[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wozów.
Jude uśmiechnął się, zamknął ewangeliarz i wyciągnął do niej rękę.
- Chodz tutaj. Usiądz koło mnie. Nie pozwolę ci iść do Flambarda, więc nie ma o czym
mówić. Mógł się cieszyć twoim towarzystwem przez dwa dni, a teraz moja kolej. Chodz
do mnie.
Rhoese cofnęła się, kipiąc z wściekłości.
- Nie opowiadaj mi, że to twoja kolej! - krzyknęła. - Nie będę przechodzić z rąk do rąk!
Jestem lady Rhoese z Yorku i uratowałam ci dzisiaj życie, mój panie! Dziękuję ci za
wspaniałomyślny dar spędzenia z tobą paru chwil, kiedy ci to odpowiada. Wez sobie tę
księgę. Wszystko jest twoje, ale nie oczekuj, że siądę z tobą i będę wdzięczna, że wreszcie
nadeszła moja kolej. Posługujesz się równie niezdarnie słowami jak rękami, sir, i nie
myśl sobie, że to, co stało się dzisiaj, wynikało z czegoś, co ty zrobiłeś. Miałam już swoją
kolej przy tobie i nie dała mi ani po części takiej przyjemności, jak szacunek okazywany
przez Flambarda. Dla niego jestem damą. Dla ciebie tylko jeszcze jedną kobietą. A teraz
bądz tak dobry i zostaw mnie samą.
Bardzo wolno odłożył książkę i wstał, a uśmiech na jego twarzy zastąpił wyraz, który
mogłaby wziąć za czułość, gdyby go tak dobrze nie znała.
- Zagrzewałeś mnie do walki podczas turnieju - powiedział. - Czy tylko udawałaś, pani?
A może naprawdę chciałaś, żebym słyszał twoje okrzyki?
Odsunęła się, kiedy wyciągnął do niej rękę, ale był szybszy i pochwycił ją za ramię, nie
bacząc, że wrze z gniewu.
- Głupie zabawy mężczyzn - syknęła, starając się oswobodzić. - Co to ma za znaczenie?
Tak, udawałam, żeby zachować twarz, i tyle. To by zle o mnie świadczyło, gdybym za-
chowała się inaczej. To wszystko. Taka jest prawda.
Nie zwalniając uścisku, przyciągnął ją bliżej, jak rybę na lince.
- W porządku, moja piękna. Mogę to zaakceptować. Dopóki będziesz mówić mi prawdę,
a kłamać tylko kiedy o to proszę, to wystarczy na początek. Owszem, przyznaję, że
postąpiłem niezręcznie dziś po południu, ale to się więcej nie powtórzy w miejscu
publicznym. Masz moje słowo. Stój spokojnie, Rhoese. - Przyciągnął jej nadgarstki do
swojej piersi, trzymając ją na uwięzi. - Zajmiemy się tym pózniej - dodał.
- Nie zajmiemy się tym pózniej.
- Przede wszystkim chcę się dowiedzieć co nieco o tej książce. Skąd ją masz? Opowiesz
mi wszystko? Jestem gotów posłuchać.
- No proszę! A więc trzeba książki, żebyś zechciał nawiązać rozmowę, choć jeszcze
chwilę temu uznałeś to za mało oryginalną metodę. Cóż, jak widać tobie posłużyła, tylko
że ja nie chcę o niczym z tobą rozmawiać.
- Niemniej, pani, będziesz musiała, jeśli masz zamiar spocząć dziś w nocy w łóżku.
Chodz. - Puścił jedną jej rękę i pociągnął ją za drugą do ławy, gdzie ją posadził. - Wy-
ostrzyłaś sobie język na mojej skórze, więc teraz powinien ci posłużyć do gładkiej
opowieści.
Z książką na kolanie, podniósł wysadzaną drogimi kamieniami okładkę, pod którą
leżały pomarszczone warstwy cienkiego pergaminu poprzekładane paskami płótna.
Stronnice przedstawiały sobą arcydzieło kaligrafii, za każdą stały tygodnie długiej i
cierpliwej pracy artysty o najwyższych umiejętnościach. Książka była nie większa niż
pudełko na biżuterię i miała około trzech cali grubości, ale zawierała wszystkie cztery
ewangelie spisane pięknym, okrągłym pismem wewnątrz ozdobnego obramowania, z
wielkimi, kunsztownymi inicjałami, tytułami i całymi stronami splatających się wzorów.
Każda kartka jarzyła się kolorem, słowa nie zostały rozmyte przez wodę, rysunki lśniły
złotem, a wizerunki postaci były świeże jak w dniu, kiedy zostały namalowane. Oprócz
spuchniętych brzegów i rozmiękłej skóry na rogach zniszczenie było minimalne.
- To prawdziwy skarb - powiedział Jude. - Jakim cudem to się dostało do twoich rąk?
Kiedy Rhoese się nie odezwała, odwrócił się i spojrzał na nią bacznie. Zobaczył jej
buntowniczo zaciśnięte usta i płonące z gniewu policzki. Wziął ją za rękę.
- Rhoese - zaczął ostrożnie - Flambard myśli, że ta książka należy do mnie. Tak mu
powiedziałem, pamiętasz? Nie rozumie, czemu mu jej nie pokazałem, pewno dlatego
zwrócił się z prośbą o to do ciebie. Uważa, że wiozę ją do mojego kuzyna w Durham, a
ten z pewnością będzie chciał wiedzieć, skąd ją mam. Flambard nie omieszka być przy
tym obecny i będzie wyglądało trochę dziwnie, jeśli nie przedstawię im żadnego
wyjaśnienia, nie uważasz?
- Bynajmniej. Możesz powiedzieć szczerą prawdę, że teraz wszystkie rzeczy twojej
anglosaskiej żony należą do ciebie i jeszcze nie miałeś czasu ich policzyć. Ani obejrzeć,
jak w tym przypadku.
- Racja - westchnął. - Jest jeszcze coś, co jest moje, a czego nie zdążyłem obejrzeć.
Dziękuję za przypomnienie. - Zamknął książkę i położył na skrzyni, po czym wstał i
pociągnął ją za rękę. - Pozwolisz?
- Nie!
- Nie" na wszystko, jak rozumiem? Czyż nie przysięgałaś mi posłuszeństwa?
- Pod przymusem.
Wobec tego widocznie wszystko musi być pod przymusem. - Znów ją do siebie
przyciągnął.
-Nie... nie! Opowiem ci o książce, a potem możesz sobie iść.
- Dokąd?
- Do diabła! - mruknęła. - Co chcesz wiedzieć? Przekazała mu niemal słowo w słowo to
samo, co niegdyś mówiła Ericowi. Podczas tej niezbyt długiej relacji Jude siedział
nieruchomo, nie przerywał, tylko spoglądał na nią bacznie, kiedy jej głos raz czy drugi
się załamał przy wzmiance o ojcu.
- Zakonnice? - spytał w końcu, wpatrując się w kunsztowne liternictwo i misterne
wzory. - Naprawdę myślisz, że zakonnice w Barking mogły to zrobić?
Rhoese starała się ukryć entuzjazm.
- Opactwo w Barking - odparła - zawsze słynęło z uczonych kobiet. Nie wiem, jak to
wygląda teraz, bo Barking leży bliżej Londynu niż Yorku i nie mam z nimi kontaktu, ale
opactwo zostało założone przez biskupa Londynu dla jego siostry i przyciągało najlepiej
urodzone i najbogatsze damy. Zawsze mieli ścisłe związki z opactwami na kontynencie
i z dworem królewskim. Pewno dlatego Wilhelm Normański...
- Król Wilhelm - poprawił ją łagodnie.
- Tak, dlatego właśnie tam się zatrzymał po inwazji. Nie wiem, co jeszcze zostało wtedy
ukradzione, ale przeoryszy szczególnie zależało na odzyskaniu właśnie tego ewangelia-
rza. To cud, że nie zawędrował do Normandii, tylko do Norwegii, ale to się zmieni, jak
tylko arcybiskup Thomas dowie się, że go masz.
- Myślisz, że go zatrzyma zamiast oddać opactwu?
- A ty byś oddał?
- Jeśli tam jego miejsce, to zapewne bym go zwrócił. Nie jestem taki pozbawiony
skrupułów, jak ci się wydaje, pani. Ale skąd wiesz, że książka pochodzi właśnie z tego
klasztoru?
- Mój ojciec był tego całkiem pewien. - Wzięła od niego książkę i otworzyła ostrożnie na
końcu. - Tu coś jest, widzisz, dodano glosę do tekstu.
-Co?
- Glosę... glosariusz... tłumaczenie. Zostało napisane mniejszym pismem między
wierszami, popatrz. Jest po angielsku, więc nie będziesz mógł sam tego przeczytać ani
twój kuzyn w Durham. Jeśli się przyjrzysz uważnie - pokazała mu - to zobaczysz słowo
abbodisse, czyli przeorysza, a za nim nazwa miejscowości Baercinge, co by mogło
znaczyć, że książka została wykonana własnoręcznie przez jedną z poprzednich
przeorysz. Niektóre umiały pisać i malować nie gorzej niż mężczyzni.
- Umiałabyś odczytać resztę?
- Zapewne tak. Jest napisana bardzo drobnymi literkami, więc nigdy nie próbowałam.
- Kto nauczył cię czytać?
- Kapelan, którego mieliśmy przed bratem Alaricem. Ojciec powiedział, że jedno z nas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]