[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdzie się podziałam. Muszę się śpieszyć. Tutaj  dodała nieśmiało  było mi
bardzo przyjemnie, panie Rowleyu.
Nie wątpię, że to prawda, że było jej przyjemnie. Potrafi zachowywać się
swobodnie, w naiwny, naturalny sposób. Boi się tego brata, Dawida. To
oczywiste. On jest mózgiem rodziny. Dziś miała wolne popołudnie. Tak! To
właściwe określenie: wolne popołudnie, jak służąca. I to ma być bogata pani
Gordonowa Cload!
Rowley przystanął w bramie i z ponurym uśmiechem patrzył na Rosaleen idącą
szybko w stronę  Furrowbank . Kiedy zbliżała się do przełazu w ogrodzeniu,
przekroczył go jakiś mężczyzna. Młody farmer pomyślał zrazu, że to Dawid, ale
tamten był wyższy i tęższy. Kobieta cofnęła się, a gdy nieznajomy ją wyminął,
przeskoczyła zwinnie przełaz i prawie pobiegła do domu.
 Tak  myślał Rowley  ona miała dziś wolne popołudnie: ona i ja.
Zmarnowałem godzinę cennego czasu& Chociaż kto wie, czy zmarnowałem.
Sadzę, że Rosaleen zaczyna mnie lubić. To może się przydać. Jest ładna, bardzo
ładna& Ale cielęta także były ładne& Biedactwa!
Z zadumy ocknął się na dzwięk nieznanego głosu. Wzdrygnął się i szybko
podniósł głowę.
Rosły mężczyzna z plecakiem i w szerokoskrzydłym filcowym kapeluszu stał na
ścieżce po drugiej stronie bramy.
 Czy to droga do Warmsley Yale?
Młody farmer spojrzał nań nieprzytomnie, powtórzył pytanie i z trudem
znajdując słowa, powiedział:
 Tak& Tą ścieżką prosto przez pole& Jak pan wyjdzie na drogę, trzeba
skręcić w lewo i za trzy minuty będzie pan na miejscu.
Identycznymi słowami odpowiadał już na pytanie kilkaset razy. Ze stacji ludzie
udawali się często drogą dla pieszych, mijali wzgórze i w dolinie tracili zaufanie
56
do ścieżki, gdyż lasek Blackwell zasłaniał widok na Warmsley Yale. Wioska leżała
w kotlinie, a nad korony drzew wychylał się tylko wierzchołek kościelnej wieży.
Następne pytanie nieznajomego było mniej schematyczne, lecz Rowley
odpowiedział bez wahania:
 Są dwa hotele,  Pod Jeleniem i  Pod Dzwonem . Poleciłbym  Jelenia . Oba
są równie złe lub dobre. Ale pokój dostanie pan bez trudności.
Rowley spojrzał na nieznajomego z większym zainteresowaniem. Dlaczego nie
zarezerwował sobie pokoju, jak to się zazwyczaj robi?
Mężczyzna był wysoki, barczysty. Miał śniadą twarz, brodę i dziwne błękitne
oczy. Liczył około czterdziestki i można go było nazwać przystojnym na jakiś
surowy lub raczej zawadiacki sposób. W każdym razie nie budził szczególnej
sympatii.
 Chyba przyjechał z daleka  myślał Rowley.  Nawet ma trochę dziwny
akcent. Ciekawe& Zdaje mi się, że znam tę twarz& Gdzie ja widziałem tego
człowieka lub kogoś bardzo podobnego?
Kiedy tak medytował, zdziwiło go następne pytanie:
 Czy jest tu gdzieś w sąsiedztwie posiadłość  Furrowbank ?
 Jest& To tam na wzgórzu. Musiał pan zwrócić uwagę na tę posiadłość, jeżeli
szedł pan naturalnie drogą dla pieszych.
 Aha  spojrzał w kierunku wzgórza.  To ten duży biały dom, zdaje się
nowy.
 Tak.
 Wspaniała rezydencja. Utrzymanie jej musi kosztować majątek.
 Pewnie, że majątek  pomyślał Rowley  i to nasz .
Na chwilę przesłoniła mu wszystko nagła fala gniewu. Gdy odpłynęła, Rowley
zauważył, że nieznajomy spogląda w kierunku wzgórza, a w oczach ma szczególny
wyraz.
 Kto tam mieszka?  zapytał.  Może niejaka pani& pani Cload?
 Tak. Pani Gordonowa Cload.
Człowiek z plecakiem podniósł brwi i uśmiechnął się dyskretnie.
 Aha& Pani Gordonowa Cload  szepnÄ…Å‚.  Niezle jej siÄ™ wiedzie. No, to
dziękuję&
57
Kiwnął głową Rowleyowi, poprawił plecak i zamaszyście ruszył w kierunku
Warmsley Yale.
Młody farmer odwrócił się i wszedł na podwórko. Nadal dręczyło go pytanie:
 Gdzie ja, u licha, widziałem tego typa?
Około pół do dziesiątej wieczorem Rowley odsunął stos urzędowych formularzy
piętrzący się przed nim na kuchennym stole. Wstał, bezwiednie rzucił okiem na
fotografię Lynn stojącą na półce nad kominkiem i ze zmarszczonym czołem
wyszedł z domu.
W dziesięć minut pózniej pchnął i otworzył drzwi baru w hotelu  Pod Jeleniem .
Stojąca za ladą Beatrice Lippincott powitała go uśmiechem. Uważała Rowleya
Cloada za bardzo przystojnego mężczyznę. Młody farmer zamówił kufel piwa i
popijając wymieniał z sąsiadami zwykłe w takich razach uwagi na temat
szkodliwych poczynań rządu, pogody i przewidywanych zbiorów.
Po niejakim czasie podszedł do panny Lippincott i zapytał cicho:
 Zamieszkał tu jakiś nieznajomy? Wysoki, w kapeluszu z szerokim rondem?
 Aha. O szóstej wynajął pokój. Ten pana interesuje, panie Rowleyu?
 Tak. Przechodził koło farmy. Pytał o drogę.
 Wygląda na to, że przyjechał z daleka  orzekła właścicielka hotelu,
 Ciekawe, co to za jeden?  bÄ…knÄ…Å‚ Rowley.
Z uśmiechem spojrzał na Beatrice. Uśmiechnęła się w odpowiedzi i sięgnęła pod
ladÄ™.
 Aatwo sprawdzić, jeżeli pan sobie życzy.
Wydobyła grubą, oprawną w skórę księgę  rejestr gości  i otworzyła ją na
zapisanej do połowy stronie. Ostatnia pozycja brzmiała:
 Enoch Arden. Cape Town. Obyw. bryt.
ROZDZIAA DZIEWITY
Ranek był wyjątkowo piękny. Ptaki śpiewały i Rosaleen czuła się szczęśliwa,
gdy w swoim kosztownym niby to wiejskim stroju schodziła na śniadanie.
Rozproszyły się obawy i wątpliwości, które prześladowały ją ostatnio. Dawid był
również w dobrym humorze; śmiał się i przekomarzał z siostrą. Jego wczorajsza
58
wycieczka do Londynu miała przebieg pomyślny. Zniadanie było smaczne i ładnie
podane. Dobiegało właśnie końca, gdy przyniesiono pocztę.
Rosaleen otrzymała sześć czy siedem listów: rachunki, prośby o wsparcie,
lokalne zaproszenie  nic ciekawego.
Dawid odsunął na bok dwa rachunki i rozdarł trzecią kopertę. Zawartość jej,
podobnie jak adres, była pisana dużymi literami.
SZANOWNY PANIE!
SDZ, %7Å‚E LEPIEJ ZWRÓCI SI DO PANA NI%7Å‚ DO PACSKIEJ SIOSTRY  PANI
CLOAD PONIEWA%7ł TREZ TEGO LISTU MOGAABY BY DLA NIEJ SWEGO [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl