[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lecz nie mówię niczego. Nie mogę. Mogę tylko spoglądać na moją matkę z poczuciem
winy i wyrzutami sumienia. Spoglądam na nią w ten sam sposób w jaki ona spoglądała na mnie
kiedy tata i ja znalezliśmy kaleką Paige tyle lat temu. Może i nie ja zrobiłam to Paige ale te
straszliwe rzeczy przydarzyły jej się gdy była pod moją opieką.
Po raz pierwszy, zastanawiam się czy moja matka naprawdę była odpowiedzialna za
połamany kręgosłup Paige, wtedy?
 Musimy się stąd wydostać.  mówi nam z ramieniem oplatającym Paige w ochronnym
geście. Jej głos jest jasny i zdeterminowany
Spoglądam na nią w zaskoczeniu. Nim mogę się powstrzymać, nadzieja rozkwita w moim
wnętrzu. Brzmi na pełną autorytetu i pewności siebie. Brzmi jak matka gotowa i zdeterminowana
poprowadzić swe córki ku bezpieczeństwu.
Brzmi jakby była normalna.
A potem dodaje  Idą po nas
Nadzieja umiera w moim wnętrzu, pozostawiając pustkę w miejscu w którym powinno być
moje wnętrze. Nie muszę pytać kim są ci 'oni'. Według mojej matki 'oni' idą po nas od bardzo
długiego czasu, w zasadzie odkąd pamiętam. Jej stwierdzenie nie jest krokiem w kierunku wzięcia
odpowiedzialności za swoje córki.
Kiwam, biorąc z powrotem ciężar odpowiedzialności za ta rodzinę na swoje plecy.
Rozdział Czterdziesty pierwszy
Mama prowadzi Paige w kierunku wyjścia gdy głośny trzask z za podwójnych drzwi
zatrzymuje je w pół kroku. Pochodzi z miejsca z którego wychodzili aniołowie. Zamieram w pół
obrotu zastanawiając się czy to sprawdzić czy nie.
Nie mogę wymyślić żadnego dobrego powodu aby tracić czas na spoglądanie co jest za tymi
drzwiami, ale coś mnie niepokoi. Męczy mój umysł jak igła powoli rozwiązująca splot za splotem
aby zobaczyć co jest pod spodem. Tyle się działo ,że nie miałam czasu podążać za swoimi myślami,
a to mogło być coś ważnego, coś....
Krew.
Anioły były całe pokryte krwią. Rękawiczki, ich białe fartuchy.
I Laylah. To ona miała operować Raffe'a.
Kolejny trzask dochodzi z za drzwi. Metal uderza o metal.
Biegnę tam nim w ogóle zdaję sobie z tego sprawę.
Gdy jestem w pobliżu podwójnych drzwi, jakieś ciało przez nie wypada. Mam tylko
sekundy aby rozpoznać Raffe'a pędzącego w powietrzu.
Gigantyczny anioł wyskakuje tuż za nim.
Coś w sposobie jego poruszania wydaje się znajome. Jego twarz mogła kiedyś być
przystojna, ale teraz dominuje na niej tylko okrucieństwo.
Ma piękne śnieżnobiałe skrzydła rozpościerające się poza nim. Ich podstawa pokryta jest
zaschniętą krwią w miejscu w którym świeże szwy trzymają je przy jego plecach. Dziwne jest to ,że
chociaż ma na plecach krew to brzuch ma obandażowany.
Jest coś znajomego w tych skrzydłach.
Jedno ma postrzępione pióra, w miejscu w którym pocięły je nożyczki. Dokładnie w taki
sam sposób w jaki pocięłam skrzydła Raffe a.
Mój mózg próbuje odrzucić oczywisty wniosek.
Gigantyczny anioł stoi pomiędzy moją rodziną a drzwiami do których zmierzamy. Moja
matka stoi zamrożona w przerażeniu gapiąc się na niego. Jej rażący prądem pręt trzęsie się w
rękach gdy kieruje go w stronę giganta. Wygląda to w takim samym stopniu jakby go oferowała jak
i próbowała się nim bronić.
Niski wybuch przetacza się poprzez sufit, tuż zanim słychać następny i następny. Każdy
jeden coraz głośniejszy. To musi być to co słyszały wcześniej anioły. Teraz nie mam już żadnych
wątpliwości co do tego ,że atak się rozpoczął.
Gorączkowo macham w kierunku mojej matki, aby przeszła przez podwójne drzwi, z
których korzystał gość od przesyłek. W końcu łapię o co mi chodzi i wymyka się przez nie razem z
Paige.
Jestem przerażona tym ,że gigant będzie próbował je zatrzymać ale on nie zwraca na nie
żadnej uwagi. Całą ma zarezerwowaną dla Raffe'a.
Raffe leży na podłodze, jego twarz i mięśnie wykrzywione bólem. Plecy wygięte, próbując
nie dotykać zimnej betonowej podłogi. Tuż pod nim, rozłożona niczym ciemna peleryna na
podłodze, leży para gigantycznych skrzydeł nietoperza.
Wyglądają jak warstwy skóry, rozciągnięte na strukturze szkieletu który bardziej
przypomina śmiercionośną broń niż ramy skrzydeł. Krawędzie skrzydeł są ostre jak żyletki, z całą
serią różnej wielkości haków; najmniejsze przypominają kolczaste haczyki na ryby. Największe
znajdują się na końcach skrzydeł. Przypominają mi ostrza kosy.
Plecy Raffe a ściekają świeżą krwią kiedy odwraca się boleśnie i podnosi z połogi. Jego
nowe skrzydła pochylają się nad nim kiedy się porusza, tak jakby nie były jeszcze pod jego
całkowitą kontrolą. Odsuwa jedno za siebie w taki sposób w jaki ja odsuwałabym opadające na
twarz włosy. Jego ramie wraca po tym ruchu całe zakrwawione, świeże cięcia i rany pojawiają się
na jego przedramieniu w miejscu w którym haki szarpią jego ciało.
 Ostrożnie, archaniele  mówi gigant i rusza w stronę Raffe'a. Słowo archaniele
wymawia z taką ilością jadu ,że to aż nie prawdopodobne.
Rozpoznaje ten głos. To głos Nocnego Anioła, tego który odciął skrzydła Raffe'a tej nocy
gdy się poznaliśmy. Mija mnie zupełnie nie zwracając na mnie uwagi tak jakbym była tu tylko
meblem.
 W co ty grasz, Beliel? Dlaczego nie zabiłeś mnie na stole operacyjnym? Dlaczego
zawracałeś sobie głowę, przyszywaniem tego czegoś ?  Raffe chwieję się odrobinę na nogach.
Musieli właśnie kończyć operację, chwile przed tym nim uciekli stąd anielscy lekarze.
Z powodu zaschniętej krwi na plecach giganta nie trzeba być geniuszem aby stwierdzić ,że
nim zajmowali się najpierw. Miał więcej czasu aby dojść do siebie niż Raffe, chociaż jestem gotowa
się założyć ,że jeszcze nie odzyskał w pełni sił.
Podnoszę miecz, próbując być tak dyskretna jak tylko mogę.
 Zabicie cię byłoby moim wyborem,  mówi Beliel.  Ale cała ta anielska polityka.
Pamiętasz jak to jest.
 Minęło trochę czasu.  Raffe chwieje się na nogach.
 I minie jeszcze więcej, teraz kiedy masz te skrzydła.  Beliel wyszczerza się w
uśmiechu, ale wyraz jego twarzy nadal jest okrutny.  Kobiety i dzieci będą uciekać przed tobą z
krzykiem. Tak samo jak anioły.
Odwraca się w stronę wyjścia, gładząc swoje nowe pióra.  Biegnij teraz, gdy ja będę
popisywał się moim nowym nabytkiem. Nikt tam na dole nie ma piór. Wzbudzę zazdrość całego
piekła.
Zginając głowę w dół jak byk, Raffe rzuca się na Beliel'a.
Z tą ilością krwi którą utracił jestem zaskoczona ,że jest w ogóle w stanie chodzić nie
wspominając już o bieganiu. Chwieję się odrobinę pędząc na Beliela, który łapie go jednym
masywnym ramieniem i odpycha.
Raffe upada. Czerwone rozcięcia pojawiają się na jego policzku, szyi ramionach, kiedy jego
pozbawione kontroli skrzydła trzepoczą podczas upadku.
Podbiegam do Raffe'a i podaje mu jego miecz.
Wyraz niepewności pojawia się na twarzy Beliel'a, i jego ruchy nagle stają się ostrożne
Tak szybko jak tylko wsuwam rękojeść miecza w dłoń Raffe a, uderza on o podłogę niczym
tona ołowiu.
Raffe trzyma miecz tak jakby każdą uncją swojej siły próbował również powstrzymać
rękojeść od uderzenia w podłogę W moich rękach był lekki jak powietrze.
Raffe wygląda tak jakby ktoś właśnie złamał mu serce.
Spogląda na swój miecz w zadumie i z poczuciem zdrady. Niedowierzanie i ból mieszają się
na jego twarzy. To najbardziej emocjonalny jej wyraz jaki kiedykolwiek u niego widziałam, i gdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl