[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Te dzwięki były bezpieczne. Hannah lubiła też zapach konia i ciepło
wydzielane przez wielkie zwierzę. Jej myśli powędrowały do zadbanych
wierzchowców w Sorholm. Zatęskniła za parkiem, za jasnymi pokojami.
Brakowało jej spokojnych chłopów i pracy przy zarządzaniu posiadłością.
Ale najbardziej tęskniła za Olem i za Flemmingiem.
Lensman chrząknął.
- Widziałem, że Simen, twój parobek, używa bardzo pięknej uprzęży. To
ci dopiero!
Hannah nie zwolniła. Zastanawiała się, co ma odpowiedzieć. W końcu
postanowiła być szczera. Przecież w ofiarowaniu komuś podarunku nie ma
nic złego.
- Cieszę się, że zaczął jej używać. - Przystanęła i popatrzyła lensmanowi
prosto w oczy. - To podarunek w podzięce za to, że tak sumiennie zajął się
gospodarstwem zimą, i za wsparcie dla mnie i dla Olego w trudnym czasie.
- No cóż, takie hojne podarki dla służby to rzecz niezwykła. Aatwo o
ludzkie gadanie.
- Dałam mu to z radością.
- Nie wątpię, nie wątpię, ale skoro tak obdarowujesz służących, to
mogłabyś chyba dać cokolwiek również Kościołowi. Zastanawiałaś się nad
tym?
Hannah zaniemówiła. Co lensmanowi do jej stosunków z Kościołem? Co
wiedział o jej ofiarach? Pastor i on najwyrazniej żyli w przyjazni.
Spodziewała się obmowy i plotek, jednak ludzkie gadanie wśród czterech
ścian a otwarcie rzucane oskarżenia to dwie zupełnie różne sprawy.
- Nie przypuszczałam, że lensman zaczął być adwokatem pastora. A
może sam miałby ochotę na nową uprząż? - Zerknęła na konia. I uprząż, i
siodło były solidne i zadbane, ale z pewnością służyły właścicielowi już od
dobrych kilku lat. Wyczula gniew lensmana i zacisnęła zęby, by nie
powiedzieć już nic więcej. Jak w ogóle mogła kiedykolwiek zastanawiać się
nad małżeństwem z tym człowiekiem!
Nagle ponad zadem konia w oddali ujrzała jasną szarą smugę. Przesunęła
się w bok i zauważyła, że ku niebu wznosi się gęsta kolumna dymu. Kto o
tej porze pali ogień? - zdziwiła się. %7ładna z zagród położonych w okolicy
RS
88
nie była zamieszkana. Nagle jakby raził ją grom z jasnego nieba. Ten
niepokój, który czuła w chacie... To nieprzyjemne przekonanie, że coś jest
nie tak, nagle znalazło wyjaśnienie. Zareagowała na zapach. Ten, który
uderzył ją w nos, gdy otworzyła drzwi do sieni. Woń zmieszana z zaduchem
niewietrzonego pomieszczenia. Zapach oleju do lamp. Zapach
niebezpieczeństwa.
Slup dymu rósł coraz wyżej. Hannah wiedziała, że to jej zagroda płonie.
Nie miała wątpliwości, że zanim tam dojdą, cała chata będzie już stała w
ogniu i nie ma nadziei na jej ugaszenie.
Ingvar też zauważył dym i od razu zawrócił.
- To moja zagroda. - Hannah bezradnie opuściła ręce i tylko patrzyła na
dym.
- Wracam tam, spróbuję gasić. Może to tylko szopa się pali?
- Stój! Chcę jechać z tobą!
- Siadaj przede mną! - Ingvar nie czekał na odpowiedz, tylko podał jej
rękę. Hannah nie protestowała, podciągnęła się w górę, żałując, że nie ma na
sobie spodni do konnej jazdy, chociaż nawet w Sorholm wzbudzała
zainteresowanie, gdy wkładała spodnie i dosiadała konia po męsku. Ale
właśnie tak najbardziej lubiła jezdzić. Tu, w dolinie, było to nie do
pomyślenia.
Tak szybko, jak tylko pozwalała na to wąska drożyna, pędzili do
zagrody. Hannah nie zważała na to, że lensman objął ją w pasie. Wbiła oczy
w słup dymu unoszącego się ponad brzozowym lasem ku szczytom i
rozpływającego w smugi na granicy skał.
Kiedy już znalezli się blisko chaty, poczuła gorąco, a za chwilę
dostrzegła czerwone jęzory ognia. Płomienie pochłaniały drewno, o które
tak niedawno opierała się plecami. Chata się paliła i nic nie dało się na to
poradzić. Wkrótce przybiegło kilku mężczyzn, znajdujących się w pobliżu,
bo i oni zauważyli pożar. Sigurd Nordbakken i Bjorn Venas kręcili
głowami, jednak natychmiast zabrali się do rąbania najbliższych brzóz. Nie
wolno było dopuścić, by ogień przeniósł się na las.
- Jak to możliwe? - dziwił się Sigurd. - Przecież zagroda stała pusta.
- No właśnie - kiwnęła głową zmartwiona Hannah. -Akurat sprawdzałam,
czy wszystko tam w porządku. Nie miałam zamiaru korzystać z niej w tym
roku. Ale tam był zapach... Powinnam była sprawdzić...
- To niepojęte! - Ingvar podrapał się w brodę i rozejrzał. - Czy to aby nie
ten więzień tu zaglądał?
RS
89
Hannah wydało się, że na jego twarzy znów dostrzegła tę samą
przebiegłość, którą zauważyła już wcześniej. A więc jeszcze i o to chciał
oskarżyć tego nieszczęśnika!
Nagle na podwórzu pojawił się pies. Hannah miała wrażenie, że kiedyś
go już widziała. I rzeczywiście, za chwilę spokojnie, jakby wybrał się na
niedzielny spacer, zjawił się Psiarz. Hannah ucieszyła się na jego widok.
- To dopiero! - Nic więcej nie powiedział. Stał tylko z rękami w
kieszeniach i wpatrywał się w ogień.
Hannah poczuła, że obecność Psiarza ją uspokaja. Pies położył łeb na jej
kolanach, zamyślona łagodnie głaskała miękką sierść. Wkrótce przysiedli
się do niej mężczyzni. Siekiery i inne narzędzia odłożyli, na razie nic więcej
nie dało się zrobić.
- Szkoda chałupy, Hannah!
Mieszkańcy Hemsedal nie mieli w zwyczaju mleć jęzorami bez powodu,
zwłaszcza w trudnych chwilach. Ale Hannah tych parę słów wystarczyło.
Nie wątpiła, że sąsiedzi jej współczują.
- Jeśli będziesz potrzebowała pomocy do uprzątnięcia pogorzeliska,
chętnie się stawimy. - To Anders Bakko i Wielki Lars oferowali pomoc.
Pozostali pokiwali głowami. W tej chwili Hannah silniej niż kiedykolwiek
poczuła, jak mocno mieszkańcy wioski są ze sobą związani. Chłopi szybko
spieszyli z pomocą, gdy kogoś spotkało nieszczęście. Dobrze pamiętała, że
sąsiedzi i przyjaciele od razu zjawili się w Rudningen po śmierci Engebreta
i Knu-ta. Teraz w milczeniu obserwowali, jak ostatnie płomienie chciwie
pochłaniają stare drewno. Nie wiedziała, że aż tylu mężczyzn jest w pobliżu.
To prawie jak pogrzeb, pomyślała, przenosząc wzrok na lensmana, który
wciąż usiłował znalezć przyczynę pożaru.
- Coś musiało spowodować ogień - stwierdził.
- Nie zauważyłaś jakichś śladów? - spytał Anders.
- Owszem, w trawie była wydeptana ścieżka do drzwi, więc ktoś musiał
podchodzić pod chatę, ale...
- Od dawna nie widziałem w okolicy nikogo obcego - mruknął Lars.
- To prawda, tego lata w tej części gór był spokój - przyznał Sigurd,
opierając wielkie dłonie o kolana. - Dużo czasu ostatnio spędzam w lesie,
jednak nie widziałem nic podejrzanego. No, chyba że ktoś uprawia czarną
magię.
Te ostatnie słowa wypowiedział z uśmiechem, lecz Hannah wyczuła, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl