[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zazwyczaj tak. W tym wypadku chyba przeważyło emocjonalne wystąpienie te-
lewizyjne twojej matki. Prosiła, żeby zgłaszali się do niej wszyscy, którzy mają naj-
mniejszy strzęp informacji.
- To nie jest moja matka - wykrztusiła przez ściśnięte gardło. - Mówiłam ci już.
Nie mam matki.
- Lucy...
- To podstawiona osoba - wyjaśniła surowo, czując, że cały spokój i radość dzi-
siejszego wieczoru diabli wzięli. - Kolejne kłamstwo wymyślone dla prasy. - Najgorsze.
Najbardziej okrutne. Inne przynajmniej czemuś służyły. - Ale czym jest bajka bez złej
czarownicy?
Jeśli wierzyć jej słowom, wcale nie była zła. Miała wtedy piętnaście lat. Chłopak ją
porzucił na wieść o ciąży. Była sama i bardzo się bała.
Nie zdążyła powiedzieć ani słowa, a już Nathaniel był przy niej. Obejmował ją
mocno, mruczał do ucha pieszczotliwe słowa otuchy, aż wreszcie przestała dygotać.
Trzymał ją, gdy łzy gniewu i rozżalenia wsiąkały w jego koszulkę. Trzymał, gdy wresz-
cie spłynęło z niej napięcie i nogi się pod nią ugięły. Po prostują tulił do siebie.
Sama stosowała przytulanie, by uspokoić wystraszone dzieci. Ale nawet wtedy,
gdy zanosiła się płaczem, a on czule gładził ją po plecach, wiedziała gdzieś w zakamarku
R
L
T
umysłu, że on już kiedyś pocieszał w ten sposób inną kobietę i może nie powinna przy-
pisywać nadmiernego znaczenia temu gestowi.
Wzięła się w garść. Nauczyła się sztuki przetrwania. Teraz też sobie poradzi.
Przesunęła rękami po policzkach, próbując je wytrzeć, a wtedy Nathaniel brzegiem wła-
snej koszulki delikatnie osuszył jej twarz.
- Przepraszam. Przemoczyłam cię do nitki.
Udał, że wykręca róg koszulki i zapytał:
- To wszystko? Już się więcej nie wyleje?
Odpowiedziała mu uśmiechem, bo nic nie było aż tak ważne, gdy on był obok.
Niebezpieczne uczucie. Nie dlatego, by Nat ją miał oszukać, ale ze względu na jej
własną zdolność do okłamywania samej siebie. Widzi tylko to, co chce widzieć. Słyszy
tylko to, co chce usłyszeć.
- Musisz zadzwonić na policję, Nathanielu. Powiedzieć im, że tu jestem.
- Naprawdę? Nie widzę problemu, aby patrząc policjantowi w oczy, poinformo-
wać, że nie ma cię w sklepie.
- Mam dosyć kłamstw. Przez ostatnich sześć miesięcy całe moje życie było jednym
wielkim kłamstwem i wreszcie muszę to przerwać. Jesteś cudowny, Nat, żywcem wyjęty
ze średniowiecznego poematu  Rycerz, szlachetny i prawy". Jednak musisz pomyśleć o
swojej opinii, o sklepie. Zapowiada się paskudny skandal, a ja nie chcę cię w niego uwi-
kłać. Trzymaj się ode mnie z dala.
- To zabawne, Lucy, bo dziś po południu sam sobie tłumaczyłem, że nie powinie-
nem się angażować w cudze sprawy. Byłem gotów oddelegować ekspedientkę, żeby cię
odnalazła, zwróciła ci but i wręczyła nową parę rajstop od firmy.
- Naprawdę? - Pożałowała, że nie może zapaść się pod ziemię. - Rzeczywiście, bę-
dę potrzebowała rajstop...
- Nie angażuj się, mówiłem sobie, i kazałem wyrzucić ze sklepu osiłków, którzy
cię ścigali.
- ...i może jeszcze butów...
- Odwożąc Pam, myślałem tylko o twoich oczach wystraszonego kociaka. - Wziął
w obie ręce jej twarz. - Zapomnij, nie mieszaj się, powtarzałem sobie.
R
L
T
- Jeśli chodzi o inne sprawy, przełknę dumę, pożyczę od ciebie jakieś ubranie i za-
dzwonię po taksówkę. Pojadę prosto na komisariat i powiem prawdę.
- Prawdą jest, Lucy Bright, że zaangażowałem się już w momencie, kiedy zoba-
czyłem przed sobą na schodach twoje włosy tworzące aureolę wokół głowy.
Stała plecami do kuchennego blatu i nie miała już gdzie się wycofać. Jego ręce
stworzyły kołyskę dla jej twarzy, srebrzyste oczy patrzyły na nią z czułością. Każda ko-
mórka jej ciała skapitulowała. Gdyby nie marmur za plecami i ciepłe ciało mężczyzny
przed nią, chyba osunęłaby się na podłogę.
- Czy wiesz, że kark jest tak silnie erogenną strefą, że gejsze nigdy go nie malują? -
mruknął, pieszcząc jej szyję leniwymi kolistymi ruchami.
Z jej ust wydobył się nieartykułowany dzwięk. Nieważne są gejsze, ich karki i inne
części ciała. Jego głos jest tak zmysłowy, że doprowadza ją do szaleństwa.
- Wpadłem po uszy na widok kawałka ramienia, który było widać, gdy sukienka
zsuwała się z barku.
- To tylko przelotne wrażenie. - Próbowała się odwołać do resztek rozumu. - Może
się nie powtórzyć.
- Chcesz się założyć, Lucy? Wybieraj. Prawda, wyzwanie, pocałunek czy obietni-
ca? - I nie czekając na odpowiedz, pochylił się do jej ust.
Zamknęła oczy, a wtedy świat został zredukowany do dotyku. Delikatny pocałunek
przypominający tchnienie wiatru czy trzepotanie motylich skrzydeł musnął jej wargi,
jednak nie ugasił pragnienia. Zresztą, czy to był pocałunek? A może raczej obietnica?
Chyba że w tym wszystkim chodziło o prawdę. A prawdą było, że go pragnęła, tu i zaw-
sze, i na każdych warunkach.
- Wygrałeś - mruknęła.
- A ja konfiskuję moją wygraną. - Wziął ją na ręce, bo nogi się pod nią ugięły. -
Zobaczysz, będzie dobrze.
- A policja?
- Zadzwonię do swojego prawnika. On skontaktuje się z policją i zapewni, że jesteś
bezpieczna. Jeśli będą mieli do ciebie jakieś pytania, zgłosisz się w dogodnym momen-
cie.
R
L
T
- Możesz to zrobić?
- Oczywiście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl