[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie po to studiowałam, aby uwić sobie ciepłe gniazdko w rodzinnej firmie. Chcę
osiągnąć pozycję dzięki własnej pracy, a nie dzięki temu, że jestem córką
prezesa!
- Ja jestem jedynie dyrektorem do spraw zarządzania - przypomniał jej - a
ty nie jesteś moją córką. Chcę cię mieć w naszym zespole projektantów. I nie
- 89 -
S
R
myśl nawet o wygodnym gniazdku! Nie w firmie, która w każdej chwili może
zniknąć z powierzchni ziemi.
- Przepraszam... Nie mogę wprost uwierzyć, że moje małe prace z Santa
Lucii mogą mieć jakiekolwiek znaczenie wśród setek wzorów, jakimi dysponuje
S.C.F...
- W takim razie, co miała znaczyć twoja uwaga o  mierzeniu wysoko"?
- To coÅ› innego! NaprawdÄ™ tego nie rozumiesz?
- Dlaczego coś innego? - obruszył się Guy. - Masz talent, Virginio. Masz
dosyć pewności siebie, żeby myśleć o założeniu własnej firmy. Dlaczego więc
teraz nie doceniasz swoich prac?
Zapadła cisza.
- Uprzedzam cię, że mogą nastąpić pewne niekorzystne zmiany. Firma
będzie miała jeszcze większe kłopoty z popytem - ciągnął dalej Guy - i
chciałbym się do nich przygotować. Odświeżyć wzory i wprowadzić je pod
hasłem  wszystko dla matki i dziecka". Tkaniny, ubrania, elementy wystroju
wnętrz, cała kolekcja tylko dla matki i dziecka. Myślę, że to dobry pomysł.
- Mnie się wydaje antyfeministyczny - powiedziała zimno. - A co z
ojcem?
- Jestem otwarty na wszelkie propozycje - powiedział Guy z lekkim
rozbawieniem. - A więc, co powiesz na to, Virginio? Czy dla zaspokojenia
własnych ambicji masz zamiar zrezygnować z możliwości przysłużenia się
firmie Chesterów? Pomyśl o tym, i daj mi znać, kiedy podejmiesz decyzję. -
Odwrócił się i odszedł pozostawiając zakłopotaną Virginię przed drzwiami jej
sypialni.
Podczas bezsennej nocy i rano, w pociągu, Virginia miała bardzo dużo
czasu na przemyślenia. Przez całą drogę do Londynu zastanawiała się nad
wprawiającymi ją w zakłopotanie propozycjami Guya, swoimi mieszanymi
uczuciami wobec niego i prawdziwymi motywami, którymi kierował się,
proponując jej współpracę.
- 90 -
S
R
Powiedział, że to nie żart, prosił, aby mu zaufała, jednak instynkt
podpowiadał jej, że byłaby to naiwność z jej strony.
A jeżeli Guy naprawdę stara się im pomóc? Jeśli naprawdę myśli, że jej
projekty mogą stać się podstawą nowej kolekcji firmy? Czy ma prawo gonić za
własnym szczęściem, kiedy Chesterowie jej potrzebują?
Była wściekła na Guya, że postawił ją w takiej sytuacji. Czy była wobec
niego niesprawiedliwa? A może zrobił to specjalnie? Czy nie jest to subtelny
szantaż? A jeśli w ten sposób chce ją kontrolować, podobnie jak Sarah Chester
Fabrics? - rozmyślała, przechadzając się wśród zwiedzających wystawę tłumów,
sama zbyt zajęta, aby cokolwiek zobaczyć.
Nagle wynurzyła się przed nią dobrze znana jasnowłosa postać. O mały
włos nie zderzyli się ze sobą.
- Ginny, najdroższa! Jakie to szczęście, że wpadłem tu na ciebie!
Dosłownie wpadłem! - Zmiał się, lecz w jego śmiechu nie było prawdziwej
radości.
Nie uśmiechając się popatrzyła na niego i zrobiło jej się niedobrze.
- Dzień dobry, Mortimerze.
- Co u ciebie, Ginny?
- Wszystko w porządku. Przepraszam, śpieszę się...
- Chciała go wyminąć, ale chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.
- Moje gratulacje! Wiem, że dostałaś dyplom z pierwszą lokatą. Zawsze
byłaś gwiazdą wśród moich studentów! Nie uciekaj, tak bardzo chciałem cię
znów zobaczyć, kochanie...
- Nie jestem twoją ukochaną i nigdy nie byłam - powiedziała przez
zaciśnięte zęby. - Zejdz mi z drogi!
- Bądz rozsądna, chodz, napijemy się czegoś. Nie możemy tu przecież
rozmawiać. - Pot wystąpił mu na czoło, mokre kręgi pojawiły się też pod
pachami jego koszuli.
Virginię ogarnęła panika. Czuła do niego fizyczny wstręt.
- 91 -
S
R
- Nigdzie nie będziemy rozmawiać. Odejdz i zostaw mnie w spokoju!
Mortimer pożerał ją wzrokiem. Ze strachu mówiła zbyt podniesionym
głosem i kilka osób spoglądało ze zdziwieniem w ich kierunku.
- Nie zachowuj się jak histeryczka. - Mówił teraz łagodnie, rozsądnym
tonem wykładowcy, którego używał, ilekroć chciał podkreślić swój autorytet. -
Z twojego powodu rozstałem się z Margaret. Jesteś mi chyba coś winna.
- Idz do diabła - powiedziała z rosnącym niesmakiem. - Jesteś chory i
powinieneś się leczyć.
Przez chwilę mocowali się w milczeniu. Trwało to, dopóki głos
dobiegający zza jej pleców nie sprawił, że Mortimer puścił jej nadgarstki.
- Co tu siÄ™ dzieje?
- Guy! - Uwolniona z uścisku Mortimera Virginia schwyciła Guya za
ramię, drżąc na całym ciele i próbując się uspokoić. Fala wdzięczności
wywołana niespodziewanym pojawieniem się Guya była równie niezrozumiała i
wszechogarniająca, jak niechęć, którą żywiła do niego poprzednio.
- Kto to jest, do diabła? - Mortimer patrzył na Guya wojowniczo, lecz
wyzwanie w jego głosie nie brzmiało przekonywająco. Damski bokser, stać go
na odwagę tylko wobec słabszej płci, pomyślała Virginia z goryczą. Guy
przewyższał Mortimera prawie o głowę, a jego elegancki garnitur i jedwabna
koszula nie mogły ukryć jego atletycznej budowy.
- Jestem przyjacielem Virginii - powiedział Guy spokojnie. Patrzył
twardo, a w jego głosie brzmiała grozba. - A najwyrazniej ty nim nie jesteś! I
jeśli nie potrafisz, do jasnej cholery, przekonywająco wyjaśnić, dlaczego
obrażasz Virginię w biały dzień, na wystawie, mam dla ciebie jedną radę: wynoś
się, do diabła, i to zaraz!
- 92 -
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie na jej szarą jak popiół twarz, aby
zdecydować o zabraniu jej z kłębiącej się ciżby ludzi do swego samochodu.
- Czy chcesz mi o tym opowiedzieć?
Virginia siedziała w stalowoszarym aston martinie Guya, przedzierającym
się przez uliczne korki. Zatrzymali się na światłach.
- Kim był ten mężczyzna? - nalegał delikatnie.
- To jeden z moich wykładowców.
- I nadal uczy?
%7łałośnie pokręciła głową, tłumiąc w sobie pokusę, aby rozpłakać się jak
małe dziecko.
- To dobrze, w przeciwnym razie zrobiłbym wszystko, aby przestał uczyć.
- Guy, proszę... - Bezwiednie chciała dotknąć jego ramienia, zawahała się
jednak. - Nie wtrącaj się... To skończone, minęło. Nie mam zamiaru nic z tym
robić.
Zacisnął usta i milczał przez całą drogę do swego mieszkania. Tam w
końcu Virginia znalazła schronienie w szarym, chromowanym fotelu. Sączyła
whisky i rozglądała się wkoło. Mieszkanie było urządzone w stylu
 minimalistycznym". Przez wielkie okna widać było w dole ołowiane wody
Tamizy i gołębioszare niebo. Ten monochromatyzm jest zdecydowanie
denerwujący, orzekła. Wróciła jej dawna zaczepność.
- Nie jestem pewna... ale wydaje mi się, że to mieszkanie jest okropne!
- Prawda? - zgodził się. - Musiałem być absolutnie załamany, kiedy je
urządzałem. Na pewno wymaga przemeblowania.
- Sam dobierałeś kolory?
- PrzyznajÄ™ siÄ™ do winy.
- 93 -
S
R
- A w swojej willi? To też ty? - zapytała kompletnie zdezorientowana.
Przytaknął odstawiając swoją szklankę na czarny marmurowy blat stołu. Wyjął
także szklankę z jej dłoni.
- Tam też. - Poczuła jego bliskość. - Mam ten nieprzyjemny zwyczaj, że
dekorując wnętrze używam takich kolorów, jakie znajdują się na zewnątrz. Nie
zaprosiłem cię tu jednak, aby dyskutować o mojej schizofrenii w kwestii
urządzania mieszkań. Opowiedz mi o tym mężczyznie, którego spotkaliśmy na
wystawie...
- Guy... - Zmieszana nagle, przerwała. Nie wiadomo czemu pragnęła mu
zaufać, lecz w głębi serca drżała na myśl o tym, jakie to może mieć
konsekwencje. - Och, Guy... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl