy uważasz, że ona nie potrafi przekabacić tego czy innego nieszczęśnika? -
spytała Doris. - Choćby mój Tom: zawsze staje w jej obronie!
Linda kuła żelazo póki gorące:
- Nawet widziałam, jak wczoraj flirtowali.
- Co? - wykrzyknęła na dobre rozwścieczona Doris. - Tego już za wiele! Ruszajcie się,
teraz nasza kolej!
- Nie, Doris, jeszcze was ktoś zobaczy! - Linda udała przerażenie.
- %7łartujesz. Tu, o tej porze? Chodzcie, czas, żebyśmy wreszcie zrobiły coś dla Lindy, dla
nas i naszych dzieci!
Zwietnie, myślała uradowana Linda. Ja nie zamierzam się wtrącać, niech inne pózniej
odpowiadają za to, co się stanie. Ja nie mam z tym nic wspólnego!
Niektóre kobiety wahały się, ale to tylko wzmagało nienawiść innych i wkrótce już
wszystkie stały gotowe do zaczepki.
- Oszalałyście! - Linda nadal doskonale odgrywała swoją rolę, udając zatrwożoną. -
Wystarczy ją trochę nastraszyć. Niech stąd wyjedzie!
- Pewnie, tylko trochę ją nastraszymy!
Sharon ujrzała kobiety z daleka. Od razu wyczuła, że coś się święci. Zatrzymała się na
moment, po czym ruszyła z sercem w gardle. Zauważyła, jak Linda zaczyna się
niepostrzeżenie wycofywać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl