[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co się stało? - Jęknął głucho, widząc na jej twarzy grymas bólu.
- To nic! To tylko... twój sygnet wrzyna mi się w palec.
- Wciąż go nosisz? - Pot spływał mu po twarzy.
- No pewnie! Nigdy go nie zdejmę! - Zacisnęła desperacko zęby i ciągnęła go z siłą,
którą brała nie wiadomo skąd.
Alec zdołał mocniej wesprzeć stopę o skałę.
- Jeszcze, jeszcze... Każdy mięsień w jej ciele był napięty do granic możliwości. Alec
zdobył się na jeszcze jeden wysiłek.
- Już... już... za chwilę będzie po wszystkim... Centymetr po centymetrze, dzięki
Becky, walczącej o jego życie, zdołał wreszcie dosięgnąć kolanem skraju skały. Przywarł do
niej kurczowo. Wspiął się wyżej i wreszcie padł prosto na Becky.
Obydwoje legli na ziemi, dysząc z wyczerpania. %7ływi i cali.
- Nic ci się nie stało? - spytał.
- Nie, a tobie? Zaprzeczył, wspierając się na łokciach.
- Ocaliłaś mi życie. Beeky, leżąc na plecach, zdołała tylko westchnąć.
- Teraz wyrównaliśmy rachunki. Przynajmniej ja tak uważam. Alec pocałował ją,
najmocniej jak mógł. Becky z zapałem oddała mu pocałunek.
- Och, Boże - odetchnął, wspierając czoło o jej policzek - a już myślałem, że cię
utracę.
Drżącą ręką pogładził jej włosy.
- Czy na pewno wszystko w porządku?
- Na pewno. I przybyłeś na czas, żeby mnie ratować. Wiedziałam, że tak właśnie
będzie.
- Wszystko to stało się z mojej winy. Gdybym się wtedy nie wygadał przed Evą...
- Dosyć już, dosyć. - Becky położyła mu palec na ustach. - To już za nami. Michaił nie
żyje. Ty byłeś wspaniały. A we mnie też jest sporo siły, jak może zauważyłeś.
- Tak. To jedna z twoich najwspanialszych zalet. Trwali we wzajemnym uścisku przez
długą chwilę.
- Co z Fortem i Rushem?
- Wyliżą się.
- Dzięki Bogu. Obydwaj dzielnie mnie bronili, ale nie mieli szans.
- Wiem. - Alec przymknął oczy i pocałował ją w policzek. - Becky.
- Co, kochany?
- Kocham cię - wyszeptał ledwo dosłyszalnie. Teraz wypowiadał te słowa bez żadnego
trudu. - Nie przypuszczałem nigdy, że mógłbym kochać kogoś tak mocno. - W jego głosie
zabrzmiało coś takiego, czego nigdy przedtem nie słyszała, jakiś nowy, zdecydowany ton. -
Nigdy już nie spuszczę cię z oka. Mam nadzieję, że nie wezmiesz mi tego za złe.
- To wspaniała perspektywa. - Ostrożnie starła mu smugę brudu z twarzy. - Widzę,
mój drogi, że masz wielką ochotę coś mi powiedzieć.
- Widzisz, ja... ja po prostu stałem się kimś innym. Odmieniłaś mnie.
- A ty byłeś zawsze po mojej stronie. Lojalny, rycerski i dzielny. Zdobyłeś mnie na
zawsze. Masz prawdziwy talent do ratowania.
- Cieszę się, że tak myślisz. Ale obydwoje wiemy, że ty też mnie uratowałaś. I to nie
tylko teraz, na tym przeklętym urwisku.
Przerwało im donośne rżenie. Obydwoje wybuchnęli śmiechem, gdy wielki koński
pysk wyłonił się niespodziewanie zza ramienia Aleca. Wierzchowiec donośnie parsknął.
- Czy myślisz, że on chce nam coś powiedzieć? - spytała Becky. Przytaknął, chwytając
za zwisające wodze.
- Ma rację, lepiej się stąd zabierajmy. Mnóstwo ludzi się ucieszy, gdy cię zobaczy.
W chwilę pózniej jechali na gniadym koniu przez las. Alec posadził Becky przed sobą
i objął ją mocno w pasie. Pragnąc, żeby zapomniała o okropnych przeżyciach, zabawiał ją
rozmową o zdobytej fortunie.
- Aadny koń. - Becky poklepała wierzchowca po grzbiecie. - Jak go nazwiesz?
- Jak ci się tylko spodoba. Ciekawe, co powiesz na widok mojego nowego powozu!
Wygrałem też dla ciebie mnóstwo różnych wspaniałych rzeczy. Kolczyki z szafirami, zamek
we Francji, udziały w statku handlowym, plantację herbaty w Indiach Wschodnich...
- Alec, ktoś nadjeżdża! - szepnęła zaniepokojona. Koń nadstawił szpiczaste uszy. Alec
spojrzał przed siebie. Gdy tylko zjechali z zarośniętej chwastami ścieżki, ujrzał przed sobą
Nieludowa wraz z dwudziestoma dragonami, którzy nadjeżdżali pospiesznie głównym
traktem. Zatrzymali się na jego widok.
- To rosyjski agent, moja droga, pan Nieludow. Jeszcze ci o nim nie zdążyłem
powiedzieć. Zabroniłem mu za mną jechać. Widzę, że jednak mnie nie posłuchał...
- Gdzie jest Kurkow?! - krzyknął Nieludow.
- Nie żyje. - I Alec zwięzle wyjaśnił, co zaszło. Nieludow spojrzał na niego z
niespodziewanym szacunkiem.
- Zabił pan wszystkich Kozaków? Dragoni wymienili zdumione spojrzenia i zaczęli
szeptać między sobą.
- Lady Campion zdołała umknąć. Tamtą drogą. - Alec wskazał na główny trakt. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl